czwartek, 26 czerwca 2014

Mały koncert – saksofonowy i nie tylko

Mały koncert – saksofonowy i nie tylko


Wczoraj wieczorem odbyło się zakończenie roku w Konserwatorium muzycznym, do którego uczęszcza od 2 lat mój syn. Tym razem to koniec jego pierwszego roku – instrumentu, teorii muzyki, solfeżu i chóru. Wieczór zapowiadał się wesoło i ciekawie. Nasze oczekiwania nie zostały zawiedzione.

Antek z Bazylim i z Janem-Wilkiem rozpoczynali jako namłodsi, ten ponad godzinny, koncert. Bazyli zaczął od swojego ulubionego kwałka “ Tragedy” ( brrr!) z akompaniamentem fortepianu, po nim wystąpił Jan-Wilk ze Staccatą a na koniec nasz Antek z holenderskim reagee czyli Dutch reage. Poradził sobie znakomicie choć towarzyszyli mu i fortepian i perkusja a rytm byl ostry i szybki.



Jego nauczyciel pan Fabien Chouraki był z nich dumny choć nie tylko z nich… bo starsi grali znakomicie, szczególnie dwóch chłopaków Milo i Stan ćwiczący od 7 lat tak wykonali Moodnight serenadę orkiestry Glenn’a Miller’a, że otrzymali owacje na stojąco.

Po koncercie mieliśmy wspólny aperitif… winko, soki dla dzieci, słone i słodkie przekąski… wspólna zabawa.







Kilkakrotnie w tym roku myśleliśmy, że Antek da sobie spokój z muzyką. To bardzo dużo pracy trzeba liczyć te 30 minut dziennie, plus 3 godziny w konserwatorium, przy jego grafiku zajęć to sporo… ale on ani myśli rezygnować. Nauczyciele stwierdzili, że powinnien kontynuować bo ma rzekomo talent… więc będzie kontynuował.



Gdy dodamy do tego:



4 h tenisa w tygodniu



2 h golfa



1 h katechezy



1 h hokeja na trawie plus szkołę a on chce jeszcze:



Szermierkę, judo, teatr – chce grać! To nie wiem… niespożyta energia!





poniedziałek, 23 czerwca 2014

Week-end w lesie, trochę jak w « Dirty Dancing »

Week-end w lesie, trochę jak w « Dirty Dancing »





 


W piątek popołudniu wyjechaliśmy na week-end, który zarezerwował mój mąż. Wykazał się tą inicjatywą ze względu na moje zmęczenie i ostatnio bardzo ciężki okres w pracy. Wypad był krótki, niedaleki, ale jakże cudowny!


Mieliśmy zarezerwowany domek, dla 6 osób, w ośrodku Pierre et vacances 3*, 150 km na południe od Bordeaux, w regionie Landes, czyli największych lasów iglastych w zachodniej Europie. Około 17h30 dotarliśmy na miejsce I … zakochałam się! Bo ośrodek przypominał ten prezentowany w filmie “Dirty Dancing”, a to jak wiadomo był kiedyś mój kultowy film. Głównie te drewniane domki przypominały bungalowy ze wspomnianego filmu. Ośrodek dosłownie tonie w kwiatach. Zapach sosen i eukaliptusów unosi się w powietrzu! Kolory kwiatów pobudzają zmysły!


 


Domki są wygodne, choć niezbyt duże. My wynajęliśmy ten na 6 osób, gdyż we Francji jak mówią 6 osób oznacza to, że są 2 pokoiki dla 4 osób a te dwie pozostałe muszą spać na kanapie w salonie… czego ja osobiście wybitnie nie lubię, więc zawsze bierzemy większy dom/mieszkanie by każdy miał swoją sypialnię. Standart domków podzielony jest na 3 klasy: confort, séléctif i VIP. My byliśmy w tym środkowym. Pierre et vacances podzielony jest na 3 osady, rzłożone wśród golfowych dołków! W  ośrodku znajduje się 6 różnych basenów odkrytych, 14 kortów tenisowych w tym dwa trawiaste – co we Francji należy do rzadkości; tereny do siatkówki, futbolu, petanque, dwa czy trzy place zabaw, restauracja, kawiarnia, mały supermarket, mała ferma z osiołkami i innym ptactwem dla najmłodszych. Ekipa animacyjna proponuje wszelkiego rodzaju rozrywki w tym i co najważniejsze są Kluby dziecięce. Ten dla bobasów kilkumiesięcznych, ten dla małych dzieci, dla 6-8 latków, 9-12 latków i oczywiście dla nastolatków. Zajęcia dla dziec i są niezwykle urozmaicone bo są i staże cyrkowe, na specjalnym terenie z trampolinami i z trapezami, są staże detektywistyczne, teatralne, sportowe…


 


To co zachwyciło nas najbardziej to fakt, że przez 2 i pół dnia nie słyszeliśmy samochodów… samochody są na bocznych parkingach i się ich nie rusza… jest cicho, spokojnie, wszędzie chodzi się pieszo albo jedzie rowerem, są darmowe w ośrodku!


Plaża nad Oceanem Atlantyckim znajduje się o kwadrans spaceru, przez pole golfowe… jest dość dziko i tak spokojnie… tego nam było trzeba!


 


 


Ile to kosztuje?


W czerwcu niewiele… my zapłaciliśmy 55 euro za domek za 1 dobę: week-end od piątku godzina 15h do niedzieli godzina 18 h… razem 110 euros.


 


Na początku lipca to już dwa razy tyle czyli 110 euros za domek, za dobę.


A w sierpniu to masakra bo ponad 300 euros za domek 6 osobowy, za dobę. Poza tym w sierpniu domki są pełne, co oznacza pełny ośrodek ludzi, znacznie więcej chętnych na basenach itd… polecam unikanie! Wakacje we Francji wyglądają najgorzej od ostatniego tygodnia lipca do 15 sierpnia wtedy większość Francuzów jest na wakacjach, ceny są horendalne, ośrodki pełne, muzea, parki, miejsca do zwiedzania też. Dlatego w tym okresie my Francję opuszczamy.


Ceny dla séléctif.


Zdjecia nie wchodza wiec wkleje pozniej...

niedziela, 8 czerwca 2014

Hojność mojego Antka

W piatek Antos pojechał na szkolna wycieczkę, jednodniowa, do Perigueux. Mieli tam zorganizowane pedagogiczne zajęcia na terenie starożytnej willi z okresu rzymsko-celtyckiego. Było podobno super. Ale moj syn jako tylko jedno z dwójki dzieci w klasie miał ze sobą kilka groszy. Co tydzień dajemy mu około 2 euro kieszonkowego. Antek nie wydaje i ma tych pieniążków sporo w swoich dwóch portfelach. W czwartek wieczorem zadecydował, ze dzisiaj weźmie ze sobą 7 euro.





O 17.30 wysiadł z autobusu z radosna mina ściskając w dłoni mała czerwona paczuszkę. W niej była moneta, stylizowana na stara, dla nas... Jedyne dziecko z klasy, które zrobiło prezent rodzicom... Ale tez inne dzieci nie miały ze sobą pieniędzy. Co jak mi wytłumaczył moj maz jest we Francji zupełnie normalne. Dzieci jeżdżą bez pieniędzy. Dopiero w gimnazjum coś tam maja w kieszeniach. Ja z koleji pamietam moja pierwsza wycieczkę w 1 klasie podstawówki do Kołobrzegu z pieniazkami... Na głupoty w tamtych czasach jakieś plastikowe pamiątki czy loda...





w każdym razie ucieszylismy sie bardzo z monety. Po kilku godzinach jednak sie okazało... Ze moneta kosztowała 2 euro. Antos kupił jeszcze 2 inne monety dla swoich najbliższych kolegów bo ... Jak twierdzi chciał im sprawić przyjemność. Pięknie z jego strony tylko... No wlasnie gdzie jest roznica pomiędzy hojnoscią a oddaniem ponad połowy budżetu innym? Nie chce przez to powiedzieć, ze wszystko należy liczyć i wyliczać ale nie chce tez by Antosia dobroć wykorzystywano bo jak sie okazało wieczorem wielu prosiło go by im kupił to czy tamto, ale nie miał juz pieniędzy. A jak sam przyznał bardzo chciał książkę za 3,50 tyle, ze mu zabrakło i kupił pamiątki kolegom zamiast swojej książki.





Eh, matczyne rozterki.

poniedziałek, 2 czerwca 2014

Zafascynowany…




 Zafascynowany…


Antek mój ! Cudowny week-end spędził ze swoim tatą w Paryżu. W czwartek byli prawie cały dzień na Rolland Garros. Czegóż może chieć więcej młody tenisista?  Powoli Antek staje się fachowcem choć nie lubię tego słowa. Analizuje grę a raczej gry, wie kto zacz, ile i jakie rezultaty. Pełna perfekcja. I pomyśleć, że zaczynał mając niecałe 3 latka… najpierw od grania z tatą i ze mną a później to już poszło…











W piątek moi panowie nawiedzili świątynię popularnej rozrywki czyli Disneyland. Mój mąż bardzo krytycznie podchodzi do tego typu parków. Zazwyczaj jest zły bo do każdej atrakcji godzinne kolejki, a kolejki dlatego, że park wpuszcza nieograniczoną ilość zwiedzających dziennie tylko po to by zarobić! Latem te kolejki sięgają i 2-3 godzin… po to tylko by 6-7 minut na karuzeli się przejechać.  Cóż dzieci mają zupełnie inne spojrzenie na tego rodzaju uciechy. Czyli raczej są zafascynowane, w Miki i innego Piotrusia Pana zapatrzone! Taka wizyta zostaje w pamięci na całe życie. Ja swoją też pamiętam choć już dorosła byłam – 6 grudnia 2000 rok… podobało mi się nieco i nieco nie. Jak zawsze.











W sobotę moi panowie z dziadkami, szwagrem, szwagierką i ich dziećmi udali się do Zamku w Anette, nalężącego onegdaj do Diane de Poitiers, kochanki, króla Francji Henryka II… bardzo słynnej nad Sekwaną postaci. Antek spijał z ust przewodnika każde słowo chyba bo w takich detalach odtworzył mi wczoraj historię Diane i tego zamku, że doszłam do wniosku, że wie dużo więcej ode mnie! To jest to co mój syn kocha… zwiedzać, historia, w detalach, sporty ale bawić też się lubi.











W sobotę wieczorem w wiejskim domu szwagra Antek z Apolline urządzili KONCERT. Antek nie rozstaje się ze swoim saksofonem więc pojechał z nim też do Paryża. Grał i grał. Malutka towarzyszyła mu na cymbałkach a później sama szwagierka się skusiła i towarzyszyła mu na fortepianie. Zadzownili do mnie co bym poprzez linię telefoniczną mogła ich dzieł wysłuchać i bardzo mi się podobało.











Wczoraj wrócili choć rano jeszcze kilka meczy badmintona w ogrodzie rozegrali.





To się nazywa week-end, bogaty, edukacyjny, kształtujący, pełen pozytywnych wrażeń. Tak jak wszyscy lubimy. Choć czasem mam wrażenie, że mój syn nieco wyprzedza swój wiek… zależy z kim porównuję. W każdym razie jest szczęśliwy, w oczach iskierki mu się zapalają jak o tym mówi, o wszystkim… chciałabym by był tak zafascynowany życiem przez cały czas, by nigdy nie powiedział, że się nudzi… albo, że czegoś mu się nie chce.





ps: tutaj Antek zafascynowany... kiedys, mial 5 lat...