poniedziałek, 26 lutego 2024

Prywatna i publiczna... francuska edukacja: powrót do dyskusji.


Gdy kuratorium w Strasburgu próbuje zatrudnić nauczycieli reklamując zawód na papierze od bagietek, ja od czasu do czasu kontynuuje dyskusje z kolegami belframi na drażliwy w Bretanii temat. 

Kilka dni przed wakacjami, w ubiegłym tygodniu, miałam taka rozmowę na stołówce szkolnej. 

Pan od WF, uczący w college ( tam gdzie dostałam krzesłem we wrześniu a tydzień przed wakacjami od tego samego ucznia z 1 klasy nauczycielka francuskiego dostała kilka gryzow na przedramieniu... do krwi, złożyła skarge na policji... ucznia do dnia dzisiejszego nie wyrzucono ze szkoły sic!!!) taki wywód zapodał: 

- "Byłem dziś rano na pływalni Saint Georges z jedna klasa. Polowa nie miała ze sobą strojów na basen. I oczywiście musili się drzeć i bić miedzy sobą. Zaraz po nas przyszła grupa z prywatnego gimnazjum Saint Vincent (tam chodził mój syn do liceum). Wszyscy mieli kąpielówki i czepki i nikt się nie bił. Ale widzi pani tam są dzieci białe i żadne nie jest grube a ja mam 80% czarnych i 50% otyłych". 
 
Wzruszyłam ramionami bo już się tyle tego nasłuchałam i napatrzyłam na to, ze co mam mówić? 

Ale pan od WF nie dawał za wygrana i wyrywał: 
"Oni za nasze podatki samych dobrych uczniów maja a my musimy się użerać cale życie".

Przypomniałam mu, ze uczeń w szkole prywatnej na kontrakcie z państwem kosztuje dużo mniej niż uczeń ze szkoły publicznej więc jego argument jest nie do przyjęcia. Obraził się. 

I tak to sie kreci... cdn. 

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz