sobota, 29 marca 2014
Francuzki
Zapytał mnie ktoś wczoraj ( ktoś tutaj piszący) : Jakie są Francuzki ? Co mogłabym napisać na temat Francuzek ? Kilka dni temu czytałam na stronach TS artykuł i dziesiątki pod nim niewybrednych komentarzy opisujących brzydkie, brudne, grube Francuzki. Jakby na przekór temu o czym mówił sam artykuł – a mówił o tym, że Francuzki nie tyją. I tak jak to ostatnie jest całkowitą nieprawdą ( choć statystycznie Francuzki są najszczuplejszymi kobietami w Europie) tak i te komentarze niewiele mają wspólnego z prawdą.
Bo Francuzki są… bardzo, bardzo różne ! I grube i szczupłe, i zadbane i znaiedbane, i wykształcone i mało inteligetne. Tak samo z pewnościa można napisać o Polkach czy Niemkach.
By jednak odpowiedzieć na zadane mi pytanie postanowiłam przedstawić wam kilka Francuzek. Francuzek – przyjaciółek, koleżanek, tych z którymi stykam się na codzień. Nie będzie to obiektywny obraz z wielu względów. Podam jednak tylko ten najważniejszy powód – silna strukturyzacja francuskiego społczeństwa. Poprzez wykonywany zawód, wykształcenie, zasobność portfela, dzielnicę zamieszkania, sposób spędzania wakacji, szkoły Antka, nasze kluby sportowe i nawet fakt praktykowania wiary katolickiej stykam się z pewną grupą Francuzów, określaną przez socjologów jako klasę CSP + albo CSP ++ czyli classe socio-professionnelle + albo ++. Nie znam więc w ogóle i nie mam wśród moich znajomych Francuzek: pracujących na roli, w fabrykach, w supermarketach, bezrobotnych – długoterminowych; niepracujących…
Dwie pierwsze Francuzki to Francuzki z mojej tutejszej rodziny:
- nielubiana przeze mnie teściowa i moja szwagierka ( widnieją na wielu zdjęciach, w wielu wpisach). Jakie są wiele razy je opisywałam już… Zupełnie różne. Szwagierka jest okulistką, zarabia bardzo, bardzo dużo, mieszka w centrum Paryża. Jest śliczną blondynką, szczuplutką, mamą dwójki dzieci. Jej życie jednak krąży wokół pracy i przyjemności. Ostatnio nie zwahała się przed 10 dniowym pobytem na rajdzie końskim w Omanie zostawiając 5 mięsięcznego synka nianiom… Typhaine nie ma z tym problemu. Jest wesołą, spełnioną kobietą, zyjącą bez związku małżeńskiego, którą życie rozpieszcza. A Teściowa? Kobieta 64 letnia… raczej nie interesująca się wieloma sprawami, zgorzkniała, momentami agresywna. Całe życie przepracowała w Carrefour, nie ma wykształcenia, ani matury. Jest jednak zamożna i wciąż się odchudza - co stanowi staly temat rozmow w rodzinie.
Na tytulowym zdjeciu
- Francuzki na zdjęciu i jedna Polka… Wszystkie oprócz Cécile po mojej lewej stronie mamy 35 lat na tym zdjęciu, Cécile ma 33. Po mojej prawej stronie Caroline, mama Anny, w wieku Antka. Caroline pracuje w biurze. Żyje bez związku małżeńskiego z Davidem, księgarzem. Caroline jest urocza i bardzo miła. A że ma tendencję nieco do krągłości co miesiąc odwiedza naszą dietetyczkę – pisałam o niej, - ma prawdziwiego “fioła” na tle swojej figury i wagi. Poza tym uwielbia czytac, pożera książki i co się nie spotkamy to obdarowuje nas najnowszymi pozycjami. Nie umie gotować. Uwielbia chodzić do hamamu i opalać się godzinami na plaży.
- Po mojej prawej stronie moja przyjaciółka Cécile – jedyna Francuzka, która poświęciła swoją karierę jak urodziła Palomę z wadą jelita i spędziła z malutką 3 całe miesiące w szpitalu! Podziwiamy ją ogromnie za to! Od tego czasu Paloma wyzdrowiała a Cécile jest menadżerem w wielkiej włoskiej firmie. Jeździ nieco po świecie a co dwa tygodnie bywa w Wenecji – w siedzibie firmy. Cécile ma męża, po rozwodzie, z synem z pierwszego małżeństwa – są kłopoty. Ale mąż jej jest synem senatora więc jakoś im idzie w życiu. Cécile to bomba… energi, sympatii, życzliwości. Jak zobaczycie spory samochód i 8 dzieci na pokładzie to jedzie Cécile! Zawsze usłużna, odwozi, pomaga, zawozi, zaprasza… Zawsze można na nią liczyć! Jest bardzo szczupła, uwielbia się ubierać a na kosmetyki wydaje setki euros miesięcznie. A, że ma temperament to z mężem kłóci się non stop… całkiem niedawno “żarli się” nawet na wyciągu narciarskim” tak że wszyscy wokół słyszeli. Wygląda to groźnie, ale to ich sposób regulowania różnicy zdań, zupełnie nie groźny!
- Obok Cécile Stéphanie – mama 2 dzieci, w tym Joseph kolegi Antka. Specjalistka od reklam i kampanii reklamowych. Kolegujemy się a nie przyjażnimy… Szczuplutka, z charakterem.
- Pierwsza od lewej do Sylwie – doradca do spraw kultury naszego mera pana Juppé… dwójka dzieci i fajna kariera choć jak ją poznałam miałam chude lata… pracowała za darmo by dostać się do politycznej ekipy…
- I wypadało by napisać o Catherine chrzestnej Antka, Francuzce starszej ode mnie o 10 lat, mamie dwójki dzieci, pani dyrektor finansów obecnie w banku Rotshild’a… Catherine pochodzi z rodziny zamożnych przedsiębiorców z Lyon. Otrzymała staraną edukację. Pracowała w kilku krajach na świecie. Ma bardzo konserwatywne poglądy i w ten sposób wychowuje swoje dzieci – srebrne sztućce na codzień, haftowane serwetki na kolanach. Catherine i jej mąż, pracujący dla Ministerstwa ekonomii – PRACUJA, 6 dni w tygodniu od 8 h rano do 21h – 22h. dzieci widzą tylko w week-endy. Na wakacje jeżdżą tylko na 2 tygodnie w sierpniu do 5 gwiazdkowego hotelu w Szwajcari… zawsze tego samego… Catherine jest trochę damą… Rano okupuję łazienkę dobrze ponad godzinę obsmarowując się kremem Shalimar od Guerlin i spryskując perfumai tak, że… czuć . Catherine ma bardzo silny charakter. I taką orientację w światowej ekonomii, że ja tylko oczy szeroko otwieram…
Francuzki wokol mnie... jest jeszcze Anne, Leila, Pascale, Anne-Sophie, Nathalie, Deborah... mnostwo ich jest i kazda inna...
środa, 26 marca 2014
Człowiek pierwotny i ja… i ty… i my…
10 dni
temu, w niedzielę byliśmy po raz kolejny w Dordogne .
Tym razem celem naszej wyprawy była Grota Lascaux. Oczywiście nie ta
oryginalna, gdyż tę zamknięto na początku lat 1960 ze względu na niszczący wpływ
zwiedzających, na obiekt, ale tę zrekonstruowaną w 1982 roku i udostępnioną
szerokiej, światowej publice turystów i fascynatów. Odrestaurowano 40 m groty, w tym
najważniejszą jej część – salę byków.
Słynna w
całym świecie grota została przez przypadek odkryta we wrześniu 1940 roku w już
okupowanej Francji przez Marcela – licealistę i jego psa – Robota. Dzięki
specyficznej warstwie skalnej, nieprzepuszczającej wilgoci rysunki człowieka
pierwotnego szacowane na 17 000 lat czyli 15 000 przed naszą erą są
dziś dostępne i przekazują co nieco z
kultury człowieczeństwa i życia na ziemii.
Trudno
sobie dzisiaj wyobrazić, że ludzie ci rysowali, rysowali w kolorze, nakładali
jeden rysunek na drugi, ba posługiwali się perspektywą, której przecież w
obecnych czasach autorstwo przyznaje sie Filipowi Brunelleschi, czyli datuje
się ją na XIV wiek naszej ery i budowe florentyńskiej katedry!!!
Po wizycie
w Lascaux udaliśmy się do miasteczka Les Eyzies,
które dobrze znamy dzięki naszym pobytom w regionie, w tym w hotelu Cro Magnon,
opartym o skałę stanowiącą mur hotelowego pokoju. Mieliśmy zamiar odwiedzić
Narodowe Muzeum Prehistorii ale wjeżdżając do Eyzies mój mąż zaproponował
zboczenie od kilkaset metrów by zapytać czy nie zostały jakieś miejsca na
zwiedzanie grot: Font de Gaume czy Combarelles. Niestety w te miejsca wizytę
trzeba rezerwować na rok wcześniej… co godzinę wchodzi do grot 6 osób plus
przewodnik i są tylko 4 wizyty dziennie.
I BINGO!
Okazało
się, że są miejsca na 16H, jacyś turyści odwołali, nie dojechali i tym sposobem
mieliśmy całkiem prywatną wizytę w Combarelles! Nas trzech i pani przewodnik.
Luksus.
Antek był wniebowzięty i dosłownie i w
przenośni. Zadawał dziesiątki pytań i gdyby nie całkowita ciemność w grocie, w
której przewodniczka oświetlała tylko rysunki sprzed 15 000 lat to pewnie
zobaczylibyśmy na twarzy mojego syna znacznie więcej emocji.
Ta grota
jest dużooo większa – 230 metrów, w głąb skały i ponad 800 rysunków: są tutaj
bizony – tak żyły wtedy w Europie, lwica, renifery i co bardzo, bardzo rzadkie
reprezentacje człowieka.
Przewodniczka
była zachwycona Antka pytaniami i kulturą. Nauczycielka Antosia w szkole
twierdzi, że mój syn z historii I geografii ma wiedzę licealisty… ja też tak
twierdzę bo w liceum uczę i mam bezpośrednie porównanie. Mały jest tymi
dziedzinami kompletnie zafascynowany. Po tej
wizycie przygotował referat i przedstawił go w klasie. Obecnie buduje makietę
bitwy pod Alesią bo szykuje nowe wystąpienie dla swojej klasy. Nigdy nie ma
dość. Co odbieram/y bardzo pozytywnie. Jego kultura nas i zachwyca i często
zaskakuje.
Do
człowieka pierwotnego wracając… te wizyty bardzo mnie wewnętrznie bulwersują,
sprawiają, że wątpię, myślę, próbuję znaleźć odpowiedzi na pytania trudne,
egzystencjalne i… nie znajduję. Ba, nie potrafię nawet wyobrazić sobie życia w
tym czasie, nie potrafię wyobrazić sobie tych ludzi, ich przesłanek, znaczenia
ich twórczości… Czuję się taka malutka i jednocześnie mam wrażenie, że coś w
tym co wiem, w co wierzę, o czym byłam przekonana pęka jak skalna szczelina… czym ją
zapełnić?
wtorek, 25 marca 2014
100-letnia rocznica wybuchu I wojny światowej i o…
Muszę
przyznać, że “obeszłam się smakiem”. Liczyłam na jakąś wymianę zdań co do filmu
Pawlikowskiego, ale okazało się, że nikt z czytających tutaj i na blogu filmu
nie widział. Szkoda, choć może mamy też zupełnie inne gusta filmowe. Oczywiście, że zgadzam się i jestem świadoma faktu, że
filmy nie powstają w próżni, że odpowiadają na pewne zapotrzebowanie czy
sytuację polityczno-społeczną – tak przecież było w latach 1990 też po upadku
systemu komunistycznego w Polsce i niesamowitej ilości filmów tzw:
patriotycznych i seriali. Trend ten choć osłabł trwa do dzisiaj. Co za tym
idzie, są więc tematy niepopularny, niekomercyjne.
Pojawia się
pytanie czy “Ida” odpowiada jakiemuś prądowi komercyjnemu, jakiejś fail zainteresowania.
Sądząc po waszych komentarzach, po ilości osób w kinach w Polsce, które
obejrzały ten film, raczej nie. Chodzi o film niszowy, którym zachwycają się
podobno krytycy, i który otrzymał wiele nagród. Jak twierdzi sam reżyser filmu:
“Ludzie,
którzy patrzą na świat prwew pryzmat polityki, ideologii, rasy, nicz tego filmu
nie rozumieją, nie widzą, że to nie jest opowieść z tezą.”
W tym
filmie Pawlikowski wraca do korzeni, rozlicza się ze stereotypami również. I
nie wiem czy jego nakręcenie jest akurat sprawą polską, gdyż nie dotarłam do
informacji i nie mam czasu teraz by szukać kto film wyprodukował i sfinasował.
Nawiązując
jednak do tego wątku, chciałam wam przedstawić powieść, która w 2013 roku
otrzymała prestiżową nagrodę Goncourt. Z pewnością jak i inne książki Pierre
Lemaître zostanie przetłumaczona na język polski. Przeczytałam ją gdzieś w
lutym… Można by się zastanawiać czy powieść ta nie powstała specjalnie na 100
rocznicę wybuchu I wojny światowej? A może też została wyróżniona z tego
powodu? Być może…
Nie można
jej jednak nawet w tak szczególnych okolicznościach ująć geniuszu! Wojna jest
brzydka. Śmierdzi i zabija. I nawet jeśli uda wam się wyjść z niej cało to i tak
zapłacicie za to wysoką cenę. To główne przesłanie tej ponad 600 stronicowej
powieści. Gdzieś jednak w jej błotnistym dole narodziła się przyjaźń pomiędzy
Albertem Edwardem, dwoma zupełnie
różnymi bytami. Albert miał umrzeć. Takie było jego zadanie, miał umrzeć bo
zobaczył coś czego ne powinien był widzieć. Edward miał żyć. I żył, ale za
wchodzenie w błotnisty dół został ukarany wielką, cuchnącą dziurą pośrodku twarzy.
Jak odzyskać choć trochę władzy na swoim własnym życiem? Jak przetrwać po…
Budując jedno z największych oszustw lat 1920! To powieść o życiu i o śmierci,
uniwersalna, trzymająca w napięciu, destabilizująca. Po
jej lekturze nigdy już nie przejdziecie obojętnie obok Pomnika dla zmarłych…
I w związku
z tym mam znowu do was pytanie: Jak przygotowuje się w Polsce obchodzy tej
100-tnej rocznicy? Co się o tym mówi i pisze? Może macie jakieś ciekawe spostrzeżenia,
linki? Z gory dziękuję.
niedziela, 23 marca 2014
"Ida" - niezwykly film Pawla Pawlikowskiego
Bardzo rzadko zdarza się by polski film był na ekranach francuskich kin ! I
jeszcze rzadziej zdarza się by pozostawał na nich przez kilka tygodni. Od dawna
chciałam go zobaczyć, ale ilość pracy i kłopoty organizacyjne sprawiły, że
zobaczyłam go dopiero dzisiaj.
Wybrałyśmy się razem z moją przyjaciółką Anne do kina Utopia. Pomimo wczesnej godziny – projekcja o 13h50 - sala pękała w szwach. Dostały nam się ostatnie miejsca w pierwszym rzędzie na rozkładanych fotelach.
Ale warto było… i chyba jeszcze więcej.
Ten film wywołał we mnie szok. Szok estetyczny, emocjonalny. Potrzeba mi było wielu minut by podnieść się z fotela po projekcji.
To film zrealizowany przez Polaka z emigracji, spojrzenie na naszą rodzimą historię niezwykłe, nowe. Podróż tytułowej bohaterki – Idy do korzeni, poprzez zniszczoną materialne, emocjonalnie i moralnie Polskę lat 1960 jest jednocześnie podróżą egzystencjalną: od tego co się rodzi, poprzez to czym się żyje aż do końca – do śmierci. To podróż niezwykle wysublimowana – sposobem filmowania i przede wszystkim grą aktorek. Niesamowite Agaty… Kuleszy i Trzebuchowskiej. To film gorzki, jakby specjalne odarty z łatwych emocji i szybkich planów filmowych, który jak rzadki klejnot minuta po minucie ukazuje swoje ukryte piękno.
Według mnie film ten można odczytać na wielu płaszczyznach. Ta pierwsza czy pierwszego stopnia – podstawowa, dająca się zobaczyć to po prostu historia Idy, jej konfrontacji z żydowskim pochodzeniem, śmiercią rodziców a wyborem życia zakonnego.
Ta druga to niezwykle delikatnie ujęta historia polskiego spojrzenia na Żydów i powiązania go z naszym, rodzimym i jakże specyficznym katolicyzmem.
Ta trzecia to historia powojennej Polski z jej podziałami społecznymi i zbrodniami – postać ciotki Wandy i wiele drugoplanowych scen uwypuklają ten wątek.
Ta czwarta to życie w Polsce lat 1960 – drogi, miasteczka, miasta, domy, obskurne hotele i knajpy, sposoby życia i bycia.
A ta piąta i jak dla mnie najważniejsza to sprawa pamięci osobistej i kolektywnej, to pytania egzystencjalna o dobro i o zło, o koniec ludzkiego życia i o to co je wypełnia.
Przyznam się, że podczas filmu płakałam i to wielokrotnie…
Po prostu niesamowity obraz…
Wybrałyśmy się razem z moją przyjaciółką Anne do kina Utopia. Pomimo wczesnej godziny – projekcja o 13h50 - sala pękała w szwach. Dostały nam się ostatnie miejsca w pierwszym rzędzie na rozkładanych fotelach.
Ale warto było… i chyba jeszcze więcej.
Ten film wywołał we mnie szok. Szok estetyczny, emocjonalny. Potrzeba mi było wielu minut by podnieść się z fotela po projekcji.
To film zrealizowany przez Polaka z emigracji, spojrzenie na naszą rodzimą historię niezwykłe, nowe. Podróż tytułowej bohaterki – Idy do korzeni, poprzez zniszczoną materialne, emocjonalnie i moralnie Polskę lat 1960 jest jednocześnie podróżą egzystencjalną: od tego co się rodzi, poprzez to czym się żyje aż do końca – do śmierci. To podróż niezwykle wysublimowana – sposobem filmowania i przede wszystkim grą aktorek. Niesamowite Agaty… Kuleszy i Trzebuchowskiej. To film gorzki, jakby specjalne odarty z łatwych emocji i szybkich planów filmowych, który jak rzadki klejnot minuta po minucie ukazuje swoje ukryte piękno.
Według mnie film ten można odczytać na wielu płaszczyznach. Ta pierwsza czy pierwszego stopnia – podstawowa, dająca się zobaczyć to po prostu historia Idy, jej konfrontacji z żydowskim pochodzeniem, śmiercią rodziców a wyborem życia zakonnego.
Ta druga to niezwykle delikatnie ujęta historia polskiego spojrzenia na Żydów i powiązania go z naszym, rodzimym i jakże specyficznym katolicyzmem.
Ta trzecia to historia powojennej Polski z jej podziałami społecznymi i zbrodniami – postać ciotki Wandy i wiele drugoplanowych scen uwypuklają ten wątek.
Ta czwarta to życie w Polsce lat 1960 – drogi, miasteczka, miasta, domy, obskurne hotele i knajpy, sposoby życia i bycia.
A ta piąta i jak dla mnie najważniejsza to sprawa pamięci osobistej i kolektywnej, to pytania egzystencjalna o dobro i o zło, o koniec ludzkiego życia i o to co je wypełnia.
Przyznam się, że podczas filmu płakałam i to wielokrotnie…
Po prostu niesamowity obraz…
czwartek, 13 marca 2014
Okularnicą zostałam i Dordogne 2 - zdjecia z sredniowiecznego miasteczka Domme
Tak, tak i na mnie przyszła pora choć jak do tej pory
nosiłam tylko szkła chroniące moje oczy od słońca i jego niszczycielskich
promieni. Teraz niestety muszę
mieć okulary do ekranów i do prowadzenia samochodu. Mam -0,25 więc niewiele ale
też trochę astygmatyzmu co sprawia, że często kolejnośćliter przekręcam jak
piszę i zupełnie tego nie widzę. Po wybieraniu
oprawek z Klaudią – już chyba jakieś 2 tygodnie temu, zgodzie mojego
ubezpieczenia co do refundacji i kilku dniu na zrobienie szkieł… mam, okulary
na nosie! Super dobrze się w nich czuję i widzę znacznie lepiej. Więc jest się
z czego cieszyć. Dziś je odebrałam jadąc na kolejną radę pedagogiczną – to już
trzecia w tym tygodniu.
A zdjęcie
okularom zrobiłam tak trochę specjalnie, umieszczając w tel stojące na moim
biurku zdjęcie mojego kochanego Dziadka, który dziś obchodził by 90 urodziny na
ziemii… To dla mnie niezwykle ważna data. Dziadek śni mi się bardzo często,
praktycznie co drugą noc i zawsze tak dobrze, tak ciepło, tak miło. Niby nie
wierzę w sny, ale te są tak cudowne, że pokochałam spać.
Zaraz więc
wybieram się zająć miejsce w mojej sypialni bo jutro lekcje od 8h do 15h… I tylko
godzinna przerwa na obiad. Dziś jednak, na radzie kolejna niespodzianka dla
mnie – moi uczniowie kochają mój przedmiot czyli historię-geografię. 7 w jednej
klasie zadeklarowało chęć przygotowania do konkursu wstępnego na Nauki
polityczne będą więc pewnie miała dodatkowe godziny… Miło mi było dzisiaj to
słyszeć.
A teraz druga część zdjęć z Dordogne, tym razem ze Średniowiecznego
miasteczka Domme, w którym jeden rzemieślnik, królowi Philippe le Hardi w 1242
roku monety wyrabiał.
w tym domu wlasnie
kwitnace drzewa
Cudowne renesansowe okno, najprawdopodobniej XV wiek w sredniowiecznych murach
Merostow, ktore Antek wzial za kosciol... romanskie
I figurka Maryji
tutaj juz romanski kosciol
i urokliwa uliczka w kwiatach
środa, 12 marca 2014
Dordogne 1 – w Zamku w Castelnaud
Dordogne to trzeci
pod względem wielkości departametn francuski, który stanowi część regionu Akwitani
i pod-regionu Périgord. To kolebka ludzkości na terenie Europy, gdyż tutaj
właśnie odnaleziono ślady pierwszych mieszkańców naszego kontynentu, wystarczy
wspomnieć o słynnej grocie Lascaux w dolinie rzeki Vézère. Region ten był też
siedliskiem kultury celtycko-rrzymskiej i jest jej jeszcze wiele na tym
obszarze, ale też znany był i jest ze ze względu na pozostałości po wojnie 100 –
letniej. Niesamowita historia tych miejsc przeplata się ze specyficzną kulturą
w tym też tą kulinarną.
W ubiegłą niedzielę udaliśmy się w tamte strony położone od
1 h do 2 h jazdy samochodem od Bordeaux, na naszą pierwszą wyprawę historyczną
z Antosiem – świadomym Antosiem powinnam napisać bo jako niemowlak, mój syn już
w wieku 9 miesięcy w grotach rysunki człowieka pierwotnego podziwiał. I chyba ta miłość do historii
została w nim wtedy zasiana.
Na wyprawę
wyruszyliśmy z parą przyjaciół, niemiecko-francuską parą: Klaudią i Erykiem. Eric,
z francuskiego jest historykiem i jego wiedza niesamowicie nam imponuje!
A biorąc
pod uwagę fakt, że jego rodzinny Zamek znajduje się właśnie w tym regionie, tym
bardziej chcieliśmy skorzystać z jego znajomości terenu. Wyprawy te będziemy
kontynuować i latem pewnie z jego rodowej siedziby by było bliżej.
Dziś więc
wpis o początku i o zamku w Castelnaud i miasteczku wybudowanym wokół niego a
datującym na XIII I XIV wiek. Zamek ten jest własnością Pana Roussillon i jego
rodziny, który z ruin odnowił go i udostępnił do zwiedzania jako Muzeum broni
średniowiecznej. Pokazy jej są tutaj organizowane przez całe lato. Więc wrócić
tam musimy. Zamek ten był niejako po stornie Anglików w wojnie 100 letniej a
podczas wojen religijnych stał się tymczasowo siedzibą Hugenotów.
Z
wiadomości praktycznych: do Zamku trzeba się wspiąć po kamieniach, a dalej
uliczkach miasteczka… sportowy wyczyn! Wstęp dla dorosłego kosztuje 8,60 euros a zwiedzanie zorganizowane jest po francusku i po angielsku. Dla dzieci jest specjalny program i książeczki – rebusy z nagrodami przy wyjściu. PO zwiedzaniu można zejść w dół do rzeki – Dordogne i popłynąć kilka kilometrów kajakiem…
Zdjęcia:
Te dwa zdjecia sa z miejscowosci Lalande - herb miasta i flagi oraz zegar na hali rynkowej typowy dla miast typu - bastide w naszym regionie.
Widok na zamek i miasteczko Beynac
Na dole, przed nasza wspinaczka do Zamku Castelnaud znajduje sie Pomnik poswiecony zmarlym mieszkancom gminy, podczas 1 wojny swiatowej - w kazdej francuskiej gminie jest przynajmniej jeden a gmin jest ponad 36 000... Eric wyjasnia Antkowi.
Cmentarz komunalny, na skale, nad rzeka Dordogne... stwierdzilismy, ze to idealne miejsce na wieczny odpoczynek.
Zamek Castelnaud
Gigantyczna kusza przed zamkiem
Sredniowieczna bron - pokazy latem
Zamkowa kuchnia
XIII - XIV wieczne miasteczko Castelnaud - stare dachy, kosciol parafialny...
sobota, 8 marca 2014
Francuzi i ich czytelniczo-literacki zapał ; kolacja na wieczór i wiosna!
Czytając dziś rano moją francuskojęzyczną prasę trafiłam oto na wyniki ankiety przeprowadzonej przez Komitet Książki w 2013 roku. Wyniki te są wielce ciekawe bo po raz kolejny podkreślają literackie pasje Francuzów!
I tak 56% Francuzów czyta minimum 5 książek rocznie, 35 % więcej jak 10 książek rocznie ale co ciekawe 49,9% Francuzów próbuje pisać i marzy o wydaniu własnej książki! Biorąc pod uwagę fakt, że w kraju tym istnieje ponad 500 domów wydawniczych a każdy z nich otrzymuje średnio około 20 manuskryptów dziennie to rzeczywiście… jest potencjał! Średni statystyczny Francuz jest też gotowy na zainwestowanie – 1800 euros za wydanie książki własnym sumptem i odniesienie literackiego sukcesu. To całkiem sporo. I choć ja nigdy za wydanie moich książek czy to w Polsce czy we Francji nie dałam ani grosza, wręcz przeciwnie za każdym razem biorę zaliczkę… to rozumiem tę gotowość. Wydanie książki we Francji jest niezwykle trudne i nie zależy tylko od talentu piszącego ale też od całego szeregu czynników w tym głównie – obrotności i renomy agenta literackiego.
Niestety 42,2 % piszących uważa, że należy opisywać własne życie i przeżycia ale właśnie tego typu pisarstwo jest w pierwszej kolejności odrzucane przez wydawnictwa. Bo nie jest sztuką jak piszą specjaliści analizujący ankietę opisanie czegoś swojego, sztuką jest zrobienie z czegoś przedmiotu literackiego czyli tej przedziwnej mieszanki: talentu, kreatywności, finezji, wyczucia, wrażliwości, egoizmu i altruizmu jednocześnie. Być pisarzem to potrafić z jakiegoś elementu stworzyć dzieło po francusku “ mettre en oeuvre”. Własny życiorys mało temu sprzyja, zazwyczaj jest zbyt ubogi a jeśli nie jest to powstają fantastyczne eseje tylko... są one rzadkością.
W każdym razie to co cieszy to… 1 h49 minut dziennie lektury, statystycznego Francuza w kategori: prasa, powieść czy esej, ale gdy porównać to z czasem oglądania TV – 4h09 minut to Francuz ma spory margines na to by czytać jeszcze więcej!
A u nas?
Dziś kolacja z moją szefową i jej towarzyszem u mnie w domu. Około 17h zacznę przygotowywać choć beza na Pavlovą już siedzi w piekarniku… a w menu:
Aperitif mam dobre sery, młode rzodkiewki, pomidorki cherry, i mini marcheweczki młode, do tego wybór alkoholi i soków;
Przystawka – zupa krem z topinambura z redukcją z balsamico I chipsami z szynki z Bayonne – Baskowie się kłaniają…
Danie główne – pieczeń cielęca w mandarynkach według Anne –Sophie Pic
A na deser Pavlova CH. Felder’a z pomarańczami maltańskimi i kremem na bazie mascarpone i limetki…
Poza tym… 21°C w cieniu, pełne słońce, żyć się chce… jutro wypad do Dordogne. Jest cudownie!
Dobrego week-endu dla wszystkich!
czwartek, 6 marca 2014
Drażliwe tematy
Byłam wczoraj, cały dzień na szkoleniu, w kuratorium. Tym razem dzień poświęcony był nauczaniu tzw : trudnych tematów w historii i w geografii. Po francusku określanych mianem « sensibles ». Wśród tych tematów były :
- Nauczanie faktów religijnych
- Kolonizacja i dekolonizacja
- Shoah
- Nauczanie konfliktów jak na przykład ten Palestyńsko-Izraelski.
Dzień był więc niezwykle ciekawy ! I gdy tak studiowaliśmy : programy, podręczniki, sposoby nauczania na konkretnych przykładach sfilmowanych bądź opisanych, przypomniały się tego typu drażliwe tematy z mojego dzieciństwa jak na przykład : Powstanie Warszawskie, o którym w podstawówce zakazane było w ogóle mówić ( rocznik 1973 jestem) natomiast w liceum poświęcono już tej tematyce wiele godzin, ale w sposob bardzo tendencyjny i nieprzemyslany. Przykłady oczywiście można by mnożyć.
Niestety w każdym kraju nauczanie historii i geografii zazwyczaj leży bardzo daleko od tej naukowej, uniwersyteckiej historii i geografii i ich najnowszych paradygm i badań empirycznych. Nauczanie jest zazwyczaj w dużym stopniu po prostu jedną wielką MANIPULACJA, oczywiście polityczną i poddaną jej wymogom.
I tak otwieraliśmy wczoraj szeroko oczy patrząc na … słownik języka francuskiego, ten najbardziej popularny bo Petit Robert, który w 2007 roku podaje taką oto defnicję « Kolonizacji : - proces mający na celu nadanie wartości terytorium i eksploatację jego bogactw ».
W większości podręczników licealnych, w których poruszany jest ten temat, akcent mocno kładzie się na « wartościowanie procesu kolonialnego » w tym na mówienie uczniom głównie o tym jak wiele imperium francuskie (i wszystkie inne) wniosło cywilizacji na obszary « dzikusów », jaki postęp ekonomiczny zanotowano na tych terytoriach i jak wiele tym « nieświadomym uświadomiono ».
W 2005 roku rząd Sarkoziego przyjąl nawet specjalne prawo zwane Loi Mekachera i uznające prawo do wynagrodzenia kolonizatorom i ich spadkobiercom… Oczywiście protest organizacji, ONG czy państw afrykańskich był ostry, ale…
Podobnie rzecz ma się z nauczaniem konfliktu palestyńsko-izraelskiego. Przejrzeliśmy wczoraj wszystkie podręczniki klas maturalnych: 6 różnych wydanictw i 12 wersji podręczników do historii.
W żadnym nie ma słowa o planie podziału terytorium zaproponowanym przez ONZ dnia 29 listopada 1947 roku!
W żadnym oprócz jednego nie ma mowy o “Nakba” czyli wielkiej katastrofie narodu palestyńskiego. Mówi się natomiast we wszystkich o “arabskim odrzuceniu podziału “ czyli o “refus arabe”, które to według podręcznikowych tekstów spowodowało zniknięcie z powierzchni ziemi palestyńskich miast i utratę dla 800 000 paleestyńczyków ich ziemii. Nie ma też jasnego określenia – wypędzenia tej ludności.
Nie wspomina się też, że w 1948 roku podział przyznaje 14 000 km 2 dla 650 000 populacji żydowskiej i 11 500 km2 zamkniętego terytorium dla 1 300 000 Palestyńczyków…
Po kilku godzinach analizy i przeczytaniu kilku artykułów historyków: palestyńskich, izraelskich, brytyjskich i francuskich stało się jasne, że od lat prowadzona jest polityka systematycznego usuwania wszelkich śladów obecności Palestyńczyków na tym terytorium. Tolerowany jest tylko jeden punkt widzenia konflitku: ten z Jeruzalem. Mur nazywany jest zwykłą barierą oddzielającą terytoria a Palestyńczyk określany mianem terrorysty… Mogłabym podać tutaj wiele cytatów z podręczników jak i skopiować zdjęcia… nie jest to jednak celem tego wpisu.
Wczoraj zdałam sbie sprawę jak bardzo muszę być uważna i krytyczna w stosunku do podręczników, którymi się posługuję w klasach. Bo to, że musimy przestrzegać rozporządzeń programowych – czasem zupełnie idiotycznych – nie podlega wątpliowści, ale to w jaki sposób tę wiedzę przekażemy, na co zwrócimy uwagę, co odrzucimy, zależy już od nas samych, naszego pedagogicznego wyboru i naszej wiedzy, oraz spojrzenia szerszego na historię i na geografię.
wtorek, 4 marca 2014
Z Kraju Basków 2 – Spacer po Bidart i Guéthary
To dwa
nadmorskie miasteczka, urokliwe i bardzo charakterystyczne, gdy o baskijską
architekurę chodzi. Znajdują się pomiędzy Biarritz
i Saint Jean de Luz, które pokażę następnym razem. Co mnie urzeka w tych
miejsach najbardziej to, to przedziwne połączenie gór bo Pireneje chowają swe
szczyty w Atlantyku i surowość oceanu.
To właśnie
przedstawia moje tytułowe zdjęcie robione spod kapliczki Śwętej Magdaleny w
Bidart. Taki widok mogłabym mieć z mojego okna… I są wille, które je mają, na
zdjęciach w galerii.
Baskowie
mają swoją narodową grę, nazwyaną po francusku Pelotte basque. Gra się w nią
używają drewnaniych palet-rakiet i skórzanej piłki. Wśród moich uczniów, są
tacy, którzy trenują pelotte i popularyzują ten sport nawet w Ameryce
południowej. Boiska do gry znajdują się w centrum baskijskich miasteczek – to na
przeciwko merostwa w Bidart – na zdjęciu i na przeciwko kościoła… Nie jest to
bez znaczenia oczywiście. Władza kościelna, publiczna i sport w jednym…
Tymczasem radość w moim domu bo bilety do Kanady i do USA na
lato zakupione… wylatujemy na cały miesiąc wakacji za Ocean ! I bardzo się
cieszymy !
Teren do Pelotte basque
Kosciol w Bidart: zegar na wiezy chroniony jest od strony Oceanu sama wieza a wnetrze w drewnie z balkonami ubogacaja miniatury statkow jak vota.
Piment d'Espelette czyli papryczki baskijskie susza sie na murach domow - to bardzo charakterystyczny widok!
Wille baskijskie z widokiem na Pireneje i Ocean...
Kapliczka Swietej Magdaleny w Bidart - skalne urwisko i widoki
niedziela, 2 marca 2014
W poszukiwaniu WIOSNY
W poszukiwaniu WIOSNY
Tej pierwszej, delikatnej, tego początku, który zachwyca,
rokrocznie, niezmiennie, wzrusza i sprawia, że tak bardzo chce się żyć, chce
się cieszyć, obdarowywać uśmiechami wszystkich wokół !
Z powodu niezbyt ładnej pogody przełożyliśmy nasz wyjazd do
Dordogne na kolejny week-end… Wczorajszy dzieź był wyjątkowo chmurny i szary. Ale
byliśmy w kinie z Antkiem na « Pompei » - rekonstrukcja historyczna,
warta obejrzenia dla Antka, mi się średnio podobał. W planach kolejne
rekonstrukcje historyczne : « Noe » - o arce Noego, « Monuments »
- o planie Hitlera dotyczącym zawłaszczenia europejskich dzieł sztuki, i « 300 :
narodziny Imperium » - bitwy Grecko-Perskie…
Dziś rano jednak wstało piękne słońce. Byliśmy już o 9h w
klubie tenisowym, Antek miał godzinny trening z rączką z odcuskiem bo cały
tydzień ubiegły grał po 3 h dziennie, na wakacyjnym stażu i wczoraj też grał…
niestety nie sposób go zatrzymać ! Nawet ranny rusza do gry, ma odwagę, samozaparcie… jest niesamowity !
Po
treningu, kawa, dla niego sok, prysznic I w drogę nad Ocean ,
do Ardenos tym razem… a tam…
WIOSNA!!!
Obiad w pizzeria,
zdjęcia później, takiej sobie, ale całkiem może być! Po Ardenos pojechaliśmy do
Lacanau zobaczyć jak plaża zniknęła… tak, po ostatnich burzach wydmy zmiecione,
plaży już nie ma a w maju światowe igrzyska w windsurfingu tam się szykują…
Będą mieli problem.
Nie
zabawiliśmy długo choć ciekawskich jak my nie brakowało. Pojechaliśmy pograć w
golfa I było cudownie! Wśród sosnowego lasu, golf w Lacanau zrobiliśmy sobie 9
dołków w 2 godziny, marszu i gry… I tutaj znowu Antek – jest najlepszy z nas,
gra lepiej niż my. Nie da się ukryć… I cieszymy się z tego bardzo bo bardzo
go kochamy i jego umiejętności w wieku 8 lat są jak dla nas niesamowite.
Wracaliśmy w zapachu Mimozy, w oczach kolory żonkili i
magnoli !
Subskrybuj:
Posty (Atom)