wtorek, 16 grudnia 2025

Operacja? W styczniu 2026? Wku...


Bylismy wczoraj wieczorem u laryngolog. Bardzo przykre doświadczenie. Jestem dosłownie nafaszerowana lekami: antybiotyki, sterydy już nie tylko lokalnie ale tes doustnie, kodeina na ból, i jakieś krople-spray do nosa, którego nawet w aptece wczoraj wieczorem nie było bo to tylko w stanach ciężkich bo przebuja czyli perforuje tkanki... jakieś coś takie dziwne, którego pewnie ani nie będę brała skoro oddycham. 
Według pani doktor operacja jest konieczna na początku przyszłego roku: usuwanie torbieli oraz poszerzanie kanałów zatok przyszczekowych by ta ropa tam spływała sprawnie a nie prowokowała co ileś tygodni zapalenie zatok. Operacja w znieczuleniu ogólnym, trwa około 2 godzin, następnie są 15-21 dni konwalescencji i na to jest ZWOLNIENIE. Czy pójdę czy nie to zdecyduje sama bez ich nacisków i pośpiechu. 
Bo oczywiście teraz zwolnienia nie mam. Idę do pracy zaraz z walizeczka lekarstw. 

Tymczasem w pracy wkurwienie maksymalne bo napisałam dziś rano, ze będę i ze odrobię moje 3 lekcje stracone wczoraj popołudniu a oni do mnie napisali "czy mam POZWOLENIE na NIEOBECNOSC" z wczoraj. 
Odpisalam, ze nie mam i mieć nie będę bo sama, jako jednostka dorosła i odpowiedzialna, n
moge podjąć decyzje, ze jak boli i nic nie widzę to lekcji nie robię i nie mam warunków o wypełnianie druków i czekania na pozwolenie na nieobecnosc...

Ja nie wiem co ONI maja w MOZGACH? jakie g... czy inne rzygi by w ogóle o coś takiego pytać. Co za durny i popeirzony naród. Brak słów już mi po prostu. 

 

niedziela, 14 grudnia 2025

Trzeba będzie być silna i wytrzymała...


Mam pilne spotkanie z laryngolog wieczorem o 19. Do tego czasu nie mam jednak zwolnienia więc muszę iść do pracy i te lekcje jakoś zrobić, do 17 godziny... od 10. Tak sobie myślę, ze jak ja nie dam rady mówić to puszczę jakiś film historyczny i posiedzę. Nafaszeruje się lekami i może dam radę? 

 

A to mnie zaskoczył...

Moj mąż dziś rano... Udał się po prezenty... co prawda zostało już tylko 5 dni do wyjazdu i powinno to być zrobione przed bo prezenty są na Święta, ale od tygodni nie znalazł czasu. 
Widzac, ze nie robie i ze on ma to zrobić, jak było ustalone w tym roku... wyszedł dziś, stukając i jęcząc jaka to katorga i jaki problem i jaka straszna praca... ale poszedł. 

Ciekawe z czym i jak wróci? 

 

sobota, 13 grudnia 2025

Choroba wróciła...

 Dzisiejsza noc była ciężka. Nie mogłam oddychać. Wstawałam, szlam robić zabiegi. Dusiłam się. Układałam stosy poduszek by spać w pozycji siedzącej. Ból całej lewej strony twarzy i głowy jest spory. Nie mogę już funkcjonować bez środków przeciwbólowych a zwykły paracetamol zupełnie nie wystarcza. 

Jeszcze miesiąc nie minął od poprzedniego zwolnienia, które było do 16 listopada a ja znów ledwo oddycham i ledwo żyje. 

Dzis niedziela więc pewnie poczekam. Może jutro uda się uzyskać jaka pomoc od laryngologa? Tylko jutro mam lekcje od 10 do 17 i tez nie wiem jak je przeprowadzę? 

Strasznie mnie deprymuje ta sytuacja ze zdrowiem. 


Zebranie


Byłam wczoraj wieczorem, po pracy na zebraniu z rodzicami. Od 16 do prawie 20 siedziałam  z dwoma innymi kolegami z pracy i przyjmowałam rodziców pierwszych klas liceów.
Przydzielono mnie do trójki: pani od wf, pani od francuskiego i ja czyli pani od historii i geografii. 

Wybiła godzina zebrania i rodzice czekali już na korytarzu ale gdzieś się nam zapodziała pani od francuskiego, której wcześniej nie znałam i nie poznałam. Pani wychowawczyni klasy powiedziała: 
- Pobiegnijcie po nią na parter, do pokoju nauczycielskiego bo pewnie tam siedzi i zapomniała o zebraniu.
Zdziwiona, odpowiedziałam, ze:
- Biegać nigdzie nie zamierzam i ze chyba pani ma zegarek bo dostrzec, ze godzina wybiła?
Pobiegła pani od WF. Kobiety nie znalazła i wróciła z niczym. Następnie pobiegła wychowawczyni. I po chwili pojawiły się obie, gdyż pani z francuskiego jak  sama stwierdziła:

- Pomylila sale.

Weszła szybko i zajęła miejsce po środku. Ja siedziałam po jej prawej stronie, przyklejona do muru klasowego. Pani od WF usiadła po jej lewej stronie. Pani od francuskiego spojrzała na mnie szybko a miałam na sobie pomarańczowy sweter, czarne spodnie i czarne buty oraz niebieska, markową apaszkę i rzuciła: 
- No tez, z burzujka będę rodzicow przyjmować!

Wtedy poczułam ostra won alkoholu i zimnego tytoniu. Twarz pani od francuskiego była cala w czerwonych plackach, bez cienia makijażu, włosy, krotko ostrzyżone, na bretońska modlę u kobiet tutejszych, czekały na szampon. Ciało pokrywała czarna sukienka do kolan z czegoś w rodzaju wełny. Założona była na szare spodnie, które w połowie łydek ucinaly obłocone bezowe buciory. W tym momencie weszła pierwsza mama z córka. A miałyśmy 18-stu rodziców do przyjęcia, każdy teoretycznie po 10 minut. 
Pani od francuskiego wyłożyła przed sobą: 1,5 litrowa plastikowa butelkę Ice tea marki Lipton oraz paczkę ciastek z logo Carrefour z ostatnia literka jakości na opakowaniu czyli z E. Gdy pierwsza mama z córka sadowiły się na krzesłach na przeciwko nas, otworzyła butelkę i rozpruła kartonik. Okazało się, ze ciasteczka są opakowane w plastikowny celofan po 2 sztuki. I gdy tamte siadały, pani od francuskiego zaczęła łapczywie i z gwinta popijać swoją mroźna herbatę upuszczając jej nieco na stół przed sobą. Zaszelescily papierki i zaczęły się sypać kruszki do wylanej zielonkawej cieczy. Do końca zebrania wypiła poltoralitra słodzonego napoju i pożarła cala paczkę ciastek. I rozpoczęła się monolog. 

Mówiła tylko pani od francuskiego i to z każdym rodzicem. Udało mi się przez ponad 3 godziny siedzenia powiedzieć trzy zdania: 

- Co pani corka chce robić w przyjslzosci?
-Mam inne zdanie niż moja koleżanką siedząca obok mnie na ten temat... oraz
- Czy uprawiasz jakiś sport?

Na więcej nie znalazłam przestrzeni. Nie zdołałam nic powiedzieć ani tym rodzicom ani ich dzieciom. Pani od francuskiego i zdawkowo, bardzo zdawkowo pani od WF powtarzały wciąż i każdemu to samo:
- Musi nauczyć się "argu" czyli argumentować... w slangu mlodziezowo-skrotowym. 
- Cialo ma się cale życie, jak sobie na nie zapracuje takie będzie miał.
- Wyniki testów narodowych z francuskiego i z historii się nie liczą, proszę patrzeć tylko na to, my się znamy lepiej.

Wrocilam do domu na makaron z czerwonym pesto i poszłam spać. 


 

czwartek, 11 grudnia 2025

Gałęzi wigilijnej w tym roku nie upieke/a... ale dzień przeżyłam!


Tak sobie stare gałęzie wigilijne wspominam wieczorowa pora choć w tym roku nie upieką bo ani zdrowia, ani czasu ani możliwości. Pewnie więc po prostu jej nie będzie. 
A lubie ten tradycyjny, francuski deser wigilijny. 

Pojechałam na 8 do liceum. Ucznia od pogróżek nie było. 
Zmieniłam plan klasy. Zarzadzilam tak zwana kartkówkę - nigdy tego nie praktykowałam od kiedy uczę, ale chciałam sprawdzić czy cokolwiek po tak perturbowanej lekcji z poniedziałku zapamiętali? 
Po czym zapowiedziałam im, ze nie będzie już żadnej pracy w grupach, tylko indywidualna, ze będą pisać i pisać i ja ich będę dopytywać ustnie i co tydzień robić kartkówki. 
I się towarzystwo uspokoiło. 
Jutro jest spotkanie u dyrektora i zebranie z rodzicami. 
Licze na to,  ze przeżyje. 



 

środa, 10 grudnia 2025

Miedzy pieczeniem makowców a pogróżkami.


 
Upiekłam dziś makowce bo będę je zamrażać. Niestety kalendarz nie pozwala mi na upieczenie ich bezpośrednio przed świetami. W domu pachnie makiem, pomarańczami kandyzowanymi i drożdżowym ciastem.
W międzyczasie, dziś w nocy odezwała się choroba... czyli zatoki znów zatkały się i bolą i gardło tez boli. Myślałam na początku, ze to w związku ze szczepionka na grypę, która, jak co roku, wzięłam, ale dopiero w ostatnia niedziele bo wtedy czułam się w formie. Atak na zatoki wskazuje jednak, według mojej laryngolog na to, ze nie chodzi o skutki uboczne szczepionki a o kolejna infekcje. Robię co się da by się nie rozwinęła ale nie wiem co będzie i jak będzie.

W poniedziałek natomiast miałam dwa incydenty na lekcji: bójkę przy pudełku na telefony komórkowe kilku chłopaków w pierwszej klasie liceum - rozdzieliła fizycznie zaangażowanych w konflikt. Następnie była w praca w grupach i niestety doszło do rzutów piornikami przez klasę - tez dwójka z tych samych chłopaków co się bili o telefony. Widząc tych dwoje rzucających wyrzuciłam ich z klasy. Napisałam raport, poinformowałam pedagoga i tzw biuro szkolne. Od poniedziałku ich nie widziałam bo dopiero jutro mam z ta klasa lekcje.

Jednak wczoraj dostałam dwie wiadomości. Pierwsza: wyrzucony uczeń przyszedł powiedzieć, ze uszkodziłam mu kalkulator bo on musiał w pośpiechu wyjść z klasy i wtedy torba o coś się obiła i kalkulator został "przeze mnie uszkodzony" więc "jak go nie odkupię to on mnie zabije". I mail od jego chyba rodzica, w którym tez grozi mi "poważnymi konsekwencjami rzutujacymi na moje zdrowie i życie" w związku z uszkodzeniem kalkulatora.
Sprawe zgłosiłam wszędzie oraz na policji. Nikt się nie przejął specjalnie.
Mam nadzieje, ze jutro i w najbliższych dniach pozostanę wśród żywych. 

wtorek, 9 grudnia 2025

Miejsce, w którym pracuje


Czyli liceum ogólnokształcące. Po tych schodach wchodzę 2-3 razy dziennie podziwiając resztki śmieci oraz odrapane mury w kolorze szarym tak zwana lamperia. Poręczy staram się nie dotykać bo różne rzeczy są do nich poprzyklejane. 
Następnie mam ten długaśny korytarz do przejścia na dystansie jakiś 150 metrów bo moje sale są 24-25 w kolejce, po prawie stronie. 

Jest tutaj bardzo dużo azbestu z tego co mi powiedziano choć gołym okiem go nie widać oczywiście. 

I wiecie co? Większość osób mi mówi, ze "jestem dziwna" albo,  ze "mam coś z głową". 
Dlaczego? 
Dlatego, ze uważam, ze te pomieszczenia, miejsce pracy są brzydkie, obskurne, zniszczone, zle utrzymane. Ludzie wokół mnie wzruszają ramionam i mówią mi "a co tam, jest jak jest". 

A ja z ta moja nadwydajnoscia mentalna i z moja wrażliwością nie potrafią przejść do tak zwanego porządku dziennego pracując w takich warunkach. Mnie to boli, fizycznie boli. Jak wchodzę po tych schodach to powstrzymuje się by nie zwymiotować. Mdli mnie strasznie, kaszle... Gdy posuwam się tym korytarzem dwa razy dziennie to mam tylko jedna myśl w głowie "UCIEC stad jak najszybciej i jak najdalej". 
Pokój nauczycielski jest jeszcze gorszy... sale klas obskurne, odrapane i zniszczone... Myślę o o poprawczaku w Poznaniu, który kiedyś odwiedziłam z moja klasa licealna... tak tam wyglądały wnętrza w końcówce PRL... myślę o muzeum-wiezieniu komunistycznym w Wilnie - takie podobne korytarze tam są... 

I tak jest dziwna, jestem szalona, jestem może dla niektórych głupia czy nienormalna, ale jestem SOBA i dla mnie przejście do porządku dziennego w tych okolicznościach nie jest możliwe. 

Pytam wczoraj moja klasę maturalna co sadza o strzelaninach w Rennes z ostatniego weekendu? jedna dziewczyna mi powiedziała, ze ja to szokuje i ze cieszy się, ze już w mieście nie mieszka, tylko na wsi pod miastem. Ale 22 osoby wzruszają ramionami:
"Psze Pani te strzelaniny są przynajmniej raz w tygodniu więc w sumie co nas to obchodzi, my nic nie możemy, to nie nasza sprawa"... 
Pytam czy w związku z tym konsumują marihuanę albo kokainę. Uśmiechają się miedzy sobą... "no czasami". Czy są współodpowiedzialni. Nie widza tego i nie rozumieją, ze to tez przez nich. I tego tez nie mogę zaakceptować. 

 

poniedziałek, 8 grudnia 2025

Fatalny początek tygodnia...

 Wlasnie się dowiedziałam, ze mój syn siedział w ciemnościach w windzie bo się zablokowała po raz już nie wiem który... od 5 lat... Ponad godzinę tak siedział. Naciskał na przycisk ALARM ale nikt się nie zgłaszał... Dopiero po jakimś czasie ktoś raczył odpowiedzieć. Trwało to długo. 

W związku z powyższym, po raz kolejny trzeba wstąpić na drogę sadowa bo dość już tolerowania tej MIERNOTY z każdej strony. 


Zeby bylo malo... w Rennes STRZELANINY w ubiegly piątek wieczorem, w sobotę i wczoraj obok nas, obok stacji metra Mabillais 8 strzałów o 22:30 oddano... 

Jedna mysl w głowie UCIEC stad jak najszybciej... choćby na wieś ale to jak bardzo nie chcemy tutaj mieszkać dosięgło apokaliptycznego poziomu... Po prostu rodzi się w człowieku NIENAWISC do tego miejsca, do tych ludzi, którzy zarządzają miastem w taki sposób, ze dochodzi do tego typu sytuacji. Nie jestem specjalista tych zagadnień ale brak kompetencji u tych, którzy powinni je miał jest ewidentny. 


https://www.rennes-infos-autrement.fr/apres-un-week-end-noir-lopposition-rennaise-met-en-cause-la-municipalite/


https://www.ouest-france.fr/bretagne/rennes-35000/recit-meurtre-episodes-de-tirs-un-week-end-de-guerres-entre-narcotrafiquants-a-rennes-b6540346-d381-11f0-9e33-11f0fa5dcfce

niedziela, 7 grudnia 2025

Choinke ubieram...

 


Oczywiście mało co widać bo dzień tak szary i deszczowy... ale wieczorem jak rozświetlę to wszystko to zrobię ładniejsze zdjęcia. 

Po wczorajszych zakupach na rynku, pracy, spotkaniu na Polonii... dziś od 6 rano sprzątanie, tak, tak w niedziele bo niestety w tygodniu się nie wyrobiliśmy tym razem przez rady pedagogiczne i zebrania do 20, po sprzątaniu ubieranie choinki i gotowanie jednocześnie. To znaczy najpierw wstawiłam obiad a jak sobie pyrkal to zajęłam się dekoracja. 
W międzyczasie zadzwonił nasz przyjaciel z Bordeaux i zapowiedział się z wizyta na popołudnie. Tak więc intensywnie. Choineczka jest piękna, norman i pachnie cudnie. W tym roku wybrałam polskie kolory czyli biały i czerwony. Kupiłam tez nowe lampki takie na baterie w bardzo cieniutkich sznureczkach  by kabli nie ciągać. 
W domu więc już trochę świątecznie a jednocześnie praca na wszystkich frontach wre. Także dość dziwnie to może z boku wyglada. 
Wczoraj na rynku kupiliśmy tez olbrzymia gwiazdę betlejemska czyli poisencje. Wszystko to co lubię! 











piątek, 5 grudnia 2025

Troche polskosci z koszyku

Wracajac z pracy zajechałam do ukraińskiego sklepu. I kupiłam trochę specjałów z myślą o świętach. Jest kapusta kiszona na kulebiak czy pierogi i na bigos. Grzyby suszone, Such krakowska, kabanosy, twaróg ukraiński na pierogi ruskie choć polska receptura itd... 
Takie drobiazgi a cieszą. 

 

środa, 3 grudnia 2025

Po serii rad pedagogicznych... garść refleksji


Po pierwsze jestem maksymalnie zmęczona i fizycznie i emocjonalnie. Do tego stopnia, ze wyszła mi opryszczka czyli reaktywacja wirusa herpès. Nie jestem jeszcze wystarczajaco w formie by siedzieć w zasmrodzonych, gorących salach do 19 godziny  czy do 20 po dniu lekcji... zaczynajac czasami o 8 godzinie rano. 

Rady pedagogiczne we Francji to takie KASY, w których zapisuje się dane dotyczące klasy i każdego ucznia w postaci ocen cyfrowych i opisowych. Każda trwa od 1,5 godziny do 2 godzin z nawiazka i tak co 3 miesiące, dla każdej klasy, także jest co robić. 

Najbardziej przeraża mnie BEZSENSOWNOSC tych zebrań... Ten brak sensu jest związany z kilkoma kwestiami:
- brak kontaktu miedzy nami nauczycielami... więc jednak uczeń może mieć 18 z francuskiego, 2 z matematyki i 9 z historii-geografii... rozbieżność bywa ogromna ale nikt nie zadaje sobie pytania DLACZEGO? I co ewentualnie można przekazać, zaproponować?
- nieznajomośc uczniów przez część profesorów - niektórzy uczą po kilka dni albo kilka tygodni (JAK JA!) w tym tez nieznajomości uczniów przez dyrekcje czy pedagogów bo rozmiar szkoly wyklucza te znajomość... Plus po 36 uczniów w klasie jest.
- ZAMIATANIE pod DYWAN czyli "fameuse pas de vague" ( słynne "brak fal" - hasło francuskiego ministerstwa edukacji) w każdej kwestii problematycznej, skomplikowanej czyli jak tylko coś zacznie na temat jakiejś trudności... to zaraz jest cichooooo, syczenie, przerywanie w połowie słowa i zakaz rozmowy na ten temat. 
- BLEDY ORTOGRAFICZNE PROFESOROW!!! tak, tak dobrze czytacie. Wczoraj i przedwczoraj to było apogeum u mnie... co ocena opisowa to byki ortograficzne, syntaktyczne, składniowe... i trzeba to na gorąco poprawiać i czas leci i zebranko trwa godzinami bo część nauczycieli nie wykonało swojej pracy, nie przygotowało ocen, nie sprawdziło pisowni ich ojczystego języka i poprawiamy wspólnie. Ja tez oczywiście robię błędy, francuski jest moim 3-cim a nie rdzennym językiem, ale nie tyle co nauczyciele Francuzi.
- BEZSENSOWNOSC ocen opisowych w większości przypadków... wciąż są takie same "może postarać się bardziej", "może nauczyć się lepiej", "czas do pracy" i "dobre rezultaty", "średnie rezultaty", "słabe rezultaty"... do tego "gadanie" dochodzi... to w 99% przypadków. Nic innego nie piszą tym uczniom jak maja poprawić rezultaty w nauce? Z czego są dobrzy a z czego słabsi? Co można zrobić? 

Takze maraton takich zebrań kilka wieczorów w tygodniu bądź w dwóch tygodniach może u osoby myślącej, czującej i lubiącej swoją prace wywołać ostry stan depresyjny. Nic się nie zmienia, od wielu lat. System jest chory i jak widać niereformowalny. Działa na szkode uczniów, ich rodziców, nauczycieli. 

 

Choinka kupiona...

Ale jeszcze nie udekorowana. Zamówiliśmy w ubiegłym tygodniu. Dziś była do odebrania to mąż pojechał i przytargał mi ja na balkon. 
Jak się wyrobie to ubiorę w niedziele. Ta na zdjęciu jest z ubiegłego roku. Uwielbiam jak w domu pachnie choinka, piernikami, cytrusami... takie świąteczne zapachy! 

Uznajemy tylko żywe choinki, nie znosimy plastiku w zadnej postaci więc kupujemy żywa. Ozdób tez nie uznaje plastikowych więc ubieram w to co plastikiem nie jest choć pewnie w lampkach jest tego trochę. 



 

wtorek, 2 grudnia 2025

Kto lubi niespodzianki?

 


Ja! Wracam wczoraj zdenerwowana z pracy późnym wieczorem a w skrzynce paczka od cioci Uli... opłatki na dwa lata będą, kartka i pudełko śliwek naleczowskich! Moje ulubione i kiedyś mojego dziadka Henia... 
Dziekujemy!