środa, 13 sierpnia 2014

Etap dwudziesty pierwszy - New York, New York

Trochę jak z piosenki Francka Sinatry ale jak narazie to czarujące, romantyczne uniesienie ginie w dźwięku klaksonow i w kilometrowych korkach! Co tez nas podkusiło by jechać do NY samochodem???
Epitetów mi zaraz zabraknie na nasza głupotę! Podróżowanie po Ameryce samochodem i owszem ale po mniejszych miasteczkach i po wsi bo w tym molochu to nawet my, byli paryzanie, z droga co nieco obeznani, tutaj giniemy! Zeby było mało moj maz fantastyczny do dnia dzisiejszego GPS nie nabył! Mamy wiec mapę, na papierze i kilka map w IPadzie ale zadnego naprowadzacza. Tak wiec dzisiaj wyjechaliśmy o godzinie 10 rano z Waszyngtonu ale do NY dotarliśmy na 18 h minut kilka. Ile to kilometrów zapyta ktoś? Tylko 350!  Ale za to jaka droga!

Do przedmieść nowojorskich szło gładko. Przejechaliśmy przez Goethals Bridge na Staten Island po czym przez Verrazzamo Bridge do Brooklynu. Tam okropna droga, autostrada w środku zrujnowanego miasta numer 278. Jechaliśmy na północ, kierując sie na dzielnice Queens, gdzie znajduje sie nasz hotel i sie zaczelo... Na mapie wszystko wyglądało prosto. Wyjeżdżamy na exit 36, dalej jedziemy na wschodnia Queens boulvard i od tej odbijamy w prawo na 26- th street, hotel jest na 25- th ale wszędzie sa ulice jednokierunkowe. I owszem znaleźliśmy sie na Queens bulwarze ale skręcić za Chiny ludowe a teraz juz mocno kapitalistyczne sie nie dało. Same zakazy, murki, korki olbrzymie, ciężarówki przygniatajace cię do krawężniki. Normalnie jakis horror z nienajlepszych filmów. Dwa razy przejechaliśmy po Queens bridge w te i wewte by znaleźć sie na Manhattanie czyli po drugie stronie rzeki od hotelu, tam zawrócić i z powrotem na Queens! Ja juz klelam na czym świat stoi. Steph zaczął popadać w deprechę. Antek tylko oczy zakrywal rękoma bo w końcu przestaliśmy byc grzeczni i przestrzegać zasad ruchu. W pewnym momencie mój Steph pojechał po chodniku, przez drogę dla rowerzystów, pasy dla pieszych i wyjechał na właściwa ulice. Panowie w garniturach zatrzymali dla nas ruch rowerów, śmiali sie przy tym... Ale za nami stały dwa wozy policyjne. Nikt w pościg nie ruszył. Ja sie martwię jednak bo może ktoś nasze tablice spisał i teraz będziemy płacić z tysiąc dolarów mandatu?

Moj maz, wieczny optymista, twierdzi, ze nie, ze to były samochody policji co ten ogromniasty korek regulowala i, ze w środku nikogo nie było. Ja nie wiem. Jak nas gdzieś zatrzymają albo zwiną samochód to bedzie cieżko. Queens to nie jest najlepsza dzielnica. Widok mamy śliczny, na Manhattan z okna hotelowego pokoju i hotel całkiem fajny nam sie trafił ale wokol, ulice to śmietniki. Pod hotelem korek samochodów stoi, trąbią co chwile, spać sie raczej nie da. Maja tutaj jakaś miłość do trabienia. Zamówiłam jedzenie telefońicznie na kolacje w hotelowym pokoju bo nie mam juz sił gdzieś chodzić. Przed nami 2 dni zwiedzania tego " global city" jak nazywa go znana geografka Saskia Saasen. Obok hotelu mamy metro, na Manhattan dojedziemy. Skupimy sie na tym co w NY jest najlepsze. A na cała resztę zamkniemy szeroko oczy!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz