czwartek, 7 marca 2013

Babcia Teresa... o tych co odeszli...



Wczoraj minęło 23 lata jak od nas odeszła, w sile wieku bo miała zaledwie 63 lata. Pamiętam jak dziś ten zimny poranek 6 marca 1990, telefon od dziadka, łzy i a później ?

Później to już tylko jedna wielka czarna przepaść. Była moim wzorem… z dziadkiem Henrykiem tworzyli parę i dom, do którego gotowa byłam wracać w każdej minucie, sekundzie, w każdym dniu.

 

Ta mała dziewczynka na dziadkowych kolanach to ja, a na maminych kolanach mój brat w 1976 roku. Teresa urodziła się 7 czerwca 1927 roku w Wilnie, w mieszczańskiej rodzinie. Jej rodzice Bronisława i Adam pochodzili również z mieszczańskich rodzin. Siostry Bronisławy nosiły dośc dziwne jak na dzisiejsze czasy imiona: Tekla, Julia, Salomea i Wiktoria. Ojciec i jego bracia walczyli w Pierwszym Pułku Piechoty Legionów. Babcia Teresa miała jedynego starszego brata Czesława, który zmarł, w młodym wieku, w Wilnie na tyfus. Rodzina babci miała duży, wielopiętrowy dom na ulicy Połockiej… z tego domu został już tylko parter dzisiaj i mieści się tam schronisko młodzieżowe.

Teresa otrzymała część edukacji w rodzinnym domu, gdy wybierała się na studia wybuchła wojna… część więc z tych studiów handlowych, jak o nich mówiła skończyła zaocznie po wojnie. Pamiętam jej zdjęcie z młodzieńczych lat z dużym bo i grubym i długim jasnym warkoczem. Była piękną kobietą choć jako babcia była już nieco przy kości.

 

Jako mała dziewczynka byłam zawsze zafascynowana jej elegancją. Wszystkie ubrania szyła sobie u krawcowej na miarę… sukienek miała całą trzydrzwiową szafę, u gory w pudłach całe kolekcje kapeluszy a w szczególności turbanów – nie wiem co to za moda na turbany była. Muszę u taty poprosić kilka zdjęć w tych jej strojach. Buty zajmowały osobną szafę w tym moje ulubione pozłacane brokatem szpilki, którymi równo waliłam w parkiet całymi bożymi dniami będąc u dziadków na wakacjach! Babcia pozwalała mi w tej kwesti praktycznie na wszystko… oprócz zachowywania się jak chłopak! Czyli chodzenie po płotach i latania po podwórku... były mi zakazane. Ubrana w sukieneczki w kwiatuszki – też mi je zamawiała – kilka – u krawcowej – przechadzałam się po ogrodzie. Towarzyszyłam jej na wszytskich babskich herbatkach i podwieczorkach, codziennie też byłyśmy w kościele.

 

Chodziłam z nią nawet do fryzjerki i kosmetyczki, na manicure i pedicure, na jakieś maseczki, które jak jej kładli na twarz rodziły moje łzy bo wciąż bałam się, że wyrządzają jej krzywdę! Babcia Teresa… uwielbiała układać kwiaty w tym ikebany zawsze w domu były bukiety w każdym pomieszczeniu… uwielbiała wyszywać, przyjmować gości choć gotować nie umiała!!! Nic a nic… gotował dziadek i czasem ktoś zatrudniony jak było jakieś większe przyjęcie.

 

Była członkiem ZSL przez cały okres komunistyczny, członkiem Rady Powiatowej i Funduszu Budowy Szkół, Chóru kościelnego i dziesiątek innych ugrupowań. Pracowała jako asystenka pilskiego wojewody – kilku ich było w jej karierze… nigdy nie było jej w domu bo poruszała góry i lodowce by coś załatwić, a to komuś miejsce w przedszkolu, a to pracę… Nikt się nawet nie zdziwił, że w dniu jej pogrzebu 8 marca 1990 był pełen kościół, 6 autobusów z różnych miast Polski z delegacjami, nie wiem ile samochodów…Był tłum, chorągwie, i jakieś przemowy, których nie pamiętam…

 

23 lata i wciąż mi jej brakuje, tak bardzo, tak mocno…

Babciu Kocham Cię!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz