Moj Boze, moj Boze... jak ja nie lubie tego liceum! Atmosfera tam działa na mnie jak płachta na byka. Wkurzona jestem po 3 minutach a wściekła po 4. Jest sennie, drętwo, nudno... nudzę się jak mops, czasem to sobie Facebook scroluje tak bardzo się nudzę!!! Pierwszy raz się tak nudzę w pracy...
Buuuu...
Uczniowie są wybici z rytmu, nic im się nie chce. Ledwo ciągną? są zniechęceni choć dziś 10 strajkowało by matury odwołali... 10 osób na 300 osób z klas maturalnych, poziom zaangażowania do podziwiania!
Mowilam im dziś o polskiej konstytucji z 1791 roku, pokazywali mój egzemplarz, podarowany mi przez Erica, dokument archiwalny... ani ich to ziebi ani grzeje.
Cały dzień w pracy byłam od 8 do 18 i jestem zdegustowana. I tyle.
Ale coz takie życie raz się wpada dobrze raz całkiem do niczego...
Nie przejmuje się za bardzo. Wróciłam, zapodałem trening cardio na 25 minut i napociła się, naskakałam i od razu lepiej.
MENU na dziś:
SNIADANIE: Woda z cytryna, zielona herbata, truskawki i jagody, chleb z purée z migdałów.
Kawa rano
OBIAD: ryz basmati, marchewki w curry, szparagi i eskalopka z indyka. Zioła.
PODWIECZOREK: przecier jabłkowy bez cukru, kostka czekolady.
KOLACJA: Tarta z ricotta, musztarda i pomidorami i anchois... sałata z ogrodu teściowej, jabłko.
Właśnie się piecze...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz