niedziela, 1 maja 2016

Francuska codzienność – Week-endy. Część 12.

golf





Z pewnością nasze, rodzinne week-endy nie należą do jakiś wyjątkowych, ale z ogólnym francuskim trendem mają to wspólnego, że są mega aktywne, sportowe zazwyczaj albo kulturalno-przyjacielskie, czasami wypadowe (najczęściej nad Ocean) a przede wszystkim Kulinarne !


Tak, tak we Francji stól i to co na nim  to są sprawy najważniejsze! Jak pisałam kiedyś to dzień rynków, kupowania, próbowania i smakowania bardziej niż kościelnej mszy czy liturgii.


 


Nasz dobiegający do końca week-end był mega aktywny.


Na początek szkoła Antka. Antoś ma kilka sobót w roku, w które chodzi, porankami do szkoły. Tak też było wczoraj i z tego powodu musieliśmy odpuścić konserwatorium muzyczne bo akurat jest w tym samym czasie. Znowu dostaniemy list z pouczeniami i pogróżkami, że w konserwatorium obecność obowiązkowa. Wzięliśmy już jednak na tę nieprzyjemną okoliczność list ze szkoły potwierdzający obowiązek szkolny. Zresztą z konserwatorium chcemy w przyszłym roku zrezygnować bo co za dużo to niezdrowo. My rodzice chcemy dla naszego syna a on się upiera, że będzie kontynuował. Nie wiem kiedy, chyba o 3 albo o 4 godzinie nadranem?


 


Wczoraj w szkole dzieci dawały drobny teatralny spektakl. Stąd moje zdjęcia. Spektakl jest częścią składową podstawowej edukacji podstawówkowej, gdyż Antek ma godzinę zajęć teatralnych w cotygodniowym grafiku. Chodzi poza tym na inne zajęcia teatralne we wtorki i występuje w prawdziwym teatrze, ale to dopiero w czerwcu.


Praca teatralna wszystkich dzieci ostatnich klas podstawówki wpisana została w roczny projekt refleksji nad rasizmem, analizę powieści “Król Jazzu” i serię exposés, które dzieciaki przygotowywały przez cały rok. Antek pracował nad Count Basie.


 


Trochę może ten spektakl był monotonny, ale mi się podobał. Spodobał mi się fakt, że wszyscy uczniowie nawet ci dukający zostali zaangażowani, każdy miał coś do przeczytania, odegrania a nie tylko ci najlepsi i zdolni. To było znakomite ćwiczenia i zajęło cały wczorajszy poranek od 8h30 do 11h30.


Popołudniu Antek był jak co sobotę na treningu golfowym.


 


Później msza wieczorna, znakomita kolacja, z której zdjęcia znajdziecie poniżej i przepisy na moim blogu kulinarnym. Następnie były jeszcze lekcje do odrobienia 30 minut, film o latach dzieciństwa Ludwika XIV, wspólna lektura moja z Antkiem i po 22 mogliśmy iść spać.


Dziś od rana pobudka… o 7H I jazda na golf bo Antoni grał ostatnia część regionalnego turnieju golfowego. Grał prawie 5 godzin. Mordęga. Obiad w golfowej restauracji, czekanie na koniec turnieju, wyniki, nagrody, zdjęcia… I do domu… na 17h. Podwieczorek już w domciu, znowu lekcje do odrobienia kolejne 30 minut, plus angielski jak codzień 10 minut… kąpiel, blogowanie, Face Time z wujem z Kanady, kolacja… I chyba lektura tylko na dziś wieczór…


 


Marzy mi się cisza i spokój… czasami, poleżenie na tarasie czy nawet przed TV, której nie oglądam z braku czasu… Zastanawiam się nieraz po co myśmy sobie kupili taki piękny, płaski odbiornik jak włączamy go raz w tygodniu a czasem wcale?


Bo przecież i uprać i ugotować i wyprasować… wszystko muszę… zmieścić w jeden grafik.


 Dobrze, że jak narazie wciąż mam wakacje, kuratorium nie dzwoni, ale płaci. Poproszę tak do lata!





Antka teatr









truskawkowy




pasta i szparagi

2 komentarze: