środa, 6 listopada 2013

Na grzybach

Na grzybach…



Na grzybach…

Podczas naszego wakacyjnego pobytu na podparyskiej wsi, o którym zaczęłam pisać wczoraj, jedną połowę dnia spędziliśmy na koniach, drugą na zakupach, trzecią na ćwierćfinałach tenisowych Paris-Bercy, gdzie mieliśmy przyjemność oglądać mecz Nadal-Gasquet i Berdych – Ferrer i jedną na… grzybach !

 

Był słoneczny czwartkowy poranek, tuż przed Wszystkimi świętymi, których w mojej francuskiej rodzinie się nie obchodzi. Dzieci o 7 h rano zrobiły nam pobudkę i po obfitym śniadaniu ruszyliśmy trzema samochodami w las, zwany lasem Rambouillet. Typhaine i Alban znali tam już grzybne miejsca. Było zimno ale w kurtkach, gumiakach całkiem znośnie !

 

Nazbieraliśmy sporo borowików i maślaków… innych grzybów nie braliśmy bo ani ja ani szwagierka nie byłyśmy pewne co do ich zjadliwości. W międzyczasie najmłodszy bo 2 i pół miesięczny czestnik grzybobrania zgłodniał.

Typhaine niewiele myśląc usadowiła się na ogromnym, ściętym pniu. Przygotowała butelkę mleka… bo pod tym względem ona i ja się nie różnimy wszędzie nosimy ze sobą dozy mleka, wodę mineralną, pieluchy i mokre serwetki – w razie co. Gdy butla była gotowa, dosłownie po 10 sekundach Léandre wylądował też na pniu. Wyglądali przuroczo !

 

Po posiłku dalsze grzybobranie a około 11h wyjazd do miasteczka obok do kawiarni na kawę dla dorosłych a dla dzieci na gorącą czekoladę…

Wieczorem usmażyliśmy nasze zbiory na maśle, z zieloną pietruszką i czosnkiem, po prostu… dzieciaki się zajadały i dorośli też !

2 komentarze:

  1. hihi jak bym siebie widziała :) nigdy nie chciałam i nie potrafiłam usiedzieć w domu więc moje dzieci były karmione- i piersią, i butelką, i przecierami - w najdziwniejszych miejscach :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Natalio ja podobnie... wszedzie z prowiantem... pamietam nawet jak Antek mial 8 miesiecy i groty w Dordogne zesmy z nim zwiedzali... pod ziemia, jaskinie...

    OdpowiedzUsuń