
Wychodzimy w doline Ransol... za nami parking. Ide za Franckiem, za mna Katerin z Finlandii... zaprzyjaznilysmy sie!
Część
dalsza kilku fotek z ostatnich wakacji zimowych. Tym razem ja w roli głównej,
tak ja… ze spotkanymi w grupie łazikami, z naszym genialnym przewodnikiem
Franck’iem i jego znajomą przewodniczką Christine. Nie będę pisać jak było
cudownie ale też z wyzwaniami technicznymi i fizycznymi. To zobaczycie na tych
zdjęciach! Uwielbiam góry i latem i zimą. Odpowiada mi mentalność ludzi, którzy
dużo, pasjami po górach chodzą, gdyż są to ludzie wyjątkowi. Jest taki Franck
Wright, Francuz pracujący w hotelu Princesa Parc w Arinsal, w Andorze. I taka
też jest Christine, była nauczycielka historii i geografii, która opowiada o
Andorze jak nikt inny a po Pirenejach chodzi jak młoda dama chociaż dobiega
70-tki! Chylę czoła i z radością wspominam ten wyjazd. Następny za rok!

Przed nami dolina Ransol... punkt docelowy - schronisko Jana a raczej kamienny domek Jana na 2220 m. Mamy 400 metrow w gore do pokonania i sporo kilometrow...

Przez lasek, wchodzimy.

Chwila oddechu, cisza, pusto i ta biel!

Samotnosc w bieli... w kieszeni mam detektor lawin snieznych i walki-talki... w razie co... wokol gory do 2900 metrow, pusto i troche niebezpiecznie.

Kamienny domek Jana, nasz cel, na wysokosciowy obiad.


Patrze na doline juz z gory... zmeczona, spocona, z mokrymi plecami i szybkim oddechem ale taka szczesliwa!

W srodku metalowe prycze, stol, kominek, apteczka... Franck ustawil juz na stole troche Martini, troche Muskatel i troche Ricard, na przykrywkach od pudelek tosty i luksus - foie gras od Labeyrie...

No podszedl blizej, do zdjecia nasz przewodnik i kucharz!

Z jednej strony taki widok...

a z drugiej taki... dolina w dole, stamtad przyszlismy.

Obrot za siebie, domek Jana...

To juz wyprawa w doline Sorteny...

schodzenie jest gorsze od wchodzenia!

Christine schodzi... ja zjechalam...

idziemy dalej... Katerin, ja i Christine, za nami para Wlochow... byle do przyszlej zimy...
Wspaniała zima w Pirenejach a czapy śniegu grube jak na biegunie. Przyjemnie się ogląda Twoje zdjęcia będąz w deszczowej Warszawie. Też kocham narty i góry, także zimą gdzie jest zieleń sosen i śnieg.
OdpowiedzUsuńDziekuje za komentarz! Ja Tez kocham Gore choc z nart tylko biegowki!
UsuńPrzepiękne !!! Zdjęcia i miejsca !!! Zasłużony wypoczynek!!!!
OdpowiedzUsuńDziekuje Valdi
Usuń