niedziela, 30 września 2018

Artystycznie o rewolucji " Un peuple et son roi" - wczorajsza wizyta w kinie. Francuska codziennosc: czesc 210

Tosmy sie napalili, nakrecili jak te szwajcarskie budziki i juz od tygodnia mowilismy w domu o tym filmie. Wczoraj wieczorem nawet kolacje zesmy o 18h30 jedli by na 19h30 do kina zdazyc... zupelnie jak na Francuzow nie przystalo. 
I??? 
I wyszlismy rozczarowani jak rzadko! 

Wszystko mialo byc wielkie, chwalebne, piekne a okazalo sie zlepkiem kilku epizodow rewolucyjnych. Aktorzy, w tym 8-miu glownych bohaterow, spisali sie na medal moze poza rola samego krola, Ludwika XVI, ale to kawalkowanie historii bez zadnej mysli czy idei wiazacej mnie osobiscie bardzo do filmu znechecilo i Antka zreszta tez. Powstal fresk. Postacie Marat czy Robespierra zostaly zrehabilitowane, ale Pierre Schoeller zatrzymal akcje na egzekucji krola wiec okres wielkiego terroru zostal w filmie pominiety. 
Kazdy z bohaterow na swoj sposob uczestniczy w rewolucji. Z wielkim rozmachem pokazano pisanie pierwszej Konstytucji, ktora nie byla dzielem specjalistow a wielkim kolektywnym wysilkiem, podobnie z tworzeniem Convention czy z krolewskim procesem - niezbyt wiernym historycznej prawdzie. 
Realizator postawil na emocje i rzeczywiscie film wywoluje ich sporo. Problem w tym, ze ja jako historyk znajacy wiele filmow i tekstow o rewolucji w tego typu obrazie sie nie odnajduje bo wiele rzeczy mnie w nim uwiera. Nie moge zidentyfikowac sie z zadna emocja, z zadna postacia, idea. Nasycenie przemoca jest w tym filmie rownie wielkie jak w innych obrazach o rewolucji i wlasciwie w moim rozumieniu tego okresu to odczucie dominuje. A chcialbym by przerodzilo sie w cos pozytywniejszego, by ta krew i ta przemoc nie wyplywa wciaz na pierwszy plan. Ten film mi w tym nie pomogl. Wrecz przeciwnie. 

A scena, w ktorej Ludwik XVI spotyka we snie swych poprzednikow byla takim uderzeniem groteski, ze ... pozostal mi po niej tylko niesmak.
Hm... film ma pozytywne jak i negatywne strony jak dla mnie te ostatnia przewazaja. 

sobota, 29 września 2018

Gdy ogladamy TV - film o Janie Masaryku. Francuska codziennosc: czesc 209.

Wczorajszy wieczor spedzilam z Antkiem ogladajac film w Tv na kanale Arte. Poniweaz bardzo rzadko wlaczamy odbiornik telewizyjny to odnotowuje tutaj ten fakt. Antk oglada czasami sporty a ja ogladam jedyny program w tygodniu, ktory lubie czyli "Wielka ksiegarnie" na tym samym francusko-niemieckim kanale.
Telewizja mnie odpycha. Kojarzy mi sie z nuda i ze strata czasu... ale w moim otoczeiu mam ludzi, ktorzy spedzaja po kilka godzin dziennie przed odbiornikiem a znam tez takich, u ktorych odbiornik jest wlaczany caly dzien albo prawie. Dla mnie zupelnie niezrozumiale... jako osoby zapracowanej i zajetej. Podobnie rzecz ma sie z dziecmi. Znam wiele, ktore codziennie ogladaja telewizje. Pytam czasami "po co?" w jakim celu... ale zazwyczaj nie otrzymuje odpowiedzi.

Wracajac do wczorajszego filmu. Wypatrzylam go juz dawno... Historia Jana Masaryka byla mi znana tylko z ktorkiego przekazu w ktoryms z podrecznikow historii. Wczorajszy obraz sklonil mnie jednak do wielu przemyslen i do dalszej lektury dotyczacej tej postaci.

Po pierwsze koncept naszego politycznego bytu i naszej niezaleznosci - nas, malych i srednich panstw Europy centralnej? Jakze chwiejny byl i jest ten byt, jakze malo znaczacymi graczami bylismy i jestesmy na swiatowej arenie... jakze latwo nami manipulowac? Jakze bardzo potrzebujemy wsparcia i chocby zrozumienia wiekszych i silnejszych od nas.
Historia Jana Masaryka, czechoslowackiego dyplomaty, w tragicznych latach 1937 i 1939 z wielka ostroscia te powyzsze stwierdzenia i pytania ilustruje. Jakze wielkiej sily potrzeba by sprzeciwstawic sie potedze tych bardziej znaczacych w godzinie tragedii. Tego nie potrafil prezydent Banas... Potrafil to Masaryk choc tez nie do konca... gdyz jego uzaleznienia i depresja zrobily swoje...

Postac barwna i niezwykla, postac godna szacunku nie ze wzgledu na konsumpcje kokainy ale ze wzgledu na polityczna wizje i poczucie wolnosci, ktorego zabraklo innym.

Dzisiaj przy obiedzie rozmawialismy wciaz jeszcze o tym filmie. I ciesze sie, ze Antka i film i ta postac bardzo zainteresowaly.

sobota, 22 września 2018

Polowanie w amazonskiej dzungli


Luis Sepulveda nalezy chyba do najbardziej znanych pisarzy poludniowo-amerykanskich. Jego powiesc o starcu, ktory czytal romanse zabiera nas do amazonskiej dzungli gdize wsrod blota, krzykow malp, kasajacych komarow, jadowitych wezow... poluje ocelot. Antonio Jose Bolivar Proano jest jedynym w miasteczku El Idilio, ktore moze usmiercic zwierze zabijajace ludzi. Ale nie to jest w tej ksiazce najwazniejsze. 

Sepulveda spiewa w niej hymn, hymn dedykowany naturze, amazonskiej dzungli, jej pieknu jak i jej niebezpieczenstwu. W tym spiewie prowadzi niezwykla refleksje nad glupota cywilizacji glupich gringos czyli bialych, ktorzy nie tylko niszcza wszystko na swej drodze, ale tez zostaja zniszczeni. 
Lokalny dentysta czy soltys wraz z ich polujaca swita okazuja sie ludzmi glupszymi od zwierzat. 
Prawdziwa bajka ekologiczna, ktora zmusza do myslenia i do zmiany nie zawsze uczciwiego wobec natury postepowania. Cudownie napisana!

piątek, 21 września 2018

Na przestroge populistom i skrajnej prawicy. V. Goby "Kinderzimmer"


W ubieglym tygodniu przeczytalam, miedzy innymi, te wlasnie ksiazke, wydana we Francji w 2013 roku. Nie tylko przeczytalam... zachwycilam sie, rozsmakowalam w kazdym slowie, rozspiewalam w takt jej poetyckiej, tragicznej melodii... jakze pieknej. 

"Kinderzimmer" to historia mlodej Francuzki walczacej w partyzantce, ktora w 1944 zostaje deportowana do obozu w Ravensbruck. Juz na miejscu dociera do niej, ze jest w ciazy. W nieludzkich warunkach urodzi swojego synka James'a choc na jej brzuchu nie wyrosnie zadna specjalna wypuklosc. Jak to mozliwe? Mila, glowna bohaterka, bedzie calymi tygodniami dochodzic do zaakceptowania faktow, ktore w normalnych warunkach bylyby nieakceptowalne. 

James trafi do obozowego Kinderzimmer. Zostanie polozny na drewnianej pryczy w rzedzie innych obozowych niemowlat, z ktorego zadne nie dozyje 3-ciego miesiaca. Jak inne dzieci pomimo oddania swojej mamy bedzie mial twarz starca i umrze z odgryzionymi przez szczury nosem, paluszkami i uszami. 
Mila jednak zostanie po kilku dniach mama Saszy. Jak to mozliwe... Mama Saszy skona i Mila wezmie Sasze zastepujac nim niejako James'a. Zreszta nada chlopcu imie Sasza-James. Tym razem im sie poszczesci. Trafia na roboty do niemieckiego gospodarstwa rolnego i odzyja... wroca do Francji... 
W wieku 18 lat Sasza-James dowie sie kim tak naprawde jest... a Mila bedzie jezdzic po calej Francji by przekazac swoja historie. 

Nie ma takich slow by wyrazic bol, smierc, zaglade. Nie ma takich slow by opisac ZLO populistow wszelkiej masci i oddanej ich sprawie skrajnej prawicy... nie wazne czy jestesmy w 1944 w nazistowskich Niemczech czy w 1938 w faszystowkiej Italii, czy w 2018 w Pis-owskiej Polsce czy w Austrii pod aktualnymi rzadami skrajanej prawicy Kurza. To jest to samo ZLO, to jest to samo zniewolenie, to jest ta sama kultura polityczna dzielaca na naszych i na waszych, to sa te same narzedzia: klamstwa, propagandy, manipulacji i dalej arbitralnych aresztowan i przesladowan. 
Ta ksiazka jest przestroga...

wtorek, 18 września 2018

Sladami Marii Krystyny czyli niedziela w San Sebastian. Francuska codziennosc: czesc 206


W niedziele dojechalismy do hiszpanskiego, eleganckiego miasta San Sebastian. Hiszpanski kraj Baskow niewiele rozni sie od tego francuskiego, nawet tradycje kulinarne sa tutaj podobne i jezyk Baskow wybrzmiewa tak samo. San Sebastian to jednak niezwyklej urody miasto, uwazane jednoczesnie za najbardziej elegancka miejscowosc nadmorska w Hiszpanii. Mieszka tutaj ponad 435 000 ludzi, nad oceanem, kilka krokow od plazy. Podobnie jak w Biarritz i tutaj krolowie przyjezdzali na zimowe wakacje. Krolowa Maria Krystyna wybudowala widoczny ponizej palac Miramar, otoczony spektakularnym parkiem. Sa tutaj przeppiekne wille ale tez szerokie arterie wypelnione eleganckimi domami z XVII i pozniejszych wiekow. 
Stara czesc miasta to labirynt uliczek i barow tapas wszelkiej masci oraz sredniowiecznych i barokowych kosciolow. Fajnie bylo tutaj spacerowac choc Antka najbardziej zachwycily tapas, ktore spozywalismy w hiszpanskiej godzinie obiadowej czyli po 13... 

Weekend byl krotki ale tresciwy, wypelniony sloncem, poznawaniem i przyjemnosciami. 
Tydzien zaczal sie pracowicie i trwa... dzisiaj Antek  w szkole od 8 h rano do 18h30 non stop... ma zapal i energie i checi...














poniedziałek, 17 września 2018

Sladami cesarzowej Eugenii czyli sobota w Biarritz. Francuska codziennosc: czesc 205.


Spedzilismy caly wrzesniowy weekend w kraju Baskow. Stéphane mial bezplatna noc do wykorzystania w sieci Accor i pojechalismy do Biarritz, zatrzymalismy sie tam w Novotel'u z pieknym basenem i parkiem, ale zaraz ruszylismy dalej. Co prawda bywamy w Biarritz co jakis czas, ale Antek byl tam ostatnio jak mial ze 2 latka wiec nic juz nie pamietal i bardzo chcial Biarritz zwiedzic. My z mezem bywamy czesciej ale tylko we dwojke. 

Pogoda byla cudownie letnia, plaze pelne i tak sobie polazilismy od kasyna do skaly maryjnej, od akwarium do latarni morskiej, kosciola prawoslawnego i skonczylismy nasz spacer w hotelu-palacu czyli dawnym mieszkaniu cesarzowej Eugenii i Napoleona III. 
Jak zawsze spedzilismy mile chwile nawet w przepychu palacowej kawiarni... akurat jakas rosyjska para brala slub w sali obok i wszyscy wygladali jak wycieci ze stron modowego zurnala... tylko my na sportowo. 
Najbardziej rozbawila mnie zlota tabliczka przy wejsciu do sali restauracyjnej... ze na kolacje sa wymagane eleganckie ubrania: dlugie suknie dla pan i muszki oraz krawaty dla panow... trzeba o tym w XXI wieku przypominac!

Wieczor spedzilismy w basenie i na lozkach do opalania. Pelen relaks. 



















piątek, 14 września 2018

Wloskie LICEUM a francuskie liceum. Francuska codziennosc: czesc 203

W ubiegly wtorek mialam okazje goscic na mojej lekcji Historii-geografii nauczycielke historii i filozofii, ktora przybyla do nas prosto z Pise, z Toskanii. Kobieta starsza ode mnie, o pieknym imieniu Lorenza, przebywala w moim liceum na wymianie. 
Poniewaz jest to poczatek roku szkolnego i nie znam jeszcze dobrze moich uczniow ani tez nie zaczelam jeszcze programu z przedmiotu, gdyz kazdy poczatek roku poswiecam na metodologie, testy, poznawanie uczniow... nie miala ona okazji uczestnic w lekcji historii. 
Poprosilam ja jednak by opowiedziala najpierw uczniom o swoim, wloskim liceum... i przy okazji sama bardzo duzo sie dowiedzialam!

Jednoznacznie stwierdzam, ze wloscy nauczyciele w liceach maja duzo lepsze warunki pracy od francuskich. Klasy sa nieliczne 25 uczniow to jest maksimum, gdy my tymczasem mamy klasy po 35 uczniow minimu a bywa, ze i 38!  Pensje maja podobne do naszych czyli niezbyt wysokie ucza jednak przed "wybrana" publika. Wlosi maja minimum selekcji, gdy o dostep do ogolniaka chodzi. U nas natomiast mamy uczniow z 5 na 20 z francuskiego, z matematyki itd... ktorzy z woli rodzicow ida do ogolniakow po czym po kilku tygodniach jest DRAMAT bo okazuje sie, ze nie nadaza, nie ten poziom itd... 

Lorenza okazala sie przesympatyczna... i tak nasza znajomosc kontynuowalysmy w srode. Wczoraj wrocila juz do swojego kraju. We Wloszech, jak w wiekszosci panstw swiata, historia i geografia sa osobnymi przedmiotami, nauczanymi przez roznych nauczycieli. Tylko Francja, taki rodzynek... mamy wszystko razem: historie, geografie i WOS. Jeden przedmiot, jeden nauczyciel. 

Ps/ dzis moje pierwsze zebranie z rodzicami w roli belfra... wieczor w szkole. 

poniedziałek, 10 września 2018

Gotowanie z synem czyli Quiche lorraine. Francuska codziennosc: czesc 203


Wczoraj wieczorem upieklismy z Antkiem chyba najbardziej znane dane francuskiej kuchni, sztandarowa tarte zwana Quiche lorraine. Staram sie, od dawna juz, wciagac mojego syna w podstawowe aktywnosci domowe a tym samym uczyc go pewnych rzeczy. Nauczona wieloletnim doswiadczeniem... nie potrafiacego zrobic niczego badz prawie mezusia, z synem... postepuje inaczej niz moja tesciowa. 
Idzie jak po grudzie - tego ukrywac nie bede bo moj syn jest wiecznie zajety, nigdy go nie ma w domu wiec wspolne chwile w domowych pieleszach naleza do rzadkosci. Poza tym gotowanie go zupelnie ale to zupelnie nie interesuje no chyba, ze chodzi o jego ulubione dania: faszerowane pomidory, chili con carne, pierogi, pierozki ze szpinakiem i feta albo jak wczoraj quiche lorraine. 
Skusil sie na te kulinarna dzialalnosc wczoraj i byl tak z siebie dumny, ze az do francuskich dziadkow zadzownil co by osobno i mamie i papie opowiedziec o tym jak to placek lotarynski z matka piekl! 

Francuskim zwyczajem do kolacji przystapil po kapieli i juz w pizamie - dlatego ma mokre wlosy na zdjeciu ha, ha. Ale we Francji to zupelna NORMA. Dzieci kapia sie przed kolacja i dalej jest juz spokojny wieczor. 

A quiche lorraine to proscizna...
6 porcji
Przygotowanie 15 minut
Pieczenie 40 minut

250 g kruchego, maslanego ciasta - wzielismy gotowe 100% masla
3 cale jajka
2 zoltka
300 ml gestej smietany
100 ml mleka
250 g drobno pokrojonego i chudego boczku ja biore tylko 100 g boczku i 150 g szynki
sol, pieprz i jakies ziola u nas swiezy tymianek

tej tarty serem startym w oryginale sie nie posypuje... Antek jednak po swoich czesciach serem sypie bo ser uwielbia. 

Ciasto podpiekamy 10 minut w 200°C. W tym czasie ubijamy jajak, zoltka, smietane, mleko, doprawiamy, laczymy je z boczkiem-szynka i hop... wylewamy na podpieczony spod i pieczemy w 180°C okolo 40 minut. 

Podajemy z salata, pomidorami...

niedziela, 9 września 2018

"Powidoki" czyli sztuka upodlenia w PRL


Obejrzalam dzisiaj... wiem pozno bo film wyszedl w 2016 roku, ale lepiej pozno niz wcale, i jestem wzruszona...
Wzruszona jakoscia filmu i scenariusza, gra Boguslawa Lindy i Bronislawy Zamachowskiej , wzruszona historia Wladyslawa Strzeminskiego. 
Jestem tez poruszona, po raz kolejny, rozmiarem niskosci, plaskosci, szarosci... jednym slowem upodlenia, ktore poprzedni ustroj zagwarantowal nam, obywatelom PRL'u. Oczywiscie nie kazdy doswiadczyl tej rozkoszy w tym samym wymiarze, w tym samym stopniu. Do dzisiaj sa tacy, ktorzy z radosci, nostalgia i usmiechem wspominaja to co bylo jako okres ich cudnej mlodosci naznaczony kolorem i pieknem. Ja jednakze, choc byl to i okres mojej mlodosci lata 1970 i 1980, wspominam ten czas jako horror i tym wyrazniej rozgraniczam to co bylo dobro a plynelo glownie ze strony bliskich, bynajmniej nie zawsze ze strony rodziny, a to co bylo gnilne i wiazalo sie ze zniewoleniem osoby... i to byla ta olbrzymia, wszechogarniajaca masa wokol, w ktorej szukalo sie tych przeblyskow dobra i radosci. 

Nie moge sie jednak oprzec wrazeniu, ze to co dzieje sie aktualnie w tzw: wolnej Polsce zmierza w kierunku tego co tak ostro przedstawil pan Andrzej Wajda w swym ostatnim filmie. Co dzieje sie ze sztuka i z artystami, gdy panstwo i jego elta polityczna probuje narzucic i narzuca: jak trzeba myslec, jak trzeba tworzyc, w jaki sposob prowadzic refleksje i jakie rezultaty osiagnac. 
Przestroga sa na pewno Pomnik Smolenski na Placu Pilsudskiego w Warszawie, liczne pomniki tragicznie zmarlej pary prezydenckiej czy Jana Pawla II albo Chrystusa "krola ciemnogrodu nad Wisla". To sie dzieje na naszych oczach... 
Zamach na wolne sadownictwo zostal juz chyba skonsumowany? Spoleczne i polityczne przyzwolenie na wygwizdywanie bohaterow narodowych i na czczenie wszelkich nacjonalistow i ksenofobow bije rekordy popularnosci. Reformy w szkolnictwie i wykluczenie najslabszych maja sie jak najlepiej a ZASLUBINY kosciola z Telewizja publiczna tak szumnie celebrowane kilka dni temu zwiastuja powolny upadek wolnych mediow i wolnosci slowa w ogole o czym mozna sie tez bylo przekonac obserwujac spoliczkowanie obywatelki za uzywanie slowa "konstytucja". 
Czy chcemy, czy Polacy chca powrotu to takich form upodlenia? Czy zamiast WOLNOSCI nalezy uczyc PATRIOTYZMU i przestrzegania jedynej, slusznej, narzuconej politycznie linii? 

Z mojej strony odpowiedz jest jasna i kategoryczna. "Powidoki" sa dzisiaj obrazem przestroga przed wszelka forma zniewolenia i upodlenia. 

sobota, 8 września 2018

Pozytywnie - ruszyl sie!

Zeby nie byl, ze wciaz narzekam i sie skarze to pisze tez posty wtedy, gdy jest dobrze, pieknie, pozytywnie, gdy jest lepiej!

Kilka dni temu wylalam swoje zale na meza mojego a raczej na jego zachowanie, dzisiaj spiesze doniesc, ze nastapila pozytywna zmiana. I ta zmiana nie tylko mnie zaskoczyla - jak widac po 20 stu latach malzenstwa mozna jeszcze zostac zaskoczocznym ale tez ucieszyla. Zaczelo sie w czwartek.
Bylam w pracy caly bozy dzien i gdy wrocilam kolo 16:30 okazalo sie, ze cos sie ruszylo... zaczal dzialac, wysylac, szukac, w domu ruch bo powynosil, porozwieszal, poskladal, ugotowal.  Wieczorem bylam na zebraniu w szkole Antka - bo chcialam ja, on tez mogl pojechac ale wolno tylko jednemu rodzicowi byc bo miejsca w klasie za malo by do kazdego dziecka dwojka rodzicow przychodzila. Wrocilam z zebrania... kolacja na stole podana, goraca, dziecko w pizamie, wykapane, wyuczone.
W piatek mialam po pracy jechac po zakupy ale slysze, ze nie trzeba on pojedzie i wszystko zalatwi, samochod moj wymyje, sprawdzi opony. Zakupy dostarczone, poukladane... no szok normalnie.

Czy cos zrobilam?
Nic prawie nic... nie gadalam, nie polecalam, nie strofowalam po prostu zylam sobie swoim zyciem i samo przyszlo.
Mama nadzieje, ze na dlugo!

środa, 5 września 2018

Fajny wieczor wczoraj!

Fajny wieczor z przyjaciolmi wczoraj! ciezka pobudka dzis rano - przyzwyczajam sie! i do pracy rodacy! Gine pod stertami maili i papierow... buuu... dzis pierwsze lekcje, popoludniu.

wtorek, 4 września 2018

Jak boomerang

Wrocil problem ... sama juz nie wiem jak go nazwac: braku aktywnosci? bezrobocia? lenistwa? ... mojego meza... na chwile obecna chrapie w pokoju obok. Tymczasem ja i Antek wstalismy o 6h45. Wyprawilam moje dziecko do szkoly na godzine 8. Pocwiczylam i zabieram sie do pracy... lekcje zaczynam od jutra i mam mnostwo roboty, tym bardziej, ze 2 nowe programy musze w calosci przygotowac nie majac podrecznikow bo jeszcze nikt ich nie napisal...  Wieczorem mam gosci wiec troche gotowania bedzie tez.
A maz chrapie...
Weszlam cichutko po rzeczy by sie ubrac to cos warknal obrazony. Wczoraj warczal popoludniu bo za duzo zakupy spozywcze kosztuja... zakupy, ktore robie ja, planuje ja, gotuje ja i jeszcze zarabiam... bo on na zasilku.

Oj chyba bede sobie pluc w brode, ze nie odeszlam w czerwcu jak poprzednio planowalam...
zastanawiam sie kiedy on sie ruszy, tak ruszy z kopyta by znalezc prace a jesli juz jej nie znajduje to by sie doksztalcic, przekwalifikowac, zdac jakis konkurs no zrobic cos w zyciu a nie tylko zajmowac sie Antkiem.
Jak narazie caly czas siedzi na plecach Antka. Pilnuje go, siedzi przy jego biurku, sprawdza kazde zadanie domowe, warczy na niego non stop ze za malo punktow, ze zle zrobione, ze ma jeszcze zrobic to i to, ze za wolno. Doslownie wisi nad nim jak taka mara senna wiec co jakis czas wybucha klotnia ale wtedy to ja musze rozwiazywac, dogadywac i uladzac.
Zastanawiam sie po co mi to wszystko?
Jesli pan maz nie chce ewoluuowac, pracowac ze soba i nad soba a nie przezywac zycie z synem czy na miejscu syna to jakiego takiego meza nie potrzebuje bo jest ci on jak garb albo jak odcisk, ktory uwiera i przeszkadza.
Nie wiem dlaczego wciaz daje mu nowe szanse? Chyba po to by rodzine utrzymac w calosci by bylo zgodnie z moimi przekonaniami i wartosciami, ale mecze sie strasznie.
Czy ta gra jest warta swieczki? czy wysilek jest proporcjonalny do wyciaganych pozytywow? czy warto?
Musze skupic sie na pracy, ale... ciezko w takiej sytuacji i te poklady energii by temu sprostac moglabym znacznie owocniej spozytkowac... mysle...

poniedziałek, 3 września 2018

Do szkoly!

Trzecia klasa gimnazjum, we francuskim systemie classe de quatrième! Antek poszeeeeedl... usmiechniety! Czeka go rok pelen pracy, ale narazie wszystko jest super.