Udalam sie dziś rano na wyczekana od 2 tygodni wizytę u lekarza internisty, który zaakceptował przyjęcie mnie. Tak więc z teczka analiz medycznych podchodzę do pani sekretarki i podaje moje dokumenty do rejestracji. Pani wkłada kartę ubezpieczeniowa do czytnika i mówi:
"Ale pani doktor nie może pani przyjąć bo pani ma już lekarza internistę".
Mowie:
"Tak mam ale chce zmienić dlatego się umówiłam i dlatego tu jestem"
Pani na to:
"Ale w Bretanii nie można zmienić lekarza rodzinnego bo lekarzy brakuje, takie jest prawo"
ZAGOTOWALAM SIE... i zaczęłam się z lekka wykłócać. Pani sekretarka poszła zapytać panią doktor. Ta powiedziała, ze mnie jednak przyjmie ale tylko dziś bo inaczej nie może.
Okazala się być dobrym i starannnym lekarzem i z chęcią bym do niej przeszła, ale nie może mnie wziąć bo takie są przepisy w regionach, gdzie brakuje lekarzy.
I tak wracając do domu bo wyskoku ciśnienia do 180 myślałam ze szlag mnie trafi...
Czuje się OSACZONA, czuje się WIEZNIEM systemów: zdrowia, edukacji, bezpieczenstwa na ulicach, emerytur itd...
Ja emigrujac myslalam, ze ja do WOLNEGO kraju się udaje a teraz okazuje się, z eplacac 15% podatków z każdej pensji na służbę zdrowia lekarza nie mogę wybrać albo nie mam dostępu do niego, ze płacąc podatki i mając konkursy i uprawnienia nie mogę uczyć tam gdzie chce tylko muszę iść tam gdzie mi pani z administracji, z kuratorium KAZE ISC, ze nie mogę robić składek na emeryturę, gdzie chce tylko zależeć od niewydolnego i zalduzonego systemu i nigdy tej emerytury nie doczekam i mieć nie będę, ze po zmroku na ulice wyjść sama nie mogę bo są gwalty, naście i zabójstwa i nikt nie może mi zapewnić bezpieczeństwa, takiego podstawowego...
KU... gdzie ja żyje????????????????????????????????????
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz