Śledziłam wczoraj ze spora doza emocji ogłoszenie nazwiska nowego papieża. Jak pewnie większość ludzi na świecie, byłam zaskoczona tym wyborem kardynałów.
Papież ze Stanów zjednoczonych, ale z tata o francuskich korzeniach, mama z włoskimi korzeniami, mający podwójne obywatelstwo, pracujący 20 lat w Peru!
Człowiek globalizacja, człowiek świat - można wywnioskować z jego biografii, nie biorąc nawet pod uwagę funkcji i miejsca w kościelnej hierarchii.
I nie ukrywam, ze LUBIE takich ludzi! Lubię mieszanki kultur, cywilizacji, lubię te otwartość na swat i jego bogactwo i różnorodność.
A już mocno zachwycił mnie nowy papież wyborem imienia i tym co było widać na jego twarzy: wzruszenie, lzy, niedowierzanie, wstrzemięźliwość w słowie i w gestach.
Leon pierwszy to ten, który pokonał Attyle atakującego ze swoimi hordami barbarzyńców - używam słownictwa Sidoin'a Apolinaire'a, czyli Hunów, Rzym i cesarstwo. Leon XIII to ten czlowiek, który napisał "Rerum novarum", które czytałam będąc studentka na doktoracie. Pomimo tego, ze to tak stara encyklika to tak dużo mówiącą o kościele i świecie oraz o kościele w świecie i dziś. Leon IX, który naznaczył kościół reformami, które zapoczątkowały reformę Grzegorza VII w XI wieku. Dużo było znaczących w historii Europy Leonów... a teraz mamy Leon Amerykanina! Ciekawe co nam przekaże?
Takze zachwyca mnie ten wybór tak jak może zachwycać pilnego obserwatora wydarzeń na świecie wszelka zmiana paradygmatów i idące za nią konsekwencje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz