poniedziałek, 23 grudnia 2013

Ida Swieta// Joyeux Noël

Idą Święta…


To czas szczególny, wyjatkowy, święty…
 


W tym specjalnym czasie życzę Wam wielu spotkań…


 


Spotkania z zachwyconym wzrokiem małego dziecka


Spotkania z mądrym uśmiechem bliskiego człowieka


Spotkania z wybaczeniem


Z miłością


Z dobrocią


 


Spotkania z Tym Maleńkim a jakże Wielkim


 


Niech przyniesie radość i nadzieję na nowy 2014 ROK


Niech przyniesie POKOJ dla nas wszystkich…

niedziela, 22 grudnia 2013

Koncert, wyniki i ciekawe porównanie

Koncert, wyniki i ciekawe porównanie
Wczoraj popołudniu Antek brał udział w koncercie Bożonarodzeniowym proponowanym przez regionalne Konserwatorium muzyczne, do którego uczęszcza. Koncert odbył się w naszym kościele, w centrum Bordeaux. Biorąc pod uwagę ogromną rzadkość tego typu koncertów nad Sekwaną moja radość była wielka. Rozpoczęliśmy od próby. Kościół był pełen ludzi jak na Pasterce. Nauczyliśmy się razem śpiewać « Adeste Fideles » po łacinie z całą orkiestrą, organami i chórami konserwatorium. Był to niezwykle mocny i wzruszający moment.



Następnie nauczyliśmy się też dwóch kanonów, z których jeden, dedykowany zmarłemu tego lata uczniowi konserwatorium, był niezwykle przejmujący. Do słów poety Maurice Carême profesor Antka napisał muzykę…







« Jest w nas światło i ciemność. Jak zrozumieć, jak połączyć to światło i tę ciemność w jeden byt?”







Co mnie jednak wzruzszyło najbardziej to “Cicha noc” w wersji Alfred’a Schnittke z 1978 roku, dedykowana jego przyjacielowi… można w niej rozpoznać tę tradycyjną melodię kolędy, ale jest ona wciąż zakłócana deformacjami i bolesnymi skrzywieniami tak jakby pytała:



“Co zostało dzisiaj z tej kolędy, co zostało dzisiaj z sensu naszego istnienia?”



 



Po 2 godzinach z żalem wyszliśmy z kościoła…



Późnym popołudniem odwiedziła nas Agata z mężem, Francuzem, i z Anią. Przy świecach, ciasteczkach i kolędach… Agata zaczęła wylewać swoje żale co do Świąt we Francji, postawy jej męża, zupełnie obojętnego na ten czas, przygotowania, atmosferę… dołączyłam do niej choć nieco w innym tonie bo akurat męża wychowałam co do tego przez te wszystkie wspólnie spędzone lata…







Wieczorem, z ciekawości zaczęłam stukać w necie: Jak obchodzą Święta Polacy i jak Francuzi. I pomimo tego, że to tylko statystyka to jednak wiernie odzwierciedlająca to co czuję, czujemy…



Gdy w Polsce 98% mówi, że obchodzi Święta, tutaj 34% ich nie obchodzi wcale.



Gdy w Polsce około ( zależy jakie źródło) 78-80% mówi, że bierze w tym czasie udział w liturgiach, że śpiewa kolędy w domu… we Francji jest to 12%  i 8%.







Gdy w Polsce 66% twierdzi, że Wigilię rozpoczyna od modlitwy, lub tekstu biblijnego… u nas nie ma 1% tylko 0,9%!







Obudziłam “robala”…







Aha, o wynikach miało też być, tych antkowych bo się pierwszy trymestr roku szkolnego skończył i dziecko moje w piątek wyniki swych testów szkolnych przyniosło… I dumni jesteśmy strasznie, mocno, entuzjastycznie… bo znów ma same bardzo dobre od gory do dołu i na matematykę znów go przeniosą na rok wyżej, tym razem od 6 stycznia. Znakomicie sobie radzi pomimo wielkiej liczby zajęć dodatkowych, które ma w tygodniu, a które uwielbia i wciąż prosi o jeszcze… Jest moim skarbem, aniołem, jest najważniejszy w moim życiu!

Ps. A na zdjeciu ciasteczka Bozonarodzeniowe - Florentynki, ktorych juz nie ma... zawsze znikaja w pierwszej kolejnosci! 2 przepisy sa na moim kulinarnym blogu.

czwartek, 19 grudnia 2013

Robal


Wstrętny emigracyjny Robal… zawsze wysuwa swoje obrzydliwe czarne macki kilka dni przed Świętami. Nie, nie musi mi się śnić by przypomnieć o swojej obecności. Przez lata nauczyłam się rozpoznawać jego znaki.

 

Zakrada się powoli… Nagle zaczynam oglądać TVP Polonia… Nie mogę znieść książek w innych językach jak tylko w polskim. Nerwowym ruchem chowam te inne w szafce nocnej.

Codziennie dzwonię do Polski albo przynajmniej do osób mówiących po polsku…

Mówię TYLKO po polsku do Antosia…

Wszystkie polskie płyty jakie posiadam nagle znajdują swoje miejsca na szczycie mojej wieży CD…

Piekę po polsku, gotuję po polsku… ostatnio zrobiłam kapuśniak z kapusty polskiej marki Rolnik bo tylko taka jest u nas dostępna… kotlety schabowe, makowce, pierniki, śledzie…

 

Mówię wszem i wobec o naszych tradycjach nie kryjąc swojego zdenerwowania i niechęci do braku francuskich tradycji w tym okresie albo po prostu do braku kultury i zainteresowania Francuzów ich własnym dziedzictwem…

 

Jednym słowem staję się Inna, dziwnie Inna.

Mój mąż przez lata nauczył się identyfikować te sygnały i stara się mnie chronić w tym czasie, na tyle na ile może. Jest wyjątkowo miły i kochany, ale mi zawsze czegoś brakuje.

 

Nie jest to racjonalne. Nie potrafię do końca opisać tego słowami. Nie wiem jak to wytłumaczyć.

Tęsknię za czymś co… nie istnieje albo może istnieje tyle, że w moich wspomnieniach, myślach, emocjach.

 

Przyjazd do Polski wydawałby się rozwiązaniem… tak robi wiele moich emigracyjnych znajomych. Nie mogą znieść Świąt poza Polską czy innym rodzinnym krajem. Ja jednak już kilkakrotnie przekonałam się, że tak właściwie mało co to rozwiązuje. Nie znajduję w kraju tego czego szukam, nie znajduję tego na emigracji…

Szukam w głębi siebie i tam znajduję ukojenie… czasami

Bo robal lubi pokręcić się w moim wnętrzu.

niedziela, 15 grudnia 2013

Świąteczny spacer po Bordeaux i czekolada na gorąco za 10 euros !

 
 
 
Ta czekolada to mi ością w gardle stanęła, ale zacznijmy opowieść od początku.
 
Mąż mój ma od kilku tygodni już recepte na nowe okulary. Ale z powodu braku czasu, gdyż jak sam on twierdzi do kupna okularów potrzeba minimum dwojga, wybraliśmy się po nie dopiero wczoraj wieczorem, popołudniu właściwie. W sklepie optycznym soędziliśmy dokładnie 1 h i 20 minut ! Dobrze, że były fotele !
Wybieranie oprawek trwało i trwało. Po około 50 minutach dotarliśmy do finałowej selekcji pomiędzy dwoma modelami, jeden marki Théo, Beliga i drugi marki Burton Perreira. Stéph przymierzał i przymierzał nie mogąc się zdecydować. W końcu wybraliśmy te ostatnie ! Youppiiiii !
 
Ale później rozpoczęła się dyskusja co do szkieł a takie, a takie, najcieńsze z możliwych, z takimi a takimi zabezpieczeniami. Uff opuściliśmy optyka ! I spokojnym krokiem udaliśmy się na czekoladę na gorąco do naszej ulubionej kawiarni mieszczącej się w Grand Hotel w Bordeaux, na przeciwko Opery… Ostatnio czekolada kosztowała tam 6 euros za filiżankę więc nie prosiłam nawet o kartę. Byla pyszna jak zwykle, gesta... ale 4 euros drozsza niz miesiac temu! SKANDAL!!!
 
Ludzi było tyle wszędzie, że człowiek miał wrażenie, że całe miasto « wylęgło » na ulicę. Wszyscy z siatami, obładowani tylko my… ręce w kieszeniach…
Miasto pięknie udekorowane miejscami choć czasami jak na Marsie…  patrz te świecące kregi nad jedną z ulic – dziwoląg totalny…
Na rynku Bożonarodzeniowym jak zwykle super atmosfera, ale zdjęcia z tego rynku zamieszczałam już w zeszłym roku…
 
Dziś podwieczoek świąteczny u Klaudi, Niemki, towarzystwo middzynarodowe, kilka państw reprezentowanych… będzie pewnie super miło !
I wam miłego świątecznego dnia życzę !

Dekoracje w Grand Hotel w barze-kawiarni

Wejscie do kawiarni hotelowej

Ulica dla Marsjan!

Grand Hotel - fasada

 
Rzezba de Jaume Plensa na jednej z ulic

Samochod Gwiazdora

 
Fasada jednego z najwiekszych negocjatorow wielkich win z Bordeaux

Karuzela i rynek Bozonarodzeniowy za nia.

Choinka przy starej latarni

Skrzynka na listy do Gwiazdora! czyli we Francji Ojczulka Bozonarodzeniowego - Père Noël!

piątek, 13 grudnia 2013

To było 32 lata temu…

To było 32 lata temu…



 

 

Miałam dokładnie tyle lat ile mój synek dzisiaj – stąd ta fotka, strzelona wczoraj w jego pokoju, wieczorową porą, bez przygotowania także kolorystycznie nie najlepszej jakości, ale nie to jest najważniejsze.

Dziś, przy śniadaniu mój mąż powiedział Antkowi : « wiesz 32 lata temu jak mama miała tyle lat co ty, a była to niedziela w Polsce rozpoczął sić stan wojenny… »

Popłynęła opowieść taka zwykła, nasza, moje osobiste wspomnenia z tego dnia. Dziwny to był czas.

 

Później pomyślałam sobie jakby mój syn zareagował dzisiaj, w tym samym wieku, gdyby przed jego domem jechały kolumną czołgi ?

Antoś z uśmiechem zapytał : «  jak ty to sobie wyobrażasz mamo ? Czołgi na naszej ulicy ? »

Fakt, dzisiaj sobie tego nie wyobrażam, ba wtedy też staliśmy jak osłupiali i przez blokowe okno z naszego mieszkania na 4 piętrze gapiliśmy się na tę kolumnę. Wtedy też wydawało mi się, że to jakiś film kręcą, niemożliwe…

Włączyliśmy TV ale nie działało… zamiast teleranka na ekranie pojawił się generał w dużych okularach. Telefon nie działał i mama wkurzała się, że zadzwonić do swoich rodziców nie może… a później to już tatę zwinęli nie wiadomo gdzie i nie wracał, nie wracał…

 

Eh, inna rzeczywistość.

Wczoraj jednak przypadkiem obejrzałam krótki reportaż na TV POlonia z udziałem rodziców « Janka Wiśniewskiego », zastrzelonego w 1970 roku… tego młodego człowieka, którego zwłoki niesiono na drzwiach…

I z tego czasu to co chyba boli najbardziej i dla mnie jako obywatela i historyka jest niedopuszczalne ale jak widać możliwe, to brak jakichkolwiek konsekwencji, pociągnięcia do odpowiedzialności ludzi, którzy wydawali wtedy rozkazy, strzelali, czy w jakikolwiek inny sposób torturowali czy wyrządzali krzywdę protestującym, pokojowo protestującym.

W wielu krajach rozliczono się ( na różne sposoby) z tą haniebną przeszłością. Postawiono tysiące ludzi przed trybunałami i pociągnięto ich do odpowiedzialności. U nas ? Nic… cisza… były dyskusje, ale nic z nich nie wynika. Ból ofiar i ich bliskich pozostał i jest żywy do dzisiaj.

czwartek, 12 grudnia 2013

Karta poszanowania prywatnego życia pracowników we Francji






Została podpisana przez 16 dużych przedsiębiorstw nad Sekwaną, gdyż jesteśmy mistrzami świata w uniemożliwianiu połączenia życia zawodowego i rodzinnego w tym kraju! Karta zawiera 15 zobowiązań w tym takie np by nie organizować zebrań przed 9 h raną I po 18 h wieczorem, nie mobilizować pracowników w week-end, nie wysyłać im meili i szanowć czas niezbędny do realizacji projektów.

Wczoraj nasze media mówiły wiele na ten temat i porównywały. Gdy na przykład w Niemczech większość pracowników około 17 h opuszcza miejsca pracy u nas jest to 19h30 na prowincji i 20 albo i później w Paryżu i w regionie paryskim. Akurat tutaj przykładów wokol mnie nie brakuje… nawet mam jeden w domu wychodzi do pracy o 8h-8h30 wraca o 20h wczoraj o 22 h na przykład. Jakie życie rodzinne prowadzić? Jak ojciec ma widzieć dzieci, pomóc im np w odrabianiu lekcji?

Niemożliwe…


Moja przyjaciółka w Paryżu, chrzestna Antka ma dwójkę dzieci, ale widzą je tylko w week-endy bo wracają około 21 i on i ona po pracy do domu… godziny pracy nad Sekwaną!


To już kolejny document dotyczący tego problemu, mówi się o nim, ale czy coś się zmieni???

wtorek, 10 grudnia 2013

Invictus - dla tych, ktorym ciezko i zle... dodaje odwagi!



Który pozwolił Mandeli przetrwać 27 lat w więzieniu… jedna z jego inspiracji… deydykuję ci go w nadziei, że ci Pomoże, doda sił…

 

Z głębi nocy wokół mnie

Z otchłani czarnej niczym piekło

Wszelkim bogom dzięki ślę

Za moją duszę nieulękłą

 

W potrzasku losu mego tkwię

Nie żaląc się płaczliwym głosem

Pod pałką co mą skórę tnie

Skrwawioną głowę hardo wznoszę

 

Za dolinami gniewu, łez

Majaczy przerażenie cieniem

Lecz groźby przyszłych dni

Witam i nie przywitam drżeniem

 

I co mi tam najwęższa z bram

I jaką karą chcą mnie skruszyć

Gdy panem doli mej ja sam

I sam sternikiem mojej duszy

 

Tłumaczenie Wiktor Wrzos, Wiliam Ernest Henley, koniec XIX wieku

 

Ja sama, często powtarzam sobie po francusku:

“Je rends grâce aux dieux quels qu’ils soient

Pour mon âme invincible et fière…

Je suis le maître de mon destin

Je suis le capitaine de mon âme ».

 

 

niedziela, 8 grudnia 2013

Zenada... o Nelsonie Mandeli

Przeczytałam tekst pana Terlikowskiego a portalu fronda i nieco mnie zmroziło ale by coś na ten temat napisać trzeba było sprawę nieco przemyśleć.



I tak pan Tomasz Terlikowski pisze na owym portalu, że za Mandelę to się modlić trzeba a nie wynosić go na ołtarze bo za jego rządów czarni napadali na białych, gwałcili białe kobiety i jeszcze ustawę aborcyjną przegłosowali a co za tym idzie 90 tysięcy płodów ginie w RPA każdego roku, we Francji ponad 200 000 a biali ustawę przegłosowali sic!



Są to jedyne dwa argumenty pana Terlikowskiego  stanowiące o tym, że Mandela “Aniołem” nie jest.



Pierwsze co mi się nasunęło to myśl czy aby pan Terlikowski Bogiem nie jest? Bo skoro osądza a mówi o sobie katolik a w Biblii napisano, “ nie sądź bo sam będziesz osądzony” to albo ma kłopot z lekturą wiary, którą wyznaje albo rzeczywiście Bogiem się czuje?







W jednym tylko z panem Terlikowskim się zgadzam: Mandela aniołem nie był! Ale czy nie jest? Tego już nie jestem pewna bo skoro umarł to może już jest?



Nie był, gdyż jako człowiek nienawidził, ba nawet bił się w imię swoich racji, i bił swoją pierwszą żonę jak niejednokrotnie przyznał i pewnie jeszcze wiele innych grzechów popełnił.







Tylko czy można zredukować osobę, życie, pracę Mandeli do tego co wyżej, do bojówek jego współobywateli, które gwałciły i zabijały, do ustaw choćby nawet tej dotyczącej aborcji? A gdzie chociażby jedno zdanie o Komisji “Prawda i pogodzenie”? Gdzie słowo o jego wielkiej przyjaźni z arcybiskupem Desmond Tutu? Gdzie zdania o jego związkach z głowami naszego kościoła, katolickiego, a Terlikowski podobno do niego należy? Myślę o Janie Pawle II i o Benedykcie XVI?



Nie ma… Tekst pana Terlikowskiego tak naprawdę nie mówi NIC o Mandeli, za to mówi o jakiś bliżej niezidentyfikowanych osobnikach, którzy w jakiś bliżej niezydentyfikowany sposób byli z Mandelą związani ( żadnego dowodu jednak nie ma w tekście na to!) I którzy zła wiele wyrządzili. Żadne inne słowo nie przychodzi mi do głowy jak po prostu Żenada, merytoryczna, duchowa, ludzka po prostu…



Cały świat doceniał i docenia to co zrobił Mandela, jego odwagę, jego siłę, ducha, pan Terlikowski raczej doceniony za artykuł o Mandeli nie będzie. Więc może to jakiś wyraz frustracji? Nie wiem…











Osobiście jestem poruszona i wzruszona. Mandela jest i był i pozostanie jak dla mnie autorytetem, nie, nie Świętym, a człowiekiem, który potrafił wznieść człowieczeństwo na zupełnie inny, wyższy wymiar, który potrafił odrzucić to co w nas najniższe i najpodlejsze – RASIZM w jakiejkolwiek formie…







Wszystkie moje lekcje, w piątek rozpoczęłam od przeczytania, dość długiego, dialogu, z 1998 roku, pomiędzy Mandelą a Clintonem o nienawiści i o przebaczeniu. Czytałam około 10 minut. W każdej z klas, nawet tej najtrudniejszej, zapanowała “grobowa” cisza. Kilka uczennic ocierało łzy… Na tablicy napisałam Nelosn Mandela 1918-2013… zapisali to w zeszytach, świadomi tego, że biorą udział w historycznym wydarzeniu. Bo historia to nie tylko to co było i to co można znaleźć w archiwach, histoira czasu teraźniejszego jest dziś dziedziną wiedzy skupiającą wielu badaczy… I warto rozpoznawać momenty ważne, znaczące dla nas wszystkich.



Jednakże ludzi pokroju pana Terlikowskiego i u nas nie brakuje… gdy spytałam koleżankę po fachu czy mówiła o Mandeli na swoich lekcjach ta popatrzyła na mnie i wypaliła “ Jak mi Ministerstwo edukacji powie, że mam mówić to powiem, jak narazie nic nie powiedziało”. I tutaj też no comment…

czwartek, 5 grudnia 2013

Jak to z tą wiarą w Mikołaja jest ?


Jak to z tą wiarą w Mikołaja jest ?
 
 

Czy to Gwiazdora czy jak we Francji Ojczulka Bożonarodzeniowego? Jutro już Świętego Mikołaja… Mój syn, twardo wierzy, że Mikołaj, tej nocy, do niego przyjdzie. Nie ma co do tego najmniejszej wątpliwości. Jednakże sprawa z Ojczulkiem ma się już inaczej.

W szkole, na sportach, na muzyce, koledzy mówią, że to rodzice, ale tak do końca to nie wiadomo! Antek pytał już nas od zeszłego roku jak to naprawdę jest, ale za każdym razem odsyłamy go do jego wiary, do tego co czuje, by powiedział jak on myśli, uważa, jakie ma wątpliwości. I niezmiennie kończyło się i kończy się na tym, że Ojczulek jednak musi istnieć. Wiele argumentów za jego istnieniem przemawia!

W ostatni wtorek byłam z Antkiem w sklepie muzycznym po sprzęt, nuty, jakiś zeszyt do muzyki. Przy okazji kupiłam duże cymbałki a raczej carillon. Ze zdzwieniem mój syn pyta dlaczego to kupuję, przecież on ma już ten instrument. Wytłumaczyłam mu, że to na Boże Narodzenie dla jego młodszej kuzynki. Uważnie obserwowałam jego reakcję.

Nawet się nie zająknął tylko stwierdził: “tak, tego typu prezenty muszą kupić rodzice bo krasnoludki czyli lutins po francusku nie potrafią zrobić instrumentów, robią tylko zabawki”.

 

Wiara w Ojczulka jak widać nietknięta.

 Myślę sobie jak długo jeszcze? Większość kolegów Antosia już raczej nie wierzy. Jego kuzynki w Polsce wierzyły dość długo z tego co rodzina mówiła, do prawie 10 lat… mój chrześniak tutaj, 10 latek nie wierzy już od 3 lat…

Co dziecko to chyba inny model tej wiary…

 

Wczoraj, przy kolacji, Antoś, mówi do nas: napisałem list do Ojczulka, w nim lista prezentów, jest ich 7 w tym roku i trzeba go koniecznie jutro wysłać bo inaczej nie dojdzie na czas”. Mój mąż wziął list, pięknie wykaligrafowany, ozdobiony, z podziękowaniami, włożył do koperty, i dziś rano wysłał, gdyż poczta francuska na każdy taki list w imieniu Ojczulka odpowiada, więc za kilka dni przyjdzie odpowiedź…

 

Totalnym zaskoczeniem jednak był sam moment zasypiania. Antoś wtulił się we mnie i wyszeptał: “ Maman, ja myślę, że to jednak nie Ojczulek, ale skoro wy mówicie wciąż tylko o Ojczulku to nie chcę wam robić przykrości, dla was też zamówiłem prezenty tylko nic wam nie powiedzialem”…

 

 

Ps/ Na zdjęciu wczoraj przyszły moje pierwsze zamówione prezenty z Bazarchic, takie drobiazgi do aromatherapy marki Parks London… cudownie pachną… napawam się!

 

środa, 4 grudnia 2013

W tenisowym klubie Antka – fotoreportaż

W tenisowym klubie Antka – fotoreportaż

 

 

 

Od zeszłego roku już Antoś i mój mąż grają w tenisa w Villa Primrose. Jest to jeden z najstarszych klubów we Francji i najstarszy w Bordeaux. Założony jeszcze w XIX wieku, klub ten posiada dwie sekcje sportowe: tenisową i hokeja na trawie. Obie cieszą się ogromnym powodzeniem i mają dobre wyniki na narodowej arenie. Wymiana międzynarodowa sekcji zajmuje ważną część ich działalności i to od dawna – jak można zobaczyć na zdjęciu z 1946 roku, turnieje, spotkania, wszystko to odbywa się w klubie, na miejscu.

 

Ale klub to nie tylko miejsce sportowych spotkań, to też Club House z jego restauracją i barem, pomieszczeniami w tym “salonami” w angielskim stylu, salą do brydża, siłownią, salą gier dla dzieci, biurami… to miejsce szczególne, gdzie spotykamy się w tygodniu, ja przez 2 h w środy a mój mąż w soboty I w niedziele oraz na wieczorach z szefostwem klubu, sponsorami… I gdy o Villę Primrose chodzi są to w dużej mierze właściciele winnic i okolicznych zamków – stąd tyle wina i szampanów w klubie. To cała społeczność skupiona w klubie, około 1600 osób plus dzieci, która częściowo się zna, wyznaje podobne wartości i je dzieli. Podobnie jest w naszym klubie golfowym ale o nim innym razem.


Korty odkryte, sa tez zakryte...

restauracja klubowa w Club House

I sporo wina... ustawionego na beczkach po winie

jeden z salonow klubowych... skorzane kanapy i fotele, kominki i stoly

Sciana ze zdjeciami szefow klubu.... zdjecia z XIX wieku u gory

schody prowadzace na drugie pietro i zdjecia...

Plakaty wielkich, ktorzy grali w klubie...


Zdjecie ekipy hokeja, hinduskiej ekipy, ktora goscila w klubie w 1946 roku.

Tablica rezerwacyjna kortow i wina sponsorow...

wtorek, 3 grudnia 2013

Trafne ? Czyli kilka myśli o Historii narodowej.

« Nikt dziś nie zabrania młodym ludziom noszenia koszulek z symbolem sierpa i młota. Można publicznie głosić, że komunizm był wspaniałym eksperymentem, który się nie powiódł. Spróbujcie to samo powiedzieć o nazizmie, spróbujcie ubrać koszulkę ze swastyką.To głębokie zaburzenie tolerancji wobec obu reżimów totalitarnych. »

Roger Moorhouse (profesor University of London)



“Pamięć narodowa nie jest historią. Historycy często skazani są na niszczenie pamięci narodu, zaś jej twórcy nierzadko niszczą historię. Pamięć jest trucizną. Trzeba ją chować przed nieodpowiedzialnymi politykami.”

Jarosław Hrycak ( professor historii na Uniwersycie Lwowskim I na Europejskim uniwersytecie w Budapeszcie)



“Historia narodowa może dać znakomity opis dziejów, ale bez wyjścia poza kontekst narodowy nie jest zdolna tłumaczyć wydarzeń historycznych”

Timothy Snyder ( historyk na Yale University)



Wszyscy trzej są specjalistami Historii Polski i szerzej Europy centralnej.



Z wszystkimi, przyznam, osobiście się zgadzam. Trójka tych historyków jak i wielu innych wystąpiło na festiwalu wrocławskim “Anamneses” w 2012 roku, w maju. Reportaż z tego festiwalu przeczytałam w “Tygodniku powszechnym” i te refleksje bardzo mnie zainteresowały jako historyka. Jednakże słabo znam teren polskiej myśli historycznej, tyle co z lektru i z opowieści historyka, kuzyna, pracującego w PAN-ie. Znam jednak dobrze teren francuski.

Zupełnie zgadzam się z myślą, że by dowiedzieć się czegoś o sobie najlepiej zacząć od rozmowy z przyjaciółmi. I ta refleksja znakomicie sprawdza się w historii, stąd moje zajęcie się sie profesjonalne Rosją a szczególnie prawosławiem rosyjskim i problemem tożsamości narodowej w tym kraju. W ten sposób docieramy do sedna myśli historycznej czyli uchwycenia różnicy pomiędzy opisem a wyjaśnieniem. Historyk szuka obu a przede wszytskim tego drugiego.

“Dlaczego byliśmy prześladowcami? Dlaczego przyglądaliśmy się, nic nie robiąc?”…

Jako nauka, stan wiedzy, jej miejsce w Polsce i miejsce polskiej historii w świecie?

Gdzie w naszym kraju nowe szkoły historycznego myślenia? Gdzie książka historyczna polskiego autora napisana w ciągu ostatnich dwóch dekad – która na moment choćby zawładnęła wyobraźnią publiki w Niemczech, Anglii czy USA? Bo odwrotnych przykładów jest aż nadto…

niedziela, 1 grudnia 2013

Pierwszy dzień Adwentu

Pierwszy dzień Adwentu


1 grudzień i poranek adwentowy. Antoś z radością odkrył swoje adwentowe kalendarze, w tym roku wyłącznie czekoladowe. Wczoraj wieszaliśmy je na drzwiach. Udekorowaliśmy też drzwi koronami i zrobiliśmy nasz tego roczny wieniec adwentowy. Za chwilę, jak się zacznie robić ciemno czyli około 18H zapalimy pierwszą świecę… choć Antek zapaliłby i już teraz skoro w kościele zapalaliśmy o 10h30… ale… jak narazie trzeba ćwiczyć cierpliwość.
 

 


 

 

Nie mamy jeszcze ciasteczek adwentowych… będę je robić od przyszłego tygodnia jakies 4 maksymalnie 5 gatunków, gdyż czasu wciąż brak.

Na dzisiejszej mszy rodzin, czyli tej dla dzieci, jest u nas tylko jedna taka w miesiącu, chłopak o imieniu Pierre czyli Piotr lat 8, mówił wszystkim dzieciom i rodzicom, przed całą parafią : dlaczego prosi kościół o chrzest…

Był to niesamowity moment, pełen wzruszenia… bo prostymi, dziecinnymi słowami, Piotr mówił o swoim spotkaniu z Jezusem, o tym, że chce poznać więcej, głębiej. Nawet w ławkach dzieci zaległa cisza…

Dla mojego Antka było to ogromne przeżycie i do teraz o tym dyskutujemy.

 

Bardzo lubię ten czas, czas oczekiwania, radosnego, na Boże Narodzenie. Uwielbiam Boże Narodzenie choć nie zawsze jest mi tutaj, na obczyźnie łatwo w te dni, ale pomimo wszystko lubię ten nastrój, tę radość, to oczekiwanie i nawet brak czasu…

Wczoraj zamówiłam wszytskie prezenty na Internecie… teraz czekam na dostawy… choinka przyjedzie w piątek, 6 grudnia, jak co roku, jest już zamówiona w Ikea, tak by można ją było oddać po Świętach…

Pozdrawiam adwentowow i świątecznie już !