środa, 31 stycznia 2018

Zmarla pani Helena, zona mojego dziadka.


Czyli ksiazkowa Janina... 18 lat zyli razem ale o tym, ze zmarla poinformowano mojego ojca juz po pogrzebie. Nie bede tego komentowac bo szkoda slow.
Jednakze nie przeszkadza mi to zywic wobec pani Heleny cieplych uczuc. Jej zdjecia stoja u mnie w biurze i w salonie. Nie byla moja babcia, byla druga zona dziadka, ale kochalam ja. Nie zawsze ja jednak rozumialam. Mentalnie bylysmy sobie obce, inne. Rozczulala mnie jej opowiesc z Dereczyna.
Kiedys poznalam w Paryzu meza jej szkolnej kolezanki... straszego, bardzo bogatego pana... Jean Kerchner. Nawiazala sie korespondencja, wymiania miedzy nimi... byla jej aktorem i obserwatorem.
Kochal ja moj dziadek i mysle, ze ona kochala i jego.

Zostanie w moim sercu na zawsze.
Ps. Zdjecie zrobione przez jej corke Malgorzate.

poniedziałek, 29 stycznia 2018

HISTORIA - TAK. POLITYKA HISTORYCZNA - NIE.

Cala jestem zbulwersowana tym co slysze i widze na polskich kanale TVP Polonia i w polskim radiu.
Wypowiedzi niektorych historykow, specjalistow tak zwanych i politykow moga przyprawic o ostry bol glowy. A ton w jakim sa wypowiadane szczegolnie w Wiadomosciach czy w programie 1 polskiego radia wywoluje silne mdlosci.

I az dziw bierze, ze NIKT nie rozroznia Historii od polityki historycznej, politycznej retoryki od prawdy historycznej, prawa od ustaw prawnych sluzacych zachowaniu pewnej pamieci a ukaraniu jej innej formy!

Jest niezwykle niebezpiecznym to co sie aktualnie w Polsce dzieje i nie moge uwierzyc, ze historycy, pracujacy na uniwersytetach mojego rodzimego kraju milcza? Moze nie milcza a ich glos do mnie nie dociera? Sama juz nie wiem.
Sam prezydent, przed chwila wysluchalam wywiadu... dziennikarz nie potrafi sie dobrze wyslowic i zadaje tendencyjne pytania a Prezydent odowiada jak by w zyciu pol ksiazki nie przeczytal ani nad niczym ani razu sie nie zastanowil.
Zdziwiony jest reakcja Izraela, nie rozumie????????????????????????????????
To ja sie pytam co ON na tym stanowisku robi???

Zle sie dzieje, gdy prace historyka zastepuje sie praca poslow, senatorow i komisji. Zle sie dzieje, gdy  probuje sie pod postacia artykulow prawnych ustalic JEDYNA PRAWDE HISTORYCZNA. Zle sie dzieje, gdy zamierza sie karac retoryke polityczna za jej poprawnosc historyczna!

Jestesmy swiadkami ogromnej, przerazajacej mnie jako historyka manipulacji. To nie jest HISTORIA! To nie jest prawo! To jest kolejna proba narzucenia w sposob jak najbardziej obrzydliwy jedynej slusznej politycznie lektury... nie tyle samych faktow co interpretacji tych faktow.

Brzydze sie tym...

ps. We Francji zostalo przeglosowanych kilka ustaw tzw: lois mémorielles, znacznie mniejszego kalibru... nikomu nie wyszlo to na dobre... a juz w najmniejszym stopniu mlodemu pokoleniu. Cale szczescie sa jeszcze historycy z prawdziwego zdarzenia, ktorzy wykonuja swoja prace jako ludzie WOLNI.

sobota, 27 stycznia 2018

4 Tydzien 2018. Cyrk nie tylko z pierogami! Francuska codziennosc: czesc 145.


Ten tydzien uplynal pod znakiem cyrkowym i to w sensie doslownym jak i w przenosni...

1. Praca zawodowa

Nic nowego poza lzami uczniow i ich ciaglym protestowaniem przeciwko zakonczeniu moich lekcji z nimi w dniu 28 lutego. Gdzie pracuje w czwartek 1 marca? Tego nikt nie wie. Szykuje sie wiec troche stresu z ta niewiadoma zwiazanego. 
Poza tym mail od jednego ojca by wymazac 0 punktow jego syna... gdyz od 8 stycznia nie oddal zadania domowego a przeciez 26 stycznia w stosunku do 8 stycznia to calkiem male spoznienie. Uwielbiam takie maile od rodzicow od razu odpowiadam i pisze co o tym mysle. 

Zaczelam i skonczylam przygotowania do kolejnego rozdzialu historycznego o Genezie rezimow totalitarnych. Sporo godzin spedzilam na odczytywaniu Arendt i wybiorze kilku tekstow. Zamierzam siegnac tez po tak nagminnie krytykowana psycho-historie ale ten rozdzial jak zaden inny posluzy nam do robienia portretow. Pomyslow mi nie brakuje. 

2. Praca domowa
Jakos wyrabiam choc sie z mezem poklocilam wczoraj z powodu jego lenistwa. Bo przyjmuje do wiadomosci, ze prania, prasowanie, sprzatanie ( z wyjatkiem podlog), zakupy, gotowanie to wszystko ja, zawsze ja... ale zebym ja jeszcze musiala mowic, myslec i przypominac, ze pranie wypadalo by zebrac bo wisi suche to juz lekka przesada! 
Czyli cyrk!

3. Dieta czyli zdrowe odzywianie
Jak najbardziej utrzymane i to z radoscia wielka bo je po prostu lubimy. A moje ulubione dania w tym tygodniu... bez watpienia Pierogi Ruskie, uwielbiane przez wszystkich! Wrzuce moj przepis na bloga za chwile. 
Do tego nalezy dodac salatke srodowa, ktora byla obiadem: sledz, buraki gotowane, jablko, orzechy, ser owczy z Pirenejow... pyszne i zdrowe!



4 Treningi
Sporo ich bylo w tym tygodniu:
Poniedzielak z Mel B: rozgrzewka i cale cialo 25'
Sroda: wyszlo w koncu slonce wiec polecialam do parku 50 minut joggingu
Piatek z Ewa Chodakowska Slim Fit 50'
a dzisiaj rano kolejny jogging 35 '
Razem: 2h40 minut
Samopoczucie - wysmienite!

5. Medytacje
Tych z koleji bylo duzo mniej, zaledwie 20 minut medytacji mindfulness nad dzwiekami. 

6. Wydatki
Sporo!!!!!
Jedzenie 224 euro ( razem za caly styczen 804 euros)
Bilety do cyrku na czwartkowy wieczor 36
Wczorajsze zakupy odiezowo/kosmetyczne 224 euros. Antek sie w dwa swetry wzbogacil dwie pary spodni, skarpet i podkoszulek kolekcje a ja w golf welniany i bluze jedwabna na plecach zapinana. A kosmetyki apteczne. 

7. Przeczytalam w tym tygodniu

I to jest gwozdz programu! Przeczytalam w dwa wieczory ostatniego Goncourt czyli powiesc "L'ordre du jour" Eric Vuillard. Nie jest to powiesc raczej esej czy po prostu narracja, gdyz we Francji nosi nazwe "récit". To tekst historyczny o bezposrednich przyczynach wybuchu 2 wojny swiatowej: wspolpracy niemieckich przedsiebiorcow z rezimem, artystow czy austryiackiego kanclerza. Gdy sie czlowiek dobrze w ten tekst wczyta to ogarnia go poczucie wstydu, na poczatek, ze jezdzi BMW czy Oplem, posluguje sie sprzetem marki Siemens... bo krew ofiar 2 wojny swiatowej znajduje sie na tej materii.  Potem zaczynamy sie zastanawiac... jak to bylo mozliwe, ot tak po prostu, takie uleganie, wyciecie kregoslupa, przytakiwanie... zreszta nie dotyczy ono tylko Niemcow ale takiego Chamberlain, Chruchilla czy Dalandier w jak najwyzszym stopniu rowniez.
Ksiazka jest znakomicie napisana, bez emocji, krotkimi, lakonicznymi zdaniami, w ktorych zawarta jest esencja tego co prawdziwe...

8. Wydarzenia specjalne
Coroczna wizyta w cyrku Arlette Gruss - uwielbiamy. Spektakl pelen poezji, muzyki na zywo, kostiumow i numerow cyrkowych z najwyzszej polki. 
I Antek... srebrny i brazowy medal w pingponga - pisalam o tym w tym tygodniu. Jego kolejny egzamin Cambridge... i dalej spor z jego szkola, ktory przejela prezydentka komitetu rodzicielskiego stajac calkowicie po naszej stronie. Widzialysmy sie w ubiegla niedziele i obgadalysmy sprawe. Narazie brak doniesien z tego frontu. 






piątek, 26 stycznia 2018

Znowu o Antku. Kolejny etap Cambridge. Francuska codziennosc: czesc 144.


Myslelismy wczoraj, ze Antek nam sie na kawalki rozleci choc wiecej gral przerazenia niz to wszystko warte. Ale to tak z dziecmi bywa. We wtorki, w przerwie obiadowej nasz syn chodzi na dodatkowe lekcje z angielskiego przygotowujace do kolejnych etapow egzaminu Cambridge.

W tym roku to Ket i wczoraj dostal w szkole wezwanie na swoje egzaminy. Ustny ma w czwartek 24 maja, w szkole, ale pisemny ma w sobote 26 maja i ma to miejsce na Uniwersytecie Bordeaux 3. Jak nasz 12 latek to zobaczyl to zaczal panikowac, ze jak on taki maly na unwiersytet pojedzie, ze przeciez tam studenci go wysmieja, ze on ma tylko 150 cm wzrostu itd, itd.
Przezywal to strasznie!
Do przezywania doszedl fakt, ze 27 maja rano Antek ma swoja uroczystosc Profession de foi, cos pomiedzy 1-sza Komunia swieta a bierzmowaniem, ze zjada sie goscie do nas od piatku wieczora a on bedzie musial w sobote rano na egzamin.

Stwierdzil jednak, ze nie odpusci bo na i na tym i na tym mu zalezy...
Za egzamin trzeba az 103 euros zaplacic ale skoro rzeklo sie A to trzeba rzec B.

środa, 24 stycznia 2018

Brawo Antek!!!!! Francuska codziennosc: czesc 143


Umorusany, spocony, potargany, obolaly ale jaki szczesliwy! Antek wrocil przed chwila z zawodow regionalnych w ping-ponga. Na 52 startujacych 12 latkow zajal 2 miejsce czyli srebrny medal a jego ekipa szkolna zajela 3 miejsce czyli brazowy medal!

Tym sposobem dziecko moje zakwalifikowalo sie do kolejnego etapu, 14 marca obejmujacego cala poludniowo-zachodnia Francje. Jak i tam przejda pojada do Paryza na rozgrywki narodowe. 

Najlepsze w tym wszystkim jest to, ze Antek w ogole ping-ponga nie trenuje! Nie jest w zadnym klubie ani w zadnej szkolce. Tylko jego nauczyciel wf go wytypowal do rozgrywek w tej dyscyplinie i jeszcze w badmintonie tez. Tak wiec Antek pogrywa sobie w przerwie obiadowej w piatki w szkole i tyle... a przegral indywidualnie z chlopcem trenujacym w lidze od 5 lat. 
No i jak tego cudem nie nazwac?
genialne dziecko mam i strasznie dumna z niego jestem!

wtorek, 23 stycznia 2018

"Czas mroku" czyli sobotni film o Winstonie Churchillu





Jest cos co zachywca w tym filmie! Gra Gary Oldman'a! Dawno nie widzielismy takiej gry, takiego wyczucia bohatera. Jednym slowem wielka performance!

A tresc filmu? Coz opisuje swiat prawie idealny - jakze to balwochwalczo brzmi, gdy pisze sie o poczatku 2 wojny swiatowej? Brytyjska duma zajmuje 90% ekranu. I jest taka wlasnie calkiem brytyjska podsycona cygarowym dymem, typowa flegma, watpliwa elegancja szczegolnie ta w damskim wydaniu z kwaituszkiem i piorkiem we wlosach i pastelach przy zmarszczkach. Polityczna bitwa przybiera kolory melodramatu a odwaga i wyjatkowa wytrwalosc na naciski samego Churchilla czyni z niego bohatera równego samemu Supermano'wi.

Wystarczy jednak chwilke sie zastanowic by zobaczyc, ze cos tutaj nie gra w tej idealnej historii brytyjskiej opozcji wobec Hitlera i jego ideologii. 
Przede wszystkim spuszczono zaslone ciszy na dzialania samego Chruchilla podczas wojny cywilnej w Hiszpanii i jego popracie dla generalo Franko zostalo wymazane, ale przeciez gdyby nie ono swiat nazistow wygladal by z pewnoscia inaczej w tej drugiej polowie lat 1930. 
Bezczynnosc Wielkiej Brytanii od 3 wrzesnia 1939 rowniez zostala pominieta milczeniem. Jak i wiele innych brytyjskich interwencji z tego okresu, za ktore odpowiadal czesciowo Chruchill. Mysle tutaj o wyspach Dardanelles...
Podobnie rzecz sie ma z misjami brytyjskich dyplomatow w tym Lorda Halifax tak obecnego w tym filmie. Te misje w latach 1937-1938 powinny byc wytykane Brytyjczykom jako symbol ich sprzedajnosci. Bo, ktoz jak nie oni goscil u Hitlera, podpisywal traktaty od 1936 roku, czy pisal jak Halifax, ze jest za hitlerowskim nacjonalizmem i rasizmem bo uwaza, je za zdrowe i za legitymne?
O tym w filmie nie ma ani slowa...

Film ten jest wiec kreacja Chruchilla, z ktorego Brytyjczycy chcieliby byc dumni, taka politycznie poprawna lekcja brytyjskiego patriotyzmu z jednym prawdziwym aczkolwiek negatywnym watkiem... alkoholizm Premiera! Czasem wrecz smiesznym!

Film z pewnoscia warty zobaczenia jesli chodzi o gre aktora ale tez o manipulacje nami widzami... Bo historii z niego sie nie nauczymy raczej oduczymy. 

ps: Swoja droga lubie mowic moim uczniom... prawde, nawet jak program podaje mi tendecyjna wersje danej epoki czy wydarzenia... o ile ja znam oczywiscie. Dystans krytyczny... tego wciaz nam tak bardzo potrzeba!


poniedziałek, 22 stycznia 2018

"Borne Sulinowo - miasto spoznionej niepodleglosci" czyli nowa ksiazka mojego Ojca.


Kilka tygodni temu ukazala sie na polskim rynku wydawniczym a zarazem naukowym praca poswiecona malemu miastu Borne Sulinowo. Ksiazke ten napisal moj tata, prowadzac badania naukowe ze swoimi studentami w Bornem w ciagu kilku ostatnich lat. Zdjecia do tej pracy wykonal moj brat. Recenzje naukowe napisali oczywiscie profesorowie uniwersytetcy. 
Ja natomiast, jako corka i pierwsza "fanka" wiedzy i inteligencji mojego kochanego taty mialam okazje przygladac sie z daleka powstawaniu tej ksiazki, dyskutowac o niej czasem, ale tez w ostatnich dniach mialam w koncu okazje zapoznac sie dokladnie z jej trescia. 

Nie bedzie to moze obiektywna opinia, trudno o taka gdy tak wiele emocji a przede wszystkim milosci nas laczy. Ale bedzie to moja opinia, kobiety z naukowa przeszloscia, dla ktorej temat ten jest wyjatkowo ciekawy i bogaty. 

Pierwsze 48 stron tej pracy to niezle kompedium wiedzy dla wszystkich studentow nauk humanistycznych. To tzw: czesc teoretyczna, w ktorej ojciec bardzo dokladnie i bardzo precyzyjnie wyjasnia podstawowe koncepty i terminy takie jak: Historia, Kultura, czas historyczny, pojecie tozsamosci i integracji, pojecie spolecznosci lokalnej. Nie ma tutaj miejsca na suche definicje wrecz przeciwnie to bardzo dialogalna i sproblematyzowana dyskusja wokol tych zasadniczych dla wspolczesnych nauk spolecznych terminow. Nie ma tutaj tez zrodel z lat 60 ubieglego wieku. Wszystkie pojecia sa uwspolczesnione, odwoluja sie do najnowszych tez i hipotez swiatowej nauki. 

Dalej ponad 60 stron jest poswieconych samemu miastu. Bo trzeba wyraznie tutaj napisac, ze Borne Sulinowo to miasto niezwykle!!! Niezwykle pod wieloma wzgledami. Pieknie polozne na Pomorzu zachodnim wsrod lasow i jezior - to niewatpliwie jego atut. Ale jego niezwyklosc stanowia jego historia i wspolczesnosc. Wyobrazcie sobie miasto, ktore do 1992 roku owszem lezalo na terenie Polski, ale nie bylo polskie! Otoczone drutem kolczastym, posterunkami kontrolnymi bylo miejscem zamieszkanym przez wojska sowieckie i ich rodziny. Podczas 2 wojny swiatowej byl tutaj Oflag IID... z wielka iloscia, ponad 3 tysiacami na przyklad francuskich oficerow.. Rozbrzmiewala wiec tutaj francuska mowa... byli tez Belgowie, Niemcy, Rosjanie, Polacy i inni. Stare ziemie piastowskie przechodzily na tych terenach z rak do rak; naznaczone dzidzictwem wielu kultur, narodow i jezykow...
 W 1993 roku pani Hanna Suchocka decyzja Rady Ministrow nadaje Bornemu status miasta. Rozpoczyna sie zasiedlanie...

Kogo, w jakich okolicznosciach, na jakich zasadach? Na te pytania odpowiada ksiazka mojego taty. 

A miasto dzisiaj? Miasto, zlepek skloconych spolecznosci? prawdziwa wspolnota? Kim sa Borniacy? Jak zyja? Co zrobili z domem oficera? A jaki los spotkal groby malenkich sowieckich dzieci i krzyze drewniane po oficerach uciekinierach? Kto byl wrogiem a kto przyjacielem? Jak zachowac pamiec... i jak wiele ma ona wspolnego z historia tego miejsca???

Na te wszystkie pytania znajdziecie odpowiedz w tej ksiazce, zilustrowana wykresami. A na koniec przeczytacie wiele wypowiedzi mieszkancow samego Bornego - to niezwykly obraz wspolczesnej Polski nie tylko tej w ujeciu lokalnym. 




niedziela, 21 stycznia 2018

Babcia TERENIA...


W Polsce obchodzony jest dzisiaj Dzien Babci. I ja mialam kiedys Babcie... ukochana, uwielbiana, piekna... Miala na imie Teresa i pochodzila z Wilna. 
Gdy urodzilam sie ja i dalej moi bracia ona byla zaledwie dwa lata ode mnie starsza...
Nazywala nas: Agciu, Igciu i Pawciu i kochala bez granic bo trzeba tutaj ucziciwe napisac, ze dzieci jako takich w ogole nie lubila. 

Gdy dorastalam byla dla mnie wzorem elegancji, gdy szyla sukienki u krawcowych, swego czasu nosila turbany na glowie i inne kapelusze a ja pardowalam bo wielkim mieszkaniu dziadkow w jej pozlacanych balowych trzewikach stukajac niemilosiernie w podlogowe deski. Babcia Terenia miala tez sypialnie, a w sypialni stala toaletka taka staroswiecka z lustrem i szufladkami... na tym staly kremy Pani Walewska. Byl to oczywiscie PRL-owski luksus. Taka ja zapamietalam bo niestety nie bylo mi dane znanie jej dlugo... Zmarla na raka, gdy mialam 16 lat i to jej odchodzenie dlugie, bolesne bylo moim pierwszym, wielkim traumatycznym przezyciem. Po pogrzebie zdarzalo mi sie widziec jej ksztalt na przyklad na lekcji matematyki w liceum i wydawalam wtedy z siebie dziwny krzyk. Pamietam, ze mame moja do szkoly wezwano i chyba nawet do jakiegos lekarza psychiatry mama mnie wtedy zaprowadzila. Potem doroslam nieco i do dnia dzisiejszego widze, czuje i rozmawiam z tymi, ktorzy odchodza, albo z tymi, ktorych juz nie ma. Taka moja uroda... zaakceptowalam ten fakt. 

Babcia Terenia... czym byla dla niej "pipidowka" walecka po dorastaniu w takim miescie jak Wilno? Spotkal ja ten sam los co wielu przesiedlonych z Kresow. Nie miala pieniedzy, bogactw, ale miala to cos co pozwalalo jej na kolekcjonowanie obrazow ( co prawda miala tez kuzyna malarza ha!), ubieranie sie u krawcowych, organizowanie przyjec w domu. Nie byla latwa osoba... bywala apodyktyczna, strasznie uparta. To tez zapamietalam. 
Nie gotowala bo gotowal dziadek. Babcia robila tylko kruche slodkie ciasteczka. Nablyszczala podlogi, ustawiala kwiaty, lubila robic ikebany, dekorowac stol. 
Dla mnie byla DAMA, ale to oczywiscie dzieciece postrzeganie i to zabarwione szarzyzna Polski ludowej.
Babcia Terenia... tak bardzo mi jej brakuje, jej slow, jej usmiechu, jej zapalu i pomyslow czasem calkiem "zwariowanych". Brakuje mi jej ogrodu, jej salonow, niebieskich foteli, jej srebrnej zastawy, filizanek, krysztalow i tych obrazow, ktore dom zdobily. I nawet wizyt u kosmetyczki mi brakuje... jak siedziala u jej boku a kosmetyczka robila jej brwi, paznokcie, maseczki. 

Jej ostatni Dzien Babci... naznaczony choroba ale tez tym momentem, ktory wciaz mam przed oczami, gdy wezwala mnie do siebie i wreczyla zloty pierscionek z koralem... mial byc na moja 18... dostalam go wczesniej bo babcia Terenia mowila " ze niestety juz nie doczeka". Ten gest, jej oczy... 

Nosze w sobie jej oczy. Przyszla do mnie wczoraj, poznym wieczorem... dlugo nie moglam zasnac bo dlugo rozmawialysmy. 
Kocham ja.
A skoro o babci Tereni mowa to i jej meza a mojego dziadka zabraknac nie moze... Nawet smierc ich nie rozdzielila. 


sobota, 20 stycznia 2018

3 tydzien 2018. Bilans. Francuska codziennosc: czesc 142.



Ten tydzien uplynal pod znakiem piatkowego egzaminu... i ostrego konfliktu z antkowa szkola...

1. Praca zawodowa

Poszlo jak z platka gdy o lekcje w liceum chodzi. Napisze wiecej bylam tak pozytywnie zakrecona we wtorek, gdy z moimi uczniami klasy przedmaturalnej, 16 latkami, dopinalam nasza wystawe na ostatni guzik, ze chcialo mi sie krecic ze szczescia! Bardzo lubie te moja literacka klase. Sa genialni!
W listopadzie bylismy w Centurm Jean Moulin w Bordeaux. Tam dzieciaki porobily zdjecia przedmiotow z 2 wojny swiatowej. Nastepnie zabralismy sie za pisanie wierszy do tych zdjec i ostatnim etapem bylo znalezienie odpowiedniej formy graficznej. W koncu w ubiegly wtorek wieszalismy na oknach naszej szkolnej biblioteki te ich dziela. Poniewaz pracowalam z nimi nad konceptem "guerre totale" czyli wojny "totalnej" to wystawe zatytulowalismy "Wojna "totalna", okruchy wojny". Swietna rzecz! zrobiona!

A dalej to byl oczywiscie konkurs wczorajszy i zreszta tez wczoraj opisany. Czekam na wyniki. Dobrze sie z tym wszystkim czuje.
2. Praca domowa

Nic nowego... w tym tygodniu oprocz tego co zwykle wymylam i rozmrozilam lodowke... tak mam w tym swoim kalendarzu domowym, ze co tydzien wyznaczam sobie cos do zrealizowania... dlatego nie ma u mnie ani porzadkow przedswiatecznych wielodniowych ani niczego podobnego, bo ja co tydzien cos, systematycznie. Tym sposobem dom jest zawsze czysciutki i wypucowany i ulozony... z wyjatkiem garazu!

3. Dieta czyli zdrowe odzywianie
W tym tygodniu nie bylo najmniejszego problemu z utrzymaniem normalnego trybu jedzenia. Moj dodatkowy poswiateczny kilogram sie ulotnil. Znow waze wiec 58 kg. 
A moim ulubionym daniem w tym tygodniu... byla wczorajsza kolacyjna salatka z pieczonych batatow. Wrzucam przepis na bloga kulinarnego. Tutaj.
W ten weekend za to bedzie rozpusta: Tort Sacher na jutrzejsze imieniny moje i ruskie pierogi!  Tutaj.

4. Treningi
Tylko 3 w tym tygodniu, gdyz biegac sie nie da, non stop leje...
Poniedzialek przy zakwasach w nogach: goraca rozgrzewka, ramiona i brzuch, Natalii Gackiej.
Sroda: Skalpel Ewy Chodakowskiej
Sobota: Killer Ewy Chodakowskiej
Razem 2h04 minuty cwiczen.

5. Medytacje
Zapomnialam o nich wspomniec w ubieglym tygodniu... ale mam taki zwyczaj, ze w dzien, w ktory nie cwicze robie medytacje tzw: mindfulness czyli w pelnej swiadomosci... Medytowalam trzy razy:  dwa razy krotko raz dlugo bo z body scan.
Razem 1 h

6. Wydatki
Antek dostal model Epic Perplexusa... polecat go nam pani grafoterapeutka Antka. Stéph zamowil czyli 24 euro.

A dalej byla kupowana tylko zywnosc, ktorej koszt calkowity to: 224 euro.
7. Czytam w tym tygodniu
Oprocz ton tekstow prawniczych z BO na piatkowy egzamin, wciaz czytam Davies'a. Odnowilam moja prenumerate na "Tygodnik powszechny" wersja papierowa. 

8. Wydarzenia specjalne
Konflikt z antkowa szkola osiaga apogeum. Wezme chyba adwokata. A o co chodzi? Chodzi o to, ze Antek w dniu 22 grudnia, ostatnim dni przed Swietami opuscil 2 godziny lekcji od godziny 8 do godziny 10 poniewaz wylatywalismy wczesniej do Polski. Szkole poinformowalismy 10 dni wczesnije tlumaczac nasze powody tego wczesniejszego wyjazdu. Podczas wakacji dostalismy list z nagana dla Antka i wlepili mu 3 godziny odsiadki w szkole w srode popoludniu. Nie zgodzilismy sie na te kare uwazajac ja za niesprawiedliwa w stosunku do Antka. Bylo kilka rozmow telefoniczych, byl wyslany list z nasza pozycja i argumentami. Dzisiaj przyszedl kolejny list ze szkoly z kolejna nagana i pogrozkami, ze go wyrzuca ze szkoly jesli nie odbedzie kary. 

Moj man zgadza sie by dla tzw: "swietego spokoju" Antek kare odbyl. Ja ostro protestuje. Mobilizuje wiec prezydenta rady rodzicow i umawiam sie z dyrektorem naczelnym calej szkoly. Moj maz odmowil mi wsparcia. 
Ja jednak jestem strasznie uparta i wiecej wartosci i poczucie sprawiedliwsoci sa dla mnie najwazniejsze i Antek zadnej kary nie odbedzie bo to po prostu nie jego wina. Takze jestem gotowa na wszystko, nawet na to, ze go ze szkoly wywala... ale nie poddam sie ot tak. Jak bedzie trzeba to ta sprawa trafi przed sad. Takie jednostki jak ja tak maja... musza miec twarda dupe. 

Nastepny tydzien zapowiada sie dosc lekko... no chyba, ze cos nagle wyplynie...












piątek, 19 stycznia 2018

Cale zycie trzeba sie uczyc! Czyli po Egzaminie. Francuska codziennosc: czesc 141.

Mialam dzisiaj rano moj egzamin zawodowy by zdobyc dodatkowy dyplom uprawniajacy mnie do nauczania w sekcjach miedzynarodowych moich przedmiotow czyli historii, geografii i wos'u z jezykiem polskim.
Pisemne dossier przygotowałam i oddalam juz we wrzesniu, dzisiaj byla czesc ustna. Przygotowalam sie do niej na tyle starannie na ile moglam.

Sam egzamin odbyl sie w siedzibie lokalnego, regionalnego kuratorium. Pani mowiaca po polsku polaczyla sie z nami przez vidéo-konferencje a obok mnie siedziala pani inspektor od przedmiotu. Wyglosilam moje krotkie przemowienie i dalej szly pytania w obu jezykach. Mysle, ze dobrze mi poszlo choc oczywiscie nie perfekcyjnie. Wyniki pewnie poznam za jakis miesiac...

Tymczasem takie sytuacje czynia mnie bardzo, bardzo refleksyjna.

Po pierwsze mysle o drodze osobistej i zawodowej, ktora przebylam, o tych wszystkich bledach, wpadkach, sytuacjach, w ktorych nie mialam zadnej pracy albo sprzedawalam ser czy pilnowalam dzieci; Ile tego bylo? Sporo! Raz nawet zaplacilam za te sytuacje depresja, ktora musilam leczyc.

Ale nigdy sie nie poddalam! Wrecz przeciwnie. Bo tak wlasciwie niezaleznie od sytuacji w danym momencie ja wciaz pracuje: krotko, dlugo terminowo, ale pracuje. Wciaz w mojej glowie huczy od planow i projektow poczynajac od zrobienia torta Sacher na dzisiejsze popludnie i pierogow ruskich na jutro po kolejna ksiazke, ktora juz uklada sie jak ten puzzle w moim umysle.
Nie spoczac na laurach, nie zadowolic sie byle czym, wygodna stagnacja, te sama praca przez 30 czy 40 lat, tym samym rytmem. To absolutnie nie dla mnie!
Nie zadowalam sie jezykami wyuczonymi w szkole; kiedys tam, ani skonczonym kiedys tam fakultetem. Ucze sie nowosci kazdego dnia i nie tylko ucze dla siebie, ale jeszcze zdaje konkursy i egzaminy bo wciaz jestem glodna tego pojscia dalej.

Podobnie z uczniami moimi... wciaz czytam ksiazki pedagogiczne, artykuly, poznaje badania z neuro... psycho... i wdrazam w zycie a wokol mnie tyle kolegow od lat wciaz robi to samo... te same lekcje, to samo podejscie. Fajnie im tak, moga o kurach w ogrodzie pogadac w pokoju nauczycielskim ( autentyczne) bo intelektualnie juz nic ich nie interesuje.
Ile takich ludzi wokol, w fabrykach, urzedach, salonach fryzjerskich, sklepach i nawet w gabinetach medycznych? Otulonych wygodna rutyna, nicnierobieniem ba bardzo z tego zadowolonych i powtarzajacych naokoło jak to "czasu nie maja"! Ciekawe na co? Na zycie im czasu zabraklo, na egzystencje, bezradnosc rutyny, lenistwa i przyzwyczajen.
Pewnie madrze sie teraz strasznie, ale jest to sedno tego co mysle i niestety takich ludzi jest porazajaca wiekszosc.

środa, 17 stycznia 2018

Moja naiwnosc...

Rece nad nia zalamuje... a z drugiej strony denerwuje sie. Pewnie niepotrzebnie, ale...

Wczoraj i dzisiaj w pracy odbylam kilka rozmow z roznymi osobami.
I tak calkiem szczerze... wiecie, ze ja naprawde myslalam, ze jak zapostuluje o miejsce pracy w sekcjach miedzynarodowych to ktos doceni moje kompetencje i moja kandydature i moze rzeczywiscie sie uda? Naprawde tak myslalam...
Bo choc odpowiedzi te oficjalne beda dopiero w marcu to wlasciwie znam je dzisiaj. Koledzy mnie uswiadomili i dyrektor liceum.

Po pierwsze powiedzieli mi, ze skoro opublikowali ogloszenie, ze jest wolne miejsce pracy w takiej a takiej sekcji to opublikowali je pro forma, bo kandydat juz jest... a opublikowac musza. W innym wypadku by niczego nie publikowali.
Po drugie kazdy inspektor przedmiotowy ma w rekawie jednego albo kilku kolegow po fachu do ustawienia w liceum miedzynarodowym wiec...

Jednym slowem o ty moja naiwnosci... taka stara a nic sie jeszcze nie nauczyla tylko siedziala godzinami i pisala dossier... po nic...
eh....

marzylo mi sie...

i jeszcze przykladow na dziesiatki mi zapodali... buuuu

niedziela, 14 stycznia 2018

"La Promesse de l'aube" - film o milosci matki do syna i syna do matki.



Bylismy wczoraj wieczorem w kinie na cudownym filmie. Polski tytul brzmi "Obietnica poranka". Chdzoi oczywiscie o zekranizowana powiesc Romain Gary z 1960 roku. Romain Gary tak naprawde nie nazywal sie romain Gary a Roman Kacew i byl synem rosyjskiej Zydowki, ktora wiele lat przedwojennego zycia spedzila w polskim Wilnie a dalej w Nicei.

Jej marzeniem bylo by syn stal sie znanym pisarzem i ambasadorem Francji. Skad ta milosc do Francji? Jeszcze nie wiem. Film przedstawia jednak przede wszystkim milosc matki do syna, milosc szalona, niespotykana, tak wielka, ze popycha ona do syna do realizacji marzen matki ale tez popycha matke do napisania tuz przed smiercia ponad 250 listow, ktore w ciagu 3 wojennych lat jej syn bedzie otrzymywal wierzac, ze matka zyje.

Jest tutaj bardzo wiele emocji, uczuc, lez, strachu, napiecia... Duzo jezyka polskiego i francuskiego co nam sprawilo wielka przyjemnosc!

Film jest dlugi, trwa 2h10 minut ale zupelnie sie tego nie czuje. Wciaga, trzyma nas w fotelu od pierwszej do ostatniej sekundy, do teraz zreszta o nim myslismy i o nim rozmawiamy... bo gdy przeczytac biografie Gary to wiele watkow pozostaje niewyjasnionych: jego samobojstwo, jego podwojny Goncourt jeden pod prawdziwym nazwiskiem, drugi pod pseudonimem, antysemityzm w wydaniu wilenskim i nicejskim.

Warto go zobaczyc ale warto tez siegnac po te cudowna ksiazke... znajdziecie w niej wiecej warstwy epickiej niz w filmie.

Kilka zdjec z 45 lecia slubu rodzicow. Cudne zdjecia mojego brata Igora!


Wybralam tylko kilka z tej uroczystosci: jedno grupowe i dalej nas reprezentujace zdjecia. 






A tych dwoch uwielbiam! Przyjaciele!

sobota, 13 stycznia 2018

2-gi tydzien 2018. Bilans. Francuska codziennosc: czesc 140.


Drugi tydzien 2018 roku... wypelniony po brzegi...


1. Praca zawodowa

Nie wydarzylo sie nic szczegolnego ot gorki i dolki jak zawsze. W moim liceum uczylam, jak cotydzien, od poniedzialku do piatku te moje 18 etatowych godzin. Bylam niezwykle szczesliwa w poniedzialek rano wracajac do moich uczniow i zaczynajac pierwsza lekcje od "daty dnia". Tego im najbardziej podczas wakacji swiatecznych brakowalo!

Do tej pracy szkolnej doszla praca domowo-licealna poza-lekcyjna. 20 godzin pracy w domu: sprawdziany, lekcje oraz rozpoczelam przygotowanie do mojego egzaminu, ktory zdaje w przyszly piatek - pewnie kolejny tydzien bedzie pod jego znakiem?

2. Praca domowa
Jak zawsze: wszystkie posilki ja... czyli jakas godzina dziennie. Plus 2 h sprzatania, 2 h prasowania. 
Reszte zrobil maz... to znaczy zrobil zakupy i przywiozl mi z zakupow wlasnie w srodowe popoludnie ten oto bukiet lilii... ucieszylam sie bardzo! Bo to rzadkosc by tak nieproszony, cos z siebie z tymi kwiatami...

3. Dieta czyli zdrowe odzywianie

Tak po swietach waga lazienkowa wskazala dodatkowy 1 kilogram u mnie i az 3 kilogramy u meza! Tylko Antek nie utyl ha, ha...
Wrocilismy do naszego trybu posilkowego i moim ulubionym posilkiem w tym tygodniu byla: Dorada pieczona z koprem wloskim i cytrynami w piekarniku - nasz wczorajszy obiad.

Jednakze we wtorek po obiedzie w szkole skusilam sie na kawalek Ciasta Trzech Kroli - mielismy w pokoju nauczycielskim tzw: galette des rois, z zyczeniami noworocznymi do tego wino, cidr, soki... nie wypadalo odmawiac!

4. Treningi

W tym tygodniu to 2h25 cwiczen oczywiscie z Ewa Chodakowska! Skalpel, Slim Fit, kilka 6-cio minutowek oraz dzisiaj rano 31 minut joggingu. Wracam powoli do normalnego rytmu. i Ciesze sie z tego.

5. Wydatki

Te domowe: jedzenie i produkty sprzatajaco-myjace sa spore bo po wakacjach musialam uzupelnic niedobory... mamy wiec 170 euro na liczniku. Do tego doszly wydatki zwiazane z obnizkami... kupilam sobie nowe tenisowki od Coq Sportif, zreszta kazdy dostal po jednej parze, troche bielizny w rozowosciach i pomaranczach od Princesse Tam Tam i nowa lokowke do wlosow z 7 nakladkami bede teraz prostowac, falowac, krecic... Razem 115 euro jesli o mnie chodzi. 



6. Czytam w tym tygodniu

Zakupionego w Polsce Davies'a "Serce Europy". Strasznie mnie wciagnelo...

Kusza mnie te zdania:
"Nie chodzi o to, ze Polacy sa z natury bardziej wrazliwi na kwestie moralne niz inne narody, a jeszcze mniej o to, ze ich postepowanie jest w jakism stopniu lepsze pod wzgledem moralnym. Bynajmniej. Jesli juz to stresy i napiecia zwiazane z zyciem w Polsce zaowocowaly wyzsza proporcja moralnych porazek, drobnej przestepczosci i spolecznego zla niz w innych, szczesliwych krajach. (....) I to niewatpliwe dlatego Polska zrodzila tak wielu oszustow i lajdakow, a z drugiej strony - najwspanialszych ludzi, jakich mozna bylo miec nadzieje spotkac na swojej drodze" strony 82-83 - do glebokiego przemyslenia!

Bede pewnie jeszcze czytac ze dwa tygodnie.



7. Wydarzenia specjalne

Nigdzie w tym tygodniu nie wychodzilam... zrobie to dopiero dzisiaj wieczorem bo idziemy do kina. Jednakze w czwartkowe poludnie spedzilam sporo czasu z kolega, ktory nagle stracil ojca w grudniu. Wyszlismy wiec razem na obiad bo... po rpostu potrzebuje wsparcia, pogadania. 


Dobrego weekendu!



piątek, 12 stycznia 2018

NARTY 2018: Cauterets.


Ostatnim akcentem naszych swiatecznych wakacji byl 4-dniowy wypad w Pireneje do Cauterets. Miasteczka w ktorym bylismy juz wielokrotnie czy to latem czy zima. To tutaj wlasnie Antek w wieku lat 3,5 rozpoczal swoja narciarska przygode. I tym sposobem jezdzi swietnie na nartach po wszystkich trasach zreszta, nawet tych czarnych. Tego niestety nie mozemy powiedziec ani ja ani moj maz. Stéph daje rade na czerwonych ja tylko po zielonych oslich laczkach! za to tylko ja w rodzinie jezdze na biegowkach! Bo lubie i wole niz narciarstwo alpejskie. 
Takze nasze dni zlecialy im na nartach od godziny 9 do godziny 17 non stop... Mi na biegowkach 2 godzinki dziennie, plus 3 godziny sanatorium na moje drogi oddechowe. uwielbiam! Baseny pod dachem i na zewnatrz jak pada snieg to jest "bosko"! A popoludniami to ja juz pracowalam tak po 4 godziny dziennie bo musialam poprawiac prace uczniow. 
Zatrzymalismy sie w 3 * hotelu Sacca i tam mielismy tez kolacje. Sniadania robilam w pokoju. W pierwszy dzien sniegu w miasteczku nisko bo na 900 metrach poloznym jeszcze nie bylo ale byl na trasach. 

Fajnie tam sobie odpoczelismy. I z tym zapalem, glowa pelna wspomnien i dobrych emocji ruszylismy od poniedzialku do naszych szkol i prac. Dobrze idzie poki co i byle tak dalej choc myslimy juz o kolejnych wakacjach, ktore sa juz za 4 tygodnie!!!! strasznie szybko w tym roku. Mamy pomysl by leciec do Maroka... i chyba zrealizujemy...

Antek w sanatoryjnej kawiarni na goracej czekoladzie.

Widok z naszego hotelowego okna.






środa, 10 stycznia 2018

Berlin 2017



Po prawie tygodniowym pobycie w Polsce, udalismy sie na kilka dni do Berlina. Stad tez mielismy samolot powrotny, a ze samochod wynajelismy od dnia przylotu do dnia wylotu to moglismy korzystac. Zainstalowalismy sie w hotelu Mercure Château, w samym centrum Berlina pod ogrodem zoologicznym i zburzonym kosciolem Wilhelma. I dalej chodzilismy pieszo albo poruszalismy sie metrem. Popoludniu, pierwszego dnia pobytu wlasnie w tej dzielnicy krazylismy. Antek za dostane od wuja w Polsce pieniadze kupil sobie koszulke Bayern Monachium! Bylismy tez w sklepie Ka De We, na ostatnim pietrze podziwiac dobroci wszelkie z calego swiata: szampany, czekolady i inne kawiory. Sami kupilismy precelki! ha! 


Nastepnego dnia ruszylismy w miasto. Rozpoczelismy od Check Point Charlie i muzeum. Antek byl zafascynowany wiec zeszly nam bite 3 godziny w tym malym obiekcie. Ja bylam tutaj juz chyba trzeci raz, Stéph drugi wiec wiekszosc ekspozycji byla nam znana. Bylo starsznie zimno ale niczym nie zrazeni ruszylimy w strone smutnych gmachow SS i Gestapo czyli centrum muzealnego dzisiaj nazywanego "Droga Terroru". Tutaj zwiedzanie jest bezplatne i spedzilismy tez tutaj troche czasu. Na obiad doszlismy na Postdamer Platz i raczylismy sie Kebabem! sic!. W podrecznikach Antka do nauki niemieckiego to podobno narodowe niemieckie danie jest... obok pizzy sic!, gumowych miskow zelkow i curry wurst choc jak wszystkim wiadomo przyprawa curry raczej nie z niemieckich terenow pochodzi. Kebab byl jednak bardzo smaczny i przez prawdziwych Turkow podany. 
Po obiedzie spacerowalismy po bylych terenach hitlerowskiej rezydencji i po tym co zostalo po jego bunkrze - bardzo ciekawa dzielnica choc niewiele juz tam widac to jednak tablice informacyjne pozwalaja uruchomic wyobraznie. 
Idac do Barmy Brandenburskiej zatrzymalismy sie na chwile kontemplacji przy tym bardzo dziwnym pomniku Shoah zlozonym z kilku setek prostopadlych, szarych bryl... Przy Bramie Branderburskiej trwaly przygotowania do Sylwestra wiec byla zastawiona cala ciezarowkami. Obejrzelismy i wyszlismy na Unter der Linden. Tam w kwariani Einstein skosztowalismy Sacher Torte z napitakmi choc nie trwalo to dlugo bo na 17 godzine zarezerwowalismy wizyte w niemieckim parlamencie. Niesamowity budynek z ciekawa architektura i widokami z gornego tarasu. 

Bo tak obfitym we wrazenia dniu poszlismy po prostu spac. 

Zimno strasznie nam dokuczalo w Berlinie. Nastepnego dnia mielismy juz znacznie mniej checi i energii. Czekala na nas zarezerwowan wizyta na wiezy telewizyjne przy Aleksander Platz i widoki stamtad. Sam Aleksander Platz z kosciolem, ratuszem, dalej berlinska katedra... przeszlismy obok domu parti i pomnika Marksa i Engelsa... chcialam tylko by Antek za bardzo nie przytulal sie do dziadkow naszej peerelowsko-sowieckiej niedoli choc pewnie leninizm i stalinzim bardzo zmacily ich nauczanie i wdrazanie w praktyke zasad... Obiad zjedlismy, po raz kolejny juz dla mnie i dla Stéphana, w najstarszej berlinskiej restauracji Zum Nuss chyba tak sie to pisze. Poznalismy przy okazji przmilych ludzi z Bonn i tak nam sie dyskusja wywiazala przy drewnianym stole z kielbasa, purée ziemniaczanym, kapusta i piwem, ze ze 2 godziny tam przesiedzielismy. Odwiedzilismy pobliski kosciol Mikolaja, siedzibe opozycji i przeszlismy sie po kilku starych uliczkach. Dalej nikt juz nie chcial niczego zwiedzac i skonczylismy na dlugim podwieczorku... 
Chcialam wrocic do muzow na wyspie, ale to wyprawa na caly dzien a nam bylo zimno i chcialo sie od tej berlinskiej szarugi tylko spac.  

W sklepie Rolls Royca





Kilka zdjec z Check Point Charlie - i wiele amerykanskich marek wokol.


"Droga Terroru"

Nad bylym bunkrem Hitlera

Muzeum Shoah








Przed i w Parlamencie

Marks i Engels, nasi przyjaciele...





W windzie wiezy telewizyjnej


Widoki z gory