Wczoraj firma przeprowadzkową dostarczyła nam kartony... sa te na szklo z odpowiednimi przegródkami i folia bąbelkową, sa te na ksiazki i sa te tak zwane ogólne. Dostaliśmy tez 2 szafy z kartonu na 60 wieszaków... by nam sie rzeczy wiszące w szafach nie pogniotły podczas transportu.
Dom zamienił sie w ... pobojowisko. Juz ostatecznie.
Tymczasem ja napawam sie, emocjonalnie sie napawam jakością relacji, ktore udalo mi sie zbudowac w Bordeaux. Po pierwsze przyjaciele... te kolacje, te prezenty i jeszcze teraz MOBILIZACJA... za chwile mam dwie przyjaciółki, ktore cale popołudnie beda ze mna pakować moje kartony z ubraniami, pomaga mi wybierac co zachować a co nie itd... Cécile i Nathalie. Jutro z koleji nasi przyjaciele Claudia i Eric cale popołudnie beda pakować z nami szklo, kryształy i inne srebra...a wieczorem zapraszają nas na kolacje. Itd, itd...
Nie powiem jestem nieco zdumiona jak przyjaciele o nic nie pytając dzwonia i oferuja pomoc, jedzenie... ot tak, sami z siebie, bezinteresownie, zwyczajnie, po ludzku.
I tak z jednej strony nie wiem czy sie dziwic czy raczej traktować to jako cos zupelnie ale to zupelnie normalnego???
Wczoraj nasz sąsiad sam z siebie, bezinteresownie... powiedział przyjdę w sobote do was i pomogę wam w drobnych naprawach jakby jakies byly... i rzeczywiście mamy jedna rzecz do naprawienia - drzwi od szafy... a on ma firme swoja, takich robot wlasnie domowo-ogrodowych... i mowi przyjdę, ot tak, bez grosza, zwyczajnie...
Takze szaleje sobie emocje we mnie, te pozytywne, mega pozytywne z dobrocia ludzka związane!
O mailach, ktore dostaje od kolegow belfrow nie wspomnę... sa takie, ze lekka sie w oku kreci.
Bardzo sie z tego ciesze i bardzo jestem wzruszona tym wszystkim... i mysle sobie, tak calkiem egoistycznie juz... ze nie jestem najgorszym człowiekiem skoro tyle pomocy, tyle spontaniczności i tyle życzliwości mnie i moja rodzine otacza... Buduje relacje piekne, mocne. Oczywiscie nie wszystkie takie sa, ale niektóre takie wlasnie sa.