środa, 7 czerwca 2017

Trzydniowy weekend z tesciami w Bretanii. Francuska codziennosc: Czesc 90.

Merostwo w Pornichet

Czyli o tym... jak to dobrze, ze ludzie (niektorzy) sie nie zmieniaja! 







Stare nadmorskie wille, ktore bardzo lubie.



Zacznijmy od milego wspomnienia czyli od merostwa w Pornichet, w ktorym w 1998 roku w dniu 18 lipca wzielam slub cywilny! Mily byl to dzien i sprawilo nam wielka przyjemnosc przypomnienie sobie o nim! 

W ubiegly piatek wieczorem, po pracy ruszylismy w strone Bretanii, ale jak tylko ruszylismy a byla to godzina 17h30 tak od razu stanelismy w korku i zajelo nam 1h i 45 minut dokladnie opuszczenie samego miasta Bordeaux! Chetnych na trzydniowy weekend bylo sporo! Mialam nowe plyty Beatelsow z biblioteki i nowa plyte Céline Dion wiec jakos to przetrzymalismy. Potem poszlo gladko, ale do Pornichet dojechalismy krotko przed polnoca. 

Weekend rozpoczelismy, Stéph i ja, od biegania po plazy. To jest to co tygryski lubia najbardziej. Pozniej byl rynek, obiad, leniwe siedzenie na tarasie, dlugi spacer wzdluz plazy i wieczorna wizyta w restauracji nalesnikowej czyli Crêperie w Batz sur mer z wdokiem na dzikie wybrzeze. Przyjemnie bylo








W niedziele do kosciola pojsc sie nie dalo bo na jedynej mszy urzadzili Pierwsza komunie 42 dzieci... do kosciola nie szlo wejsc. Bylismy wiec pod kosciolem po czym na wystawie starych samochodow na plazy a raczej przy plazy, na kawie w barze plazowym i dalej znow tesciowie musieli na rynek bo trzeba bylo kupic sardynki na obiad. Przy okazji zakupili tez ciastka! I tego powiem wam juz lata cale nie widzialam... musili byc w bardzo dobrym humorze skoro te 5 ciastek, tarteletek, zakupili w cukierni. 

Po obiedzie znow leniuchowanie na tarasie i wieczorny spacer do portu. Lubie siedziec tam na kamieniach i patrzec jak wplywaja i jak wyplywaja zaglowki... 

W poniedzialek popoludniu musielismy juz wracac bo od wtorku do pracy i do szkol. Ale poniedzialkowy poranek spedzilismy jeszcze w La Baule, na promenadzie Benoit i na kawie na plazy. Eh, dobry czas! 

Na obiad byly 4 nalesniki z kartoflami i z serem na 5 osob... i to byl wyrazny znak, ze czas wyjezdzac! 48 godzin pobytu przekroczone... uf... jak to sie ludzie ( niektorzy) nie zmieniaja...

Dojedlismy po drodze do Bordeaux....



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz