wtorek, 29 października 2013

Dla mnie dzisiaj zaczynają się wakacje… i "Gravity"-film

 
Dla mnie dzisiaj zaczynają się wakacje…



 

 

W końcu… syn mój już od 10 dni « balanguje » a ja ściany maluję, sprzątam, odgruzowywyuję, wożę go na staże sportowe, gotuję nieco, lekcji przygotowałam z 20… co i tak zaledwie na dwa tygodnie wystarczy ale… i jeszcze nawet podciągnęłam się z moim przygotowaniem do kolejnych konkursów. Ale nic to ! za chwilę pakuję walizki i około 15h wyjazd.

Niestety pozostawanie w domu gdy ma się wakacje oznacza raczej sporą ilość pracy a nie wakacje. Lepiej więc wyjechać.

Dziś wieczorem śpimy w Tours. Stéph jeszcze pracuje jutro rano, ma jakieś dwa spotkania tam… My w tym czasie z Antosiem albo zaszyjemy się w hotelowym SPA bo do jakiegoś Mercure jedziemy ze SPA albo pójdziemy zwiedzić Tours a może o jakiś zamek zahaczymy? Nie wiem jeszcze…

Jutro popołudniu powinniśmy być w wiejskim domu szwagra mojego; gdzie będą na nas czekać teściowie, Apolline i Léandre. Apolline nie widzieliśmy już od ponad roku. Léandre jeszcze wcale gdyż 7 sierpnia się urodził. Ma więc niecałe 3 miesiące. Niania ma urlop związany z wakacjami w szkole, szwagierka pracuje więc moi teściowie się tym maleństwem zajmują.

Zobaczymy ten ich dom, który miał być domem “rodzinnym” w rodzinie, która ze sobą nie rozmawia i z rzadka się widuje… w rezultacie szwagier kupił go sam, dla siebie i swojej rodziny. Podobno jest piękny, duży, otoczony sadem, 1 h od Paryża.

 

Zawitamy też do Paryża. Na piątek wieczór mamy zaproszenia na ćwierćfinały Tennis-Bercy… może pojedziemy do Disneylandu? A może do Centre Pompidou? Zobaczymy jaka będzie pogoda, atmosfera… zdrowie dorosłych i dzieci i zadecydujemy.

 

Jako Polka mam trochę problem z tym podejściem Francuzów do Dnia Wszystkich Świętych… mają groby bliskich, rodziców, dziadków, Typhaine mamy swojej – grobu nie ma… ale jakoś nikt nie pomyślał byśmy zamiast na podparsyką wieś do Bretanii na groby jechali. Po prostu nikt z nas tam nie pojedzie, nie będzie nas i tyle…

Mnie to w jakiś sposób boli, ich zupełnie nie dotyka… różnice mentalne są ogromne jak widać.

Nic to, ja zapalę świeczki w piątkowy późny wieczór albo i noc i pomodlę się za « moich » zmarłych, znanych i nieznanych.
 
A "Gravity"?


My również wybraliśmy się do kina, całą rodziną. Chcieliśmy bardzo zobaczyć ten film, gdyż mój mąż spotkał jednego z konsultantów filmowych dosłownie kilkanaście dni temu, podczas salonu, który jego firma Konica Minolta robiła w salonach Porsche.
Konica ma taki zwyczaj, że na każdy większy salon zaprasza tzw : «  ciekawą osobę » i tym razem był to naukowiec z Aerospace valley. Opowiadał o swojej pracy i o tym filmie, o dokładności z jaką został zrobiony, o wierności danym naukowych itd.

Pamiętam, że Steph wrócił zafascynowany z tego wykładu.





I film jest… niesamowity ! To przede wszystkim niezwykłe, bardzo rzadkie w kinie doświadczenie zmysłowe ! Ten film się przeżywa i chłonie całym sobą. Po raz pierwszy dostrzegłam w końcu użyteczność wersji 3D. Ten film trzeba zobaczyć w tym wymiarze i w wersji kinowej, żaden odbiornik TV nie odda tak precyzyjnie nakręconych scen, których nagość paradoksalnie przekazuje ogromne porcje emocji.



Ten film to spotkanie, ostateczne spotkanie człowieka giganta z człowiekiem pyłem, « nieznaczącą » cząstką kosmosu. To spotkanie też człowieka z samym sobą z jego wnętrzem i ogromem, który go otacza. I ten a właściwie te obrazy spotkania są przepiękne, bo jak dla mnie, całkowicie prawdziwe w swej wielkości i małości. Człowiek wobec nieskończoności ale wciąż w horyzoncie skończoności- ziemii. Człowiek wobec niebytu i wobec bytu, jego końca, ludzkiej śmierci.

¾ filmu to gra jednej aktorki… w ciszy przestrzeni jej emocje, oddech, myśli… niesamowita gra Sandry Bullock, może kolejny dla niej Oskar ?



Rozczarowanie ? Tylko jedno… koniec filmu, zbyt szybki, zbyt konwencjonalny i zbyt tradycyjny w porównaniu do całości.



Ten film nie pozwala oddychać normalnie. Wszyscy w trójkę tego doświadczyliśmy ! Jakaż radość wieczorna znaleźć się wieczorem w swoim łóżku. Na ziemii ! Cudowne bowiem jest to miejsce. Mnie osobiście ta przestrzeń kosmiczna napawała nieustannie niepokojem, dręczyła. Mój syn był nią całkowicie zafascynowany – postanowił zostać kosmonautą ! Mój mąż wracając do domu chwycił mnie za rękę i powiedział : «  Jak fajnie się idzie po ulicy, wśród drzew i jak cudnie zadrzeć głowę do góry i pomyśleć o tych, którzy może teraz nad nami krążą »…


 

2 komentarze:

  1. No to teraz mogę się odnieść do filmu bo w końcu było mi dane go zobaczyć. A pisze tu, ponieważ z dtsów się wypisałam. Film super i podobnie jak wy po seansie stwierdziłam, że wolę mieć twardy grunt pod nogami ;) Nie wierzyłam, że film prawie jednoaktorowy i jednoplanowy może tak trzymać w napięciu, a jednak może :) Co do urlopu to my też od czwartku mamy wolne. Przykre jest to co piszesz o rodzinie i relacjach w niej panujących (tzn. przykre że te relacje takie są, choć w sumie to ich chyba nie ma :/) Zazdroszczę tego tenisa, no i Paryża. Musimy się w końcu tam z mężem wybrać, bo on nie był, a ja dawno temu. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Kethy dziekuje za komentarz, dopiero dzisiaj weszlam na bloga. Do Paryza jak najbardziej! cudny jest! nie do mieszkania ale do zwiedzania!

    OdpowiedzUsuń