wtorek, 19 lutego 2019

Piekny i smieszny film "Green Book" czyli bylismy wczoraj w kinie!

Nominowany wielokrotnie do tego rocznych Oskarow, wspanialy film Peter'a Farrelly opowiada prawdziwa historie czarnoskorego pianisty Don Shirley. 
Jest rok 1962. Stany Zjednoczone oddychaja segregacja rasowa ( az chce mi sie napisac tak jak dzisiaj Francji oszpeca sie antysemityzmem i antykatolicyzmem! sic! choc natura tych zjawisk jest zblizona to jednak ich zasieg inny!). Don Shirley pomimo swojego ogromnego talentu i fortuny pozwalajacej mu na mieszkanie w luksusie nad Carnegie Hall w Nowym Yorku postanawia zmierzyc sie z biala publicznoscia poludniowych stanow. Ma dwu miesieczne tournée... i droga tego torunée jest jednym z glownych bohaterow filmow. 
Tony Lip Vallelonga - bialy kierowca Shirley'a zatrudniony na czas koncertow wydaje sie byc czlowiek z epoki Cro-Magnon, choc jest bialym, wloskim imigrantem to... niestety kultury nie ma za grosz. Jesc nie umie, pic nie umie, wiedzy zadnej nie posiada, ubrac sie nie potrafi do tego kradnie, klnie i po gebie leje "wrogow". 
Zderzenie tych dwoch postaci jest komiczne ale tez bardzo TRAGICZNE... Bo jakze zestawic te dwie postaci w jednym spoleczenstwie podzielonym do granic toalet, lozek hotelowych i stolow z jedzeniem? 
Tytulowa zielona ksiazka to przewodnik turystyczny dla czarnoskorych z lista hoteli i restauracji, gdzie moga sie przespac i posilic. 

Jakze tragiczne i ciezkie jest zycie czlowieka, ktory opuszcza swoja "rase", klase spoleczna by zyc inaczej? ten film stawia to pytanie z ostroscia niezwykla, cieta jak jezyk dialogow znakomitego scenarzysty Nick Vallelonga. 

Gra pary aktorow: Viggo Mortensen i Mashershala Ali - znakomita... wiec i nominacje do Oskarow i innych Globow mnie nie dziwia! Polecam. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz