poniedziałek, 17 października 2016

Francuska codzienność – Grupy modlitewne i historia Tanguy. Część 38.




Nigdy nie kryłam się z tym, że jestem praktykującą katoliczką. Nigdy też nie kryłam się z tym, że mam czasami odmienne zdanie od oficjalnej nauki kościoła i wypełnianie przepisanych Katechizmem rytuałów też odbiega u mnie, w mojej rodzinie, od odgórnie ustalonych norm.

 

Nie przeszkadza mi to, od wielu już lat, angażować się w najróżniejszego typu akcje organizowane przez francuskich katolików albo i też reprezentantów innych religi w duchu ekumenizmu.

Co jakiś czas włączamy się, bo ostatnio Antek mi w tym wiernie towarzyszy, w grupy modlitewne starające się wspierać jakiś cel, jakąś osobę.

Od września do grudnia ubiegłego roku byliśmy tak zaangażowani w codzienną modlitwę za 13- letniego chłopca o imieniu Tanguy. Piszę o nim dzisiaj bo wczoraj mogliśmy obejrzeć wspaniały dokument zrealizowany dla katolickiej stacji KTO o końcu ludzkiego życia. I w nim właśnie ostatni kwadrans jest poświęcony temu promykowi światła jakim był i jest Tanguy.

To syn przyjaciół naszych przyjaciół spod paryskiej miejscowości – Garches. Dotknięty kalectwem we wczesnym dzieciństwie, Tanguy zachorował w wieku 10 lat na raka. Wyzdrowiał i zaraz po 12-stych urodzinach choroba znów zaatakowała jego małe ciało. We wrześniu ubiegłego roku było już wiadomo, że Tanguy nigdy nie wyzdrowieje.

Lekarz wytłumaczył mu to bardzo dokładnie i bardzo prawidziwie. Wtedy ruszyła lawina… kartek, myśli i modlitw jak i realnej pomocy bo Tanguy był pasjonatem lotnictwa i całe brygady wojska mobilizowały się by pozwolić mu do końca jego życia jeszcze latać, na różnych maszynach.

Sylvie, przyjaciółka rodziny Tanguy i nasza zmobilizowała nas błyskawicznie. Utowrzyliśmy naszą grupę modlitewną tutaj w Bordeaux i codziennie łączyliśmy się a to w nowennie do Świętego Jana Pawła II a to w modlitwie różańcowej… Nie opuściliśmy ani jednego wieczoru. Antek i ja prosiliśmy o dobrą śmierć dla Tanguy i o siłę dla jego rodziny. Sylvie przesyłała nam wciąż nowiny, zdjęcia.

 

Po obejrzeniu wczorajszego dokumentu popłynęły łzy. Nie były to łzy smutku ale łzy wdzięczności za LEKCJE ŻYCIA, którą dał nam Tanguy. Niesamowitą lekcję dojrzałości i sensu naszego istnienia.

“Śmierć jest tylko KROKIEM” tak mówił ten mały chłopiec “a modlitwa jest telefonem” między Nim a nami, którzy zostaliśmi jeszcze tutaj. Tanguy nie bał się śmierci. Był przepełniony ufnością i wiarą.

Pomimo geograficznej odległości byliśmy razem z nim i z jego bliskimi i mój 11-letni Antek powiedział mi wczoraj “Wiesz mamo, Tanguy był najlepszym nauczycielem życia jakiego znałem. Teraz wiem co jest ważne”.

 

Obecnie, tworzymy inną grupę modlitewną, gdyż wraz ze wspólnotami franciszkańskimi trwamy w modlitwie w intencji migrantów z Calais i tych przybywających do Francji. A konkretnie modlimy się codziennie za nieletnich pozostawionych w dżungli Calais przez dorosłych, z którymi podróżowali. Każda rodzina oprócz pomocy materialnej, otacza taką duchową, modlitewną opiekę konkretną osobę i naszą osobą jest 16-letni Hadim z Afganistanu.

Wiemy, że to nasze zaangażowanie nie odpowie na wszystkie problemy tego świata, nie uleczy wszystkich ran, ale wierzymy w to, że może przynieść ulgę i chwilę pokoju dla tych, o których myślimy każdego dnia. Mój syn jest bardzo w te nasze “akcje” zaangażowany i każdego wieczoru pamięta. Czasem zdarzy mi się zapomnieć, czy odsunąć coś na potem, ale zawsze mogę liczyć na Antka i jego pamięć.

2 komentarze: