środa, 31 sierpnia 2016

Wielka Brytania – Londyn wzdłuż Tamizy. 16 sierpnia 2016. Część 3.

GB 4
Tamiza, z kopula katedry Swietego Pawla








To był wspaniały dzień choć zwiedzaliśmy przez równo 10 i pół godziny miasto ! Ja już od rana czułam moją lewą nogę ( od urazu mięśniowego doznanego w lutym w Pirenejach, mam z nią kłopoty jak przeciążę). Po śniadaniu spożytym w hotelowym pokoju ruszyliśmy pieszo wzdłuż Tamizy po czymś co Anglicy nazywają Queen Walk czyli spacerem czy deptakiem królowej, inaugurowanym w grudniu 1988 roku. Było ciuchutko jak na Londyn i spokojnie o tej wczesnej godzinie.  Niebo miało stalową barwę pomimo ciepełka. Rozpogodziło się dopiero popołudniu. Na zdjęciach ze Sky Garden widać jednak Londyn spowity w szarościach a to zasługa zanieczyszczenia powietrza !


Po godzinnym spacerze dotarliśmy do muzeum sztuki wsppółczesnej czyli Tate Modern, które to na niektórych piętrach ma bezpłatne, stałe wystawy. Podziwialiśmy : Miro, Braque, Picasso, Léger, Malewicza, Modrian czy film naszego realizatora Żmijewskiego z 2009 roku. Bardzo podobał mi się rozkład tematyczny muzeum : Człowiek i społeczeństwo ; Wojny ; Demokracje itd…


 


Po Tate spojrzeliśmy na zrekonstruowany teatr Szekspira czyli Globe. Prześliśmy po moście Millenium na drugą stronę i zatrzymaliśmy się w sieci Prêt à manger na szybki lunch czy obiad. To znakomita sieć oferująca świeże kanapki, wrapy, sałatki, zupy, kawy itd… zdrowe jedzenie…


Dość szybko jednak musieliśmy stamtąd uciekać bo chcieliśmy wejść do katedry Świętego Pawła a tam by wejść bezpłatnie trzeba być na mszy… i byliśmy o 12h30. Co pozwoliło nam na dość długie podziwianie obiektu oraz zwiedzenie krypty z grobami Nelsona czy Wellingtona. Antek był w siódmym niebie bo on uwielbia słynnych wodzów i ich historie ! 








GB 5
Sky Garden


Kilka chwil po 13h30 wyskoczyliśmy z tego zabytkowego budynku by wskoczyć do czarnej taksówki i dojechać do drapacza chmur nazywanego tutaj Sky Garden, a to dlatego, że na ostatnim jego piętrze, czyli 36-tym, jest Ogród botaniczny! Taksówkarz co prawda na początku nie mógł tego wieżowca skojarzyć ale po krótkiej konsultacji z kolegą po fachu ruszył do przodu. Dzielnica La City…


Zarezerwowaliśmy tutaj wizytę internetowo, wizyta ta z wjazdem na ostatnie piętro jest jak najbardziej bezpłatna a widok na Londyn jest na 360°! Spędziliśmy tutaj trochę czasu podziwiając i rozkoszując się kawą, gdyż na szczycie jest a raczej są dwie kawiarnie i luksusowa restauracja.





Widok ze Sky Garden na Tower of London i Tower Bridge




Biala wieza w Tower of London

Ztad był już blisko, na pieszo dojść do najstarszego królewskiego zamku w Londynie czyli Tower of London. Bilety zakupiliśmy przez internet, wcześniej by mieć drobną zniżkę i nie stać w kolecje do kas. To kolejny warty obejrzenia zabytek, ale bardzo, bardzo drogi (54 funty).


1000 i więcej lat historii skondensowane w jednym miejscu. Turyści lgną do budynku chroniącego skarby brytyjskiej korony. Można tutaj obejrzeć kilka koron, bereł I innych insygniów władzy. Są diamenty, szmaragdy i dużo złota. Ale jest też taki tłok, że dosłownie rzuca się okiem na te przedmioty i człapie dalej.  Jak w Wersalu! Zwiedzać się normalnie nie da… Ludzie krzyczą, dzieci płaczą, cofają się, zatrzymują, ściskają… eh, przykre doświadczenie. Drugie miejsce w zamku wzbudzające podobne zainteresowanie i reakcje odwiedzających to sala tortur…


Inne miejsca w tym najstarsza, centralna biała wieża cieszą się mniejszą popularnością.  Jednkaże trzeba podkreślić, że najstarsze części, wczesno-średniowieczne są wypełnione atrapami, bublami typu łoże królewskie z rotanu… tron wykładany złotym plastikiem… brrr… jestem na to jako historyk uczulona!

Całość to ponad 3 godziny zwiedzania w tłoku i hałasie… szkoda…


Wyszliśmy  odczuwając głęboki niedosyt. Przeszliśmy do Tower Bridge, już bardziej współczesnego z XIX wieku by podjechać piętrowym autobusem do hotelu I na kolację do włoskiej restauracji Local – całkiem dobre jedzenie, na przeciwko County Hall.








wtorek, 30 sierpnia 2016

Wielka Brytania – O wyższości brytyjskiej DEMOKRACJI. 15 Sierpnia 2016. Część 2.

GB 3


Wejscie do opactwa Westminster.





Pierwszy dzień w Londynie. Ponad 10 godzin zwiedzania i na nogach ! Tak byliśmy głodni poznania miasta, emocji i miejsc! Rozpoczęliśmy bardzo wcześnie bo o 8 rano, liturgią anglikańska w klasztorze Westminster – co pozwala na bezpłatne wejście do tego obiektu.


Przywitało nas błękitne niebo i ponad 24°C. Zresztą przez całą podróż mieliśmy oprócz dwóch dni 
piękna pogodę.


Pierwsze śniadanie zjedliśmy w Starbucks Café i z wielkim zdziwieniem stwierdziliśmy, że serwują tam Pains au chocolat i Pains aux raisins czyli typowo francuskie wypieki! Ale w Starbucks nawet ich nazwy były jak najbardziej po francusku!


Londyńczycy śpieszyli do pracy, bo 15 sierpnia nie jest u nich świątecznym dniem. Eleganccy, w garniturach i garsonkach choć panie w adidasach i z plecakami, do tych garsonek ma się rozumieć. Jak w każdej wielkiej metropolii i tutaj bardzo dużo sę chodzi więc adidasy są najwygodniejsze a inne szpilki czy balerinki nosi się w plecaku.









County Hall i London Eye oraz jej wysokosc Tamiza


Nasz londyński hotel był położony naprzeciwko Big Ben’a czyli po drugiej stronie Tamizy w budynku County Hall, w którym zresztą znajduje się i londyńskie akwarium I siedziba miejskich władz. Tuż obok słynne londyńskie oko czyli wielka karuzela kusi turystów widokami ale już nie cenami bo jedna przejażdżka to prawie 30 funtów!






Po liturgii i obejrzeniu Westminster ruszamy szeroką aleją Whitehall w stronę 10 Downing Street. Wokół same rządowe i ministerialne budynki, które naturalnie otwierają się po lewej stronie na królewską aleję prowadzącą prosto do Buckingham Palace a  na wprost kończą się Trafalgar Square. Antek był cały podniecony rzeźbą Nelsona i wytopionymi z francuskich dział armatnich lwami! Tak, o historio nasza tyś nam panią i przewodniczką niezależnie od kraju i miejsca przebywania.


Plac Trafalgar wieńczą Narodowe Galerie sztuki… bezpłatne. Ale nasz wybór dotyczył innej trasy.




Chcieliśmy zwiedzić Covent Garden a raczej przejść się po kilku uliczkach tej uroczej i ukwieconej dzielnicy. Poszliśmy więc w górę i krążąc nieco podziwialiśmy ukwiecone teatry, puby i sam plac artystów czyli Covent Garden.  Miłą niespodzianką było zjedzenie tradycyjnego francuskiego makaronika od Ladurée na tymże placu.

Kierując nasze kroki w stronę Buckingham Palace, gdzie mieliśmy zamiar obejrzeć zmianę kólewskiej warty od 11h30… przeszliśmy przez China Town – królestwo kiczu. Picadilly Circus rozczarowało nas zdecydowanie zbyt małą w porównaniu do nowojorskiego Time Square ilością neonów.




Przed Buckingham tłumy. Nic nie widać. Wszędzie masa ludzi, nawet na pomniku królowej Wiktorii. Udało nam się nie wiem jakim cudem ustawić się w pierwszym rzędzie przez królewskim placem. Także widzieliśmy nadchodzące tudzież nadjeżdżjaące na koniach zmiany wart ale samej zmiany jako takiej nic a nic. Trwało to wszystko prawie godzinę i było niesamowicie nudneeeeee… Po pół godzinie zarządziłam odwrót naszej trzy osobowej armii. Nie było na co patrzeć.




Weszliśmy do parku Saint James i zakupiliśmy gorące kanapki oraz napoje. Wyłożyliśmy się na trawie i z dobrą godzinę pobiesiadowaliśmy i powylegiwaliśmy się spokojnie.




GB 4






Na godzinę 14 mieliśmy zarezerwowane wejściówki do brytyjskiego parlamentu. Parlamenty to moja specjalność, zwiedzam je wszędzie gdzie się da. Ostatnio amerykański Captiol. Trzeba oczywiście rezerwacji dokonć wcześniej, przez internet co pozwala na zaoszczędzenie 5 funtów ( na nas 3), ale i tak kosztuje to słono bo 45 funtów.


To był jednak znaomity wybór! Unikalne miejsca, House of Lords, House of Commons, głosowanie, kaplice i prawie tysiącletnia historia brytyjskiej monarchii i demokracji.  Tak… brytyjska demokracja ma 140 lat wyprzedzenia do francuskiej gdyż tutaj już od 1649 roku władza była dzielona pomiędzy monarchę i parlament.  We Francji to najwspanialszy czas absolutyzmu. Kobiety brytyjskie otrzymują prawo głosu w 1918 roku, we Francji 1944! Niewolnictwo zostaje zniesione w imperium w 1807 roku, we Francji w 1848! Możemy się wiele od Anglików nauczyć. Dzisiaj podobnie kobiety muzułmańskie noszące chusty moga prowadzić program w TV czy obsługiwać klientów w bankach, we Francji sa upokarzanego plażach...







Zlote Ferrari mieszkancow Kuwejtu na lodnynskiej ulicy.


W siedzibie parlamentu spędzamy 2 godziny by wrócić później na chwilę do hotelu I od 17 ruszyć 
znów tym razem Black Cab czyli czarną taksówką do dzielnicy Harrods’a czyli świątyni kiczu. Ulice obok tego słynnego domu towarowego są wypełnione mieszkańcami krajów Arabii. Wszędzie luksusowe butiki, samochody i panie przykryte od stop do głów ale w makijażach godnych paryskich wybiegów mody. W Harrods’ie również przy najdroższych stoiskach tylko tego typu klientela. Jeżdżą, kupują, ale nie zwiedzają bo w żadnym godnym odwiedzenia obiekcie tej populacji już nie ma albo trafią się dwa czy trzy rodzynki.


Zaczęłam  się nawet zastanawiać nad związkiem pomiędzy islamem a tego typu stylem życia I bycia??? Czy jakiś jest???




Około 21 dotarliśmy do hotelu, wykończeni. Kolację zjedliśmy w Cucina, restauracji na przeciwko,  ale była okropna! Gorąca kąpiel i pielesze…




poniedziałek, 29 sierpnia 2016

Wielka Brytania – rozpoczynam od bilansu i kosztów. Część 1.

GB 1









  Rozpoczynam dość nietypowo ten dziennik z dopiero co wczoraj zakończonej podróży do Wielkiej Brytanii. To była nasza tegoroczna, wakacyjna, rodzinna wyprawa typowy road trip przez sporą część Anglii i Szkocji. A nietypowo dlatego, że od krótkiego bilansu kosztów, wad i zalet tego typu wypraw.





            Podróż rozpoczęliśmy 14 sierpnia i zakończyliśmy ją po 2 tygodniach, 28 sierpnia. Codziennie bądź co drugi dzień zmienialiśmy hotel i przemierzaliśmy kolejny odcinek drogi, zwiedzając, kosztując, poznając miejsca i ludzi. Uwielbiamy w ten sposób spędzać wakacje, ale jest to męczące i dość kosztowne. Naszym rekordem była miesięczna podróż, w ten sposób zaprogramowana do USA i do Kanady, dwa lata temu. Teraz jesteśmy raczej na 2 tygodniowej bazie.





            Wielka Brytania to jeden z najdroższych krajów w Europie obok Szwajcari i krajów skandynawskich dlatego koszt całej wyprawy wyniósłby : 3300 euro na nas trzech ale z powodu kilku nieoczekiwanych prezentów, kilku zwróconych noclegów, prezentów śniadaniowych i jednego taksówkowego nasz całkowity koszt to 2820 euro. Dużo? Mało? Jeśli pomyśleć, że we Francji wynajęce budki na kempingu kosztuje latem około 1000 euro za tydzień to jest to mało, choć oczywiście całkowita suma jest znacząca.



Koszt ten rozkłada się następująco:




  1. Podróż z Francji – 280 euro ( z jedną 20 kg walizką) bo lecieliśmy tzw: tanimi liniami czyli Rayanairem – jak ja niecierpię tych linii lotniczych! Wszystko jest w nich cheap czyli tanie, hale odlotów i przylotów, obsługa, i piloci chyba też bo mieliśmy dwa ciężkie lądowania, aż się niedobrze robiło tak rzucało samolotem. Nie mówiąc o hamowaniu na pasie startowym jak na Formule 1… brrr… okropieństwo. Unikamy jak ognia tego typu linii ale jak widać nie tym razem.
  2. Wynajęcie samochodu w Wielkiej Brytanii na 11 dni, bez ograniczenia kilometrarzu – 150 euro w Europcar. Najtańszy model, Hyundai mały ale nowy.
  3. Paliwo – 5 razy pełne baki – 180 euro.






Typowy pokoj hotelowy w Travelodge w Cambridge. Premier Inn sa w fioletowych barwach i nieco lepszego standartu... jak znajde zdjecia to wkleje.

4.  Hotele – 1250 euro za 14 noclegów w sieciówkach typu Premier INN (3*) i Travelodge (tutaj tylko 4 noclegi 2,5*). Ze zwrotami kosztów wyszło 865 euro.  Wybór sieciówek był celowy, gdyż zależało nam na hotelach przy drogach, węzłach komunikacyjnych ze względu na samochód, parking i łatwość dojazdu. W centrum przy samym Eye of London byliśmy tylko w Londynie i to bez samochodu. Nie nastawialimy się też na hotele z duszą, ładne 4 czy 5* obiekty ani na typowe B&B bo nie mieliśmy czasu przy naszym programie na smakowanie tych miejsc. Chcieliśmy mieć wygodę, spokój, gwarancję serwisu i czajnik z kawą i herbatą w pokoju.


5. Parkingi – 50 euro.


6. Taksówki w Londynie i autobusy w różnych miejsach – 140 euro


7. Wejścia do różnych miejsc – 350 euro. Wejścia do zabytków są bardzo drogie, czasem było to po 50 funtów za 3 osoby… część biletów kupiliśmy taniej, przez internet, do niektórych miejsc wchodziliśmy bezpłatnie jak np do katedry Św Pawła w Londynie, gdzie wstęp słono kosztuje chyba, że, chyba, że przychodzi się na Mszę… podobnie w Westminster…

8. Jedzenie – 880 euro! Uwaga jedliśmy zazwyczaj tylko raz dziennie ciepły posiłek w restauracji, resztę jedliśmy kupując kanapki po drodze czy po prostu w hotelowym pokoju, robiąc uprzednio zakupy w supermarkecie.





GB 2
Black Cab ten co nam 3 funty sprezentowal z powodu korkow... zamiast 15 w Londynie zaplacilismy 12...


Zjechaliśmy od Londynu po północną Szkocję, sporą część Wielkiej Brytanii robiąc ponad 2300 kilometrów. Głowę mamy pełną wspomień, emocji, widoków i krajobrazów a myśli pełne ludzi i rozmów. Anglicy są niezwykle uprzejmi, pomocni i mili. Raz tylko spotkaliśmy się z chamstwem. Nawiązaliśmy kilka nowych i zupełnie przypadkowych znajomości, które zamierzamy kontynuować.  


A ja zapiski te z dni podróży, zdjęciami ilustrowane, będę uzupełniać i rozszerzać bo jak na zdjęciu tytułowym możecie zauważyć… zapisaliśmy kolejny podróżny karnet… Antek i ja…



piątek, 12 sierpnia 2016

Polska codzienność – Stare koszalińskie kąty. Część 6.

Niepodleglosci 144A







 


I to już ostatnia część polskich wakacyjnych wspomnień… ale szczególna bo związana z moim wczesnym dzieciństwem, z naszym mieszkaniem w Koszalinie…


 


Bo choć urodziłam się w Kołobrzegu to do 13 roku życia mieszkałam w Koszalinie. Najpierw w kawalerce z rodzicami i z bratem na ulicy Armii Czerwonej a później w « dostanym » mieszkaniu, również w bloku przy ulicy Niepodległości. Osiedle nazywało się Morskie czy Morska. Dzisiaj ta ulica to Franciszkańska i nawet numery pozmieniali bo my mieszkaliśmy pod 144A a teraz jest 116…


 


Za naszym blokiem był kolejny a dalej to już tylko pola i las i szosa na Mielno. Po tej drodze 13 grundia 1981 roku sunely czolgi, jeden za drugim... ten straszny obraz mam jeszcze przed oczami. Teraz wszystko tam jest zabudowane.


I mój blok nie wyglądał tak kolorowo jak na zdjęciu a był szarym, betonowym budynkiem.


Mieszkaliśmy na ostatnim, czwartym piętrze po lewej stronie. A jak się spojrzy na tylnie zdjęcie bloku to naszym był piąty balkon, zaraz nad tym jedynym ukwieconym, widocznym na zdjęciu. Hulał tutaj wiatr i szczególnie zimą mój ojciec często wychodził na dach by łapać klapę zbyt słabo przymocowaną tuż nad naszymi drzwiami. Huczało aż czasem było strasznie.


Raz tak silnie wiało, że  wchodząc do klatki, wtedy były to ciężkie metalowe drzwi dostałam nimi porządnie w głowę, miałam rozcięte czoło i bliznę mam do dziś. Innego dnia z koleji szłam do bloku obok a wiatr tak mną szarpał, że wylądowałam na płocie budowlanym ileś metrów dalej i podarłam ubranie.


 


Na naszym osiedlu był sklep Zodiak przemysłowy, dziś zastąpiony spożywczakiem, obok niego był bar Bosmański – istnieje do dzisiaj, dalej spożywczy i apteka. Na przeciwko tego mini centrum handlowego znajdowała się moja szkoła podstawowa numer 5, imienia bojowników PPR. Jest odnowiona dzisiaj i zmieniła numer i patronów ale to wciąż ten sam budynek i drzwi do niego prowadzące.  W szkole znajdowała się świetlica poświęcona pamięci bojowników PPR z portretami Róży Luksemburg, Marksa, Lenina i innego Nowotki czy Bieruta… dziwne to było miejsce…


Fajnie było znów te miejsca odwiedzić.










czwartek, 11 sierpnia 2016

Ale heca ! Wczoraj zobaczyliśmy naszego Antka w telewizji… I 2 filmowe sztuki!

TV




 


 


            A było to tak… byliśmy wczoraj w kinie na « Kolorze zwycięstwa », ale o filmie za chwilę. Po kinie było już dobrze po 21, dotarliśmy do restauracji French Burger, na alejach Tourny w Bordeaux. Tam szybka kolacja wokół baskijskiego burgera. Po jedzonku zeszliśmy na dół by uregulować rachunek, nad barem wisiał wielki ekran telewizora. I czekając w kolejce do zapłaty co widzimy – Antka na ekranie telewizora udzielającego wywiadu dziennikarzowi lokalnej TV o meczach golfowych.


Orzywiliśmy się oka mgnieniu, zaczęliśmy pokazywać Antka palcami, krzyczeć, że to nasz syn, ja w pośpiechu wyciągnęłam telefon by sfotografowac odbiornik, jednym słowem szaleństwo!


Kasjerka przestała pobierać karty kredytowe klientów i obserwowała ekran, obsługa restauracji zbiegła się wokół nas, ludzie nam gratulowali. Bardzo dziwne to było…


 


A na zdjęciu widzicie to co na ekranie TV udało mi się uchwycić, uśmiechniętą twarz Antosia kochanego… nie mogę się doczekać dziś jego powrotu!


 


Co do filmu… to film zrealizowany przez Stephen’a Hopkins’a, zankomite ujęcie histori czarnoskórego, amerykańskiego biegacza Jesse Owens i rodzącego się w Niemczech nazizmu… a istniejącego w USA rasizmu. To niezwykła lekcja dla nas ludzi XXI wieku tego czym jest: wysiłek, dążenie do celu ale też tego do czego może doprowadzić istniejący i dzisiaj na szeroką skalę rasizm jak i wszelkie wykluczające ideologie. Gorąco polecam wam ten film.


 


Kilka dni temu widzieliśmy też film “Genius” w inie, opowiadający historię amerykańskiego pisarzaThomas’a Wolf’a. Historia jego przyjaźni z wydawcą, sukcesu jak i osobistej klęski. Trudny charakter pisarza, jego choroba umysłowa a jednocześnie literacki geniusz! Jude Law gra rolę Wolf’a I jest niezwykły. Ten film również wam gorąco rekomenduję.

środa, 10 sierpnia 2016

Polska codzienność – Kuzynostwo i nie tylko. Część 5.



Antek bez Mikolaja
Uwaga - wpis zmieniony. Ze wzgledu na zgloszone zastrzezenie co do "niestosownosci zdjec Antka z ... synem mojej kuzynki ..., zdjecia te na jej prosbe, zostaly zmodyfikowane".











            Wizyta w Polsce i spotkania z rodziną to codzienność naszych pobytów w kraju. Nie mam zbyt wielu kuzynów, gdyż ojciec mój jest jedynakiem. Mam tylko kuzynów od strony maminych sióstr. Bardzo, bardzo rzadko się widujemy. Większość z nich mieszka w Wałczu, przy rodzicach. Choć mam też kuzynkę w UK ale ona od 10 lat nie przyjeżdża do Polski. Mieliśmy jednak okazję spotkać się z jej córką Różą i bardzo miło nam się rozmawiało. Mam drugą kuzynkę, która mieszka w Irlandii, ale często przyjeżdża więc co jakiś czas w Polsce się spotykamy. Szkoda, że tak rzadko ale widać w naszej rodzinie tak właśnie jest. Nie ma zbierających wszystkich razem dziadków, którzy by łączyli całą tę różnorodność w jedną całość. Babcia ma już 90 lat i charakter zupełnie niefedartywny.


 
Antek z ... zabawa w maly-duzy! w babci mieszkaniu, mojej babci..., ale po zmianach bez ....


            Antek też ma bardzo mało kuzynostwa. We Francji ma dwóch kuzynów : Appoline i Léandre. Mieszkamy w jednym kraju ale kuzyni widzą się jeden, jedyny raz w roku bo rodzice mojego męża też do federatywnych nie należą. A mój mąż jak już pisałam z bratem od lat nie rozmawia wcale. Wzajemna obojętność, niestety.


             W Polsce Antek też ma dwie kuzynki i jak do tej pory było istne szaleństwo jak się spotykali. Teraz się skończyło. Dziewczyny są podlotkami 13 i 16 lat… a Antek wciąż jeszcze dzieckiem. Jego zabawy je nie interesują a ich zajęcia nic nie mówią Antkowi. Tak więc Antek po półtora roku nieobecności w Polsce spotkał kilka razy młodszą Jagodę, nawet na rowerze wodnym z moim bratem towarzystwo popływało, ale Laurę widział krótko, tylko jeden raz i na tym się skończyło.  




            Syn mojej kuzynki ..., ... za to lat 6 niedługo i Antek bardzo dobrze się z nim dogaduje. Co prawda widzieli się tylko dwa razy podczas naszego pobytu, ale widać, że się lubią i wzajemnie odczuwają przyjemność obcując ze sobą. Wiadomo, to jest wszystko mało, bardzo mało, ale odległości robią swoje.




            Najwięcej jednak Antek spędził czasu w Polsce z kolegami : Kacprem i Ksawerym… Nie mam ich na zdjęciach… nie wiem jak to się stało, coś mi umnkęło ? Ksawery ma 9 lat i przychodzi grać na pianie do moich rodziców… rodzice zaprzyjaźnili się z rodzicami – wspaniali ludzie, bardzo sympatyczni i otwarci !; i dzieci z moimi rodzicami chyba też mają bliską więź z tego co widziałam i to jest wspaniałe… Antek bardzo polubił chłopaków, wspomina ich i tęskni. Pewnie następnym razem znów się zaprzyjaźnią a ja mam nadzieję, że kiedyś i nas odwiedzą tutaj. Antek byłby w siódmym niebie.






Na rowerze z Jagoda i moim bratem, w Koszalinie akurat...
Na 90-tce babci moj kuzyn Radek z zona Marlena, oni akurat mieszkaja w Poznaniu

Kuzyni 2
Corki cioci Mirki, moje kuzynki: Justyna, Ola, Dorota i malutka Ania, przesliczna corka Oli...


Podobny sklad... u babci w domu, wreczanie prezentow. Za Dorota zona mojego brata Pawla, Marta a obok Justyny chlopak Doroty, Piotr.

wtorek, 9 sierpnia 2016

Polska codzienność – Ukochane Ciocie od 70-tki do 102,5 lat ! Część 4.

Marysia 102,5!




 

Wizyta w Polsce to zawsze okazja to odwiedzenia najbliższych. W poprzednim poście pisałam wam o wizycie w Olsztynie, u cioci Janki, lat 85… tych cioć to ja mam w Polsce dużo więcej. Dziś przedstawię wam niektóre z nich. Moja kochane polskie ciocie…

 

Ta na pierwszych trzech zdjęciach gościła już na moim blogu kilkakrotnie bo to Ciocia Niezwykła! Niezwykła bo najstarsza mieszkanka dzisiejszego miasta Wałcza, siostra mojego ukochanego dziadka Henia, liczy sobie dzisiaj 102,5 lat!

 

Urodziła się a Wołyniu 26 lutego w 1914 roku. Była w AK, walczyła, była łączniczką, po wojnie w PRL przez wiele lat musiała się z mężem i dziećmi ukrywać eh… będzie w mojej kolejnej książce, moja ciocia Marysia… Antek ją uwielbia, ja też.

 

102,5 lat oprócz problemów ze wzrokiem i aparatu słuchowego oraz widocznych oznak starzejącego się organizmu ciocia Maria pamięta wszystko i to w szczegółach. Opowiada to co było w 1928, w 1943 i to co było wczoraj z równą sprawnością. Śmieje się, jest wesoła choć bywa skupiona w swej starczej samotności czasami. Sama robi sobie kawę, chodzi sprawnie i w ogóle jest sprawna jak na swoje lata.  

 











ciocie
Moja ciocia Urszula, z Koszalina, moja kochana chrzestna to osoba skromna ale z ogromnym sercem! Przyjęła nas po królewsku, Antka obdarowała grami, mnie książkami mydełkami very special… Spędziliśmy z nią 3 wspaniałe dni, wspominając, bawiąc się, grając a przede wszytskim dużo się śmiejąc! Od powrotu jednak nie mogę połączyć się z nią przez Skype! Ciotka co z tym Skype masz???? Brakuje mi Ciebie!
Na dwóch ostatnich zdjęciach są moje kochane ciocie, siostry mojej mamy, wraz z moją mamą i 90 letnią babcią Marysią! Ciocia Krysia, w czerwonej marynarce to starsza siostra mamy, była nauczycielka. Zawsze przyjmuje nas w Wałczu, w swoim domu gdzie jest nam dobrze i przyjemnie… Ciocia Krysia, również 70 lat, kroiła babci jubileuszowy tort, na jej 90 rocznice urodzin… Choć dzień był to, jak już pisałam niezwykle smutny bo wtedy zmarł mój wujek Bogdan, mąż cioci Mirki, mamy młodszej siostry. Widać nieco ciocię Mirkę na kościelnym zdjęciu, tuż za moją mamą. Ciocia Mirka to wspaniała osoba, kochająca mama i ciocia. Bardzo bym ją chciała przytulić bo wiem jak bardzo jej teraz trudno… Pamiętam ją z lat mojego dzieciństwa, pamiętam jej i wuja śmiech… Chciałabym by przyjechała kiedyś do nas, do Francji byśmy mogły pobyć razem dłużej…

 

Tych cioć mam dużo więcej, i pewnie będę jej dalej przedstawiać bo polskiej cioci żadna francuska nigdy nie zastąpi ale to wiem tylko ja i Antoś!

niedziela, 7 sierpnia 2016

17 rocznica naszego kościelnego ślubu !

slub 1









Przypada dokładnie dzisiaj, 7 sierpnia… ale było to w 1999 roku. Ślub cywilny zawarliśmy we Francji 18 lipca 1998 roku. A ślub koscielny w Polsce, w Poznaniu, u Karmelitów bosych. Wesele natomiast miało miejsce w pałacu w Kobylnikach pod Szamotułami i trwało dwa dni.


 


Bardzo miło wspominam te dni, wręcz z zachwytem. Bo dzień naszego ślubu kościelnego jest dla nas do dzisiaj jednym z nawjażniejszych dni ( dochodzi dzień narodzin Antka).


Odbyło się z przygodami…


 


Jakieś 3-2 godziny przed ślubem dowiedzieliśmy się, że Mszy Świętej nie będzie bo mój mąż ma tylko chrzest Iiparafia Świętego Wojciecha, znajdująca się naprzeciwko Karmelitów a będąca administracyjnym zarządzącą sakramentów odmówiła nam mszy… Poinformowali nas o tym na chwileczkę przed samą uroczystością. Ja się zupełnie tym faktem nie przejęłam ale moi rodzice byli wściekli i później dochodzili sprawiedliwości w kurii biskupiej.


 


My bylśmy tak przejęci ślubem, że dla nas było pięknie tak czy tak. Ksiądz karmelita, który udzielił nam ślubu odprawił liturgię zawierającą wszystkie części mszy oprócz podniesienia.


Były czytania po francusku i po polsku. Nasza przysięga po polsku, której Stéphane się wyuczył.


 


Na wesele udaliśmy się do pałacu w Kobylnikach – przepięknego miejsca… Powitanie chlebem i solą oraz francuskim szampanem, który wieżliśmy w samochodach z Bretanii… kolacja, torty, nocne ognisko z grilem, noc na piętrze pałacu w pokojach hotelowych dla wszystkich gości i dalej śniadanie, spacery po parku pałacowym. Pięknie było…


Kilka razy wróciliśmy do pałacu , na obiad w restauracji czy na kawę i na miłe wspomnienia…


 


Pomimo kiepskiej jakości zdjęć bo to zdjęcia starych zdjęć (tutaj) zachwycam się naszą młodością i świeżością i pięknem naszego dnia.


Suknię szyłam z surowego jedwabiu we Francji, na miarę… była z trenem, prosta, zbyt prosta jak na niektóre polskie gusty, które wolałby widziec mnie w falbanach… których szczerze nie znoszę…


Fryzure spartaczyli w poznańskim zakładzie fryzjerskim, który dziś nie istnieje… lepiej bym wygladała chyba w mych naturalnych włosach wtedy, ale było minęło… nie najgorzej…


Makijaż robiłam sama.


Kolory naszego ślubu to biały i żółty i tak była ozdobiona jadalnia pałacowa, takie też mieliśmy drażetki dla gości.


W Sali – pijalni na zielono, były alkohole i napoje, a w sali czerwonej tańce. 


Prezenty dostaliśmy wspaniałe bo zrobiliśmy listę prezentów i każdy z gości z niej wybierał, tym sposobem do dziś szczyce się polską kolekcją kryształów, srebrnymi polskimi sztućcami, świecznikami, kaszubskim obrusem…


 


Dzisiaj po 17 latach mogę napisać, że bywam bardzo szczęśliwa w moim związku. Częściaj bywam szczęśliwa niż nieszczęśliwa choć spięcia i kłopoty nas nie ominęły.


 


Wieczorem, przy zachodzie słońca, będziemy razem świętować naszą rocznicę na plaży… ze stopami w Atlantyku i kieliszkami różowego szampana, który już się chłodzi…









slub 2





sobota, 6 sierpnia 2016

Ale wczoraj prezent dostałam ! – Czyli moja historyczna pasja i trochę francuskiej codzienności. Część 33.

Mapy






 
Byliśmy wczoraj na kolacji u Claudi i Eric'a. Burżuazyjne mieszkanie w pericentrum Bordeaux, urządzone meblami z epoki napoleońskiej i ozdobione starymi książkami, mapami i innymi dziełami sztuki. To pasje Eric’a. Znów jedliśmy na zabytkowym stole pięknie nakrytym wśrod sreber, rękojeści z kości słoniowej z poprzedniego wieku, na zabytkowej porcelanie złotem ozdobionej.


Pani domu podała :


  • appéritif
  • zimny krem z groszku ze świeżymi krewetkami i rukolą
  • kotlety wieprzowe pieczone na sposob włoski pod cukinią, pomidorami i mozarellą
  • ja przyniosłam deser – tartę owocową i makaroniki
    Wszystko było suto popijane trzema rodzajami wina… ale NAJWAZNIEJSZA jak zawsze była konwersacja o … historii i współczesności.
     
    W pewnym momencie Eric wstał i wręczył mi prezent, zupełnie niespodziewanie. Odpakowałam a tam…
     
    Raport, sztabu generalnego armii francuskiej z 15 czerwca 1917 roku! Raport dotyczy sytuacji w Polsce. Jest to 38-my egzemplarz powstałego raportu, jak można zauważyć na zdjęciu tytułowym, gdyż egzemplarzy było zawsze 100 i wszystkie były numerowane. Raport liczy sobie 57 stron tekstu plus liczne, robione ręcznie mapy, przedstawiające różne aspekty Polski: zaludnienie, religie, narodowości itd.
     
    Radości mojej opisywać chyba nie muszę. Dokument jest niezwykły jak i niezwykła jest jego historia. Znaleziony został bowiem na strychu ambasady francuskiej w Sztokholmie w okresie między wojennym przez ojca Eric’a, który był dyplomatą. Następnie przeleżał kilkadziesiąt lat w skrzyni, na strychu w domu rodzinnym Eric’ż w Szwecji, poczym trafił do Niemiec podczas 2 wojny światowej i stąd na strych domu jego matki, gdzie Eric go znalazł w tym roku!
    Znalazł i pomyślał o mnie…
     
    Z namaszczeniem te kartki od dzisiejszego poranka przewracam… dowiaduję się ilu Polaków mieszkało w poszczególnych regionach w 1911 roku, ilu w poszczególnych polskich miastach, ilu powołano do służby wojskowej w 1914…
    Zaskakuje stosunkowo obszerny rozdział poswięcony kwesti żydowskiej, jej liczebności, wykształcenia, profesji, i nawet zwyczajów religijnych czy codziennych.
    Są również dane o produkcji rolniczej regionow w kwintalach… o przemyśle, emigracji i zagrożeniach…
     
    Bref, niezwykły document!




piątek, 5 sierpnia 2016

Polska codzienność – Z rodzinną wizytą w Olsztynie ! Fotoreportaż. Część 3.

Olsztyn 1
Moi kochani rodzice - w drodze do Olsztyna obiad w warminskiej karczmie, prawie pustej ale uroczej... smacznie bylo!






To był jeden z najlepszych wyjazdów podczas naszego tegorocznego pobytu w Polsce i gdyby nie okropna droga z Olsztyna do Koszalina, 115 km zrobiliśmy w 5 godzin ! bo zero informacji, roboty drogowe na całej długości… poslki koszmarek… to …


 


Podczas tego pobytu poznałam kuzynkę taty i jej meża, zobaczyłam znów po 15 latach moją ciocię Jankę… eh dużo się działo dlatego to taki trochę fotoreportaż.


Ewa i jej mąż Krzysztof to fantastyczni ludzie i mam nadzieję, że to dopiero początek naszej bliższej przyyjaźni. Dziękujemy ich za przyjęcie i za wspaniałe momenty. A rodzicom moim dziekujęmy za jazdę, towarzyszenie nam i wspaniale spędzony czas !



Po przyjezdzie wizyta w olsztynskim planetarium... bardzo fajne miejsce, sporo sie dowiedzielismy!


Nasza kochana ciocia Janka, ponad 85 lat, wykladowca i pedagog... jak cudownie bylo znow pobyc z Toba ciociu!


Olsztyn 2
Rodzinnie z ciocia, Ewa i Krzysztofem... na lewo pod oknem leza tomy napisane przez mojego wujka wspomnien, wizyt...




Na grobie wujka mojego, wykladowcy uniwersyteckiego... urodzonego w Wilnie, kuzyna mojej babci... jego mama miala piekne imie Salomea!


Stary Olsztyn.




Olsztyn 3


Olsztynska starowka i centrum miasta - prawda, ze pieknie sie prezentuja?


Antek kocha Kopernika!




Olsztyn 4
Zamek olsztynski, ktorego Kopernik bronil...




Baba pruska na zamkowym dziedzincu


Olsztyn 5


Moj bardzo przystojny Tata na olsztynskiej starowce!


Partyjka szachow czyli odpoczynek po zwiedzaniu.


Olsztyn 6
Antek bardzo przywiazal sie do wujka Krzysztofa... ostatni moment pobytu, organowy koncert w katedrze!