Kolejny raz... kolejny wieczór... Wczoraj... poczułam to, byłam w tym stanie "przepływu". Oczywiście zdałam sobie sprawę z niego dopiero po fakcie... stwierdziłam, ze minęłam się z powołaniem w jakimś stopniu - po raz kolejny zreszta.
Pewnie wiecie co to za stan bo zdefiniował go węgierski psycholog o niewymawialnym dla mnie nazwisku
Mihaly Csíkszentmihályi
W zeszłym roku miałam podobnie, czasami w ciagu roku mam podobnie ale jest to na tyle rzadki stan, ze bardzo ucieszyła mnie jego wczorajsza obecność!
A związany był z zajęciami na Uniwersytecie... Historia współczesna, relacje społeczeństwa, religie i kościoły w XIX wiecznej Europie. 2 godziny cięgiem od 18 do 20h15... spora grupa studentów w różnym wieku i nasz pierwszy temat - analiza części pamiętników Klemensa von Metternich. Jego wizja Rewolucji francuskiej i jej ideologii w tym religijnej.
Studenci zainteresowani, zaangażowani, uczestniczący, debaty, dyskusje, analizy...
Zapomniałam o czasie - dobrze, ze ktoś z sali przypomniał godzinę, zapomniałam o piciu wody więc wysuszyłam się maksymalnie, zapomniałam o bólu nóg bo od 9 rano byłam w pracy w liceum już, zapomniałam o pójściu do toalety a miałam pójść... generalnie byłam w przepływie czyli we flow.. zapomniałam o reszcie świata!
Endorfiny na maksa, skupienie maksymalne...
Uwielbiam ten stan choć może dobrze, ze nie doświadczam go zbyt często bo bardzo ale to bardzo uzależnia!
Jak możecie zobaczy na wykresie to ten stan zaznaczony na żółto, gdy osiągacie wysoki stopień kompetencji ale tez wysoki stopień wyzwania na was czeka i udaje się wam temu sprostać!
Genialne! Polecam!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz