sobota, 30 września 2017

Przeczytane w tym tygodniu : S. Oksanen « Oczyszczenie » i E .Tolle « Sztuka wewnętrznego pokoju ».






O Sofi Oksanen czytałam już kilka tekstów w « Le Monde » czy w « Tygodniku powszechnym », ale jak do tej pory nic jej autorstwa nie przeczytałam. Kilka dni temu, bibliotekarki w moim liceum poleciły mi tę pozycję i w kilka wieczorów udało mi się tę 400-set stronnicową powiesc przeczytać.

Francuski tytuł « Purge » skierował moje myśli w stronę stalinowskich czystek. W książce jednak chodzi o coś innego choć wątek komunistycznych represji też się tutaj przewija.


« Oczyszczenie » napisane w 2010 roku opsiuje głpwnie to co niewypowiedziane, ukryte, historie przemilczane, bohaterowie pogrążeni w niemowie. Dwie bohaterki tej książki Aliide i Zara, które dzielą notabene dwa pokolenia wyznają sobie w końcu przemoc jakej były ofiarami. Ta przemoc naznaczyła ich ciała stygmatem wstydu. Zara opuszcza Władywostok by zarobić więcej na « zachodzie » Europy ale trafia w siatkę prostytucji. Aliide zbierająca grzyby po II wojnie światowej w estońskim lesie zostaje brutalnie zgwałcona, oskarżona o pomaganie « bandytom ». W tej powieści jest jednak znacznie więcej niż tylko historia tych dwóch kobiet . Jest w niej siostrzana zazdrość, która doprowadzi do denoncjacji i zsyłki, jest miłość, kolaboracja podczas II wojny światowej i zbrodnie też.


To co łączy dwie bohaterki to strach-wstyd, ta para naznaczyła czerwonym piętnem ich życie. Dlatego wciąż się myją, myją ręce, unikają wzroku drugiej osoby, dbają o hygienę i mają manię much. Trzeba bowiem zmyć wstyd tak jak trzeba wyprać honor kraju jakim jest Estonia. Ta książka przeszkadza, niepokoi, przyciąga.


A Eckhart Tolle ? To znany « guru », który swoim bestsellerem «Le pouvoir du moment présent" czyli Moc teraźniejszości zainteresował miliony czytelników na całym świecie.

« Sztuka wewnętrznego pokoju » to zbiór myśli o teraźniejszości, o Bycie, o świadomości.

Przeczytałam raz i przeczytam jeszcze kilka razy bo wszystkiego nie zrozumiałam. Chyba zbyt bardzo chcę zrozumieć intelektem, racjonalnie a w tym wypadku to trudne.

Zacytuję jednak te słowa, które są już moim mottem :


« Nie jestem moimi myślami, ani moimi emocjami, ani moimi spostrzeżeniami, ani moimi doświadczeniami. Nie jestem zawartością mojego życia. Jestem Życiem. Jestem przestrzenią, w której wszystko zachodzi. Jestem świadomością. Jestem teraz. Jestem » (strona 54)


środa, 27 września 2017

Południowa Italia : 12 i ostatni odcinek. Park narodowy Gargano.










 

To był nasz ostatni dzień w cudownej Italii. Pod błękitnym niebem i codziennie w temperaturze 34-36°C wakacje mogł być tylko udane. I takie były.

 

W naszym hotelu Ariae w San Giovanni Rotondo śniadanie było iście królewskie. Sery, jogurty od lokalnych producentów, ciasta robione w hotelowej kuchni czyli domowe… Objedliśmy się za wszystkie czasy i nawet następnego dnia gdy musieliśmy opuścić hotel o 6 rano ( śniadanie było od 7) to i tak ten królewski posiłek połtorej godziny wcześniej nam podano. Serwis w tym hotelu był po prostu obłędnie profesjonalny i życzliwy. Aż chciałabym tam powrócić!

 

Posileni ruszyliśmy na obajzd półwyspu Gargano, który jest Parkiem narodowym. Napoczątek zahaczyliśmy o Monte Gragano, gdzie istniej klasztor i kościół z początku Średniowiecza. Doszło tutaj bowiem w VIII wieku to objawień Archanioła Michała.

Miasteczko leży wysoko, z niego rozciąga się piękny widok aż do Morza Środziemnego. Sanktuarium Arachanioła wraz z grotą objawień znajduje się pod ziemią, w wyżłobionej wiekami grocie. Nie można tam robić zdjęć. Schodzi wielkimi, kamiennymi schodami w dół i w dół. Sporo tutaj pielgrzymów. Średniowieczne freski przypominają historię i wiarę poprzednich pokoleń. Mnie porażają swoim pięknem.

 

Antek jest pod wrażeniem od wczorajszego wieczora. I nagle on, zazwyczaj nieśmiały, staje przed rzeźbą Maryjną i śpiewa, sam… tłum wokól słucha a mój 12-sto letni syn sam śpiewa po łacinie Ave Maryja czyli Zdrowaś Maryjo. Z lekka ze Stéphanem zamarliśmy, ale jego wysoki sopran tak zabrzmiał w tych podziemiach, że ciarki po nas przeszły. Ludzie, pielgrzymi ściskali mu ręce, gdy skończył i dziękowali a Antek zmieszany coś szeptał, ale nie wiem do końca co…

Było to dość niesamowite, duchowe i estetyczne przeżycie.

 

Popołudnie za to spędziliśmy rozrywkowo, najpierw przejeżdżając przez Gargano i zatrzymując się co jakiś czas. Następnie wylegując się na plaży kilka godzin, pod białą skałą. Wracaliśmy wbrzeżem, robiąc zdjęcia…















Południowa Italia : 11. W Sanktuarium Ojca Pio.





 

To był piękny niedzielny dzień, 27 sierpnia. Po pysznym śniadaniu u Sylviano ruszyliśmy na północ w kierunku San Giovanni Rotondo. Przejechaliśmy 196 kilometrów i pokłóciliśmy się dopiero pod koniec drogi co do miejsca na obiad… Chłopcy chcieli pizzę ja normalny posiłek z mięsem w roli głównej. Pogodził nas nasz hotel cudownej urody Ariae… i cielęcina z grzybami! Jak to niewiele potrzeba do szczęścia!

Popołudnie przespaliśmy bo byliśmy zmęczeni a pod wieczór ruszyliśmy pod górę do sankturaium Ojca Pio. Mieszakliśmy jakieś 300 metrów niżej.

 

Corocznie przybywa tutaj ponad 7 milionów pielgrzymów! To wyjątkowe miejsce. Ciche, spokojne, położone na szczycie dość potężnego wzgórza. Znacznie mniej tutaj handalrzy dewocjonaljami niż w Lourdes – co bardzo, ale to bardzo nam się podobało.

Jak jesteśmy w Lourdes to idziemy wojskowym marszem przez uliczki prowadzące do sanktuarium bo ja nerowo nie wytrzymuję tego natłoku plastiku i kiczu wszelkiej maści. W San Giovanni można było iść spokojnie, zatrzymać się, obejrzeć za siebie.

 

Sanktuarium jest potężne. Składa się z nowej i ze starej, klasztornej części. Tuż obok potężne gmaszysko szpitalne przyjmuje chorych z całego świata.

Zwiedzaliśmy najpierw starą część wraz z pokojem Ojca Pio, salą operacyjną, w której był operowany, klasztornymi korytarzami, po których chodził.

 

I tak wciąż rozbrzmiewały w mojej głowie słowa Francesci… o jej spotkaniu z Ojcem Pio. Byli wtedy całą klasą. I to co najbardziej jej utkwiło w pamięci to jego oczy i zaraz potem smród. Stygmaty Ojca Pio śmierdziały i to podobno tak, że dzieciom 8-10 letnim trudno było w jego towarzystwie wytrzymać.

 

Zaszliśmy też do krypty, w której Ojciec Pio był początkowo pochowany. Całe 4 lata w grobie a ciało się nie rozłożyło i do dzisiaj zresztą nie rozkłada. Po eksumacji bowiem umieszczono je w szklanej trumnie, która znajduje się dzisiaj w dolnym, nowoczesnym kościele. Widzieliśmy to ciało z bliska, dotknęliśmy trumny. Udało mi się zrobić zdjęcie… i

 

Przyznam, że NIE ROZUMIEM… jak, dlaczego, po co??? Jest w tym jakaś wielka tajemnica, do której nie mam dostępu. Mój mózg jej nie ogarnia.

 

Po mszy świętej zostawiamy dwa listy do Ojca Pio. Ja piszę swój. Antek prawie godzinę ślęczy nad swoim… cały jest przejęty.

 

Gdy opuszczamy sanktuarium jest już prawie ciemno. Ale ludzie wciąż napływają tym razem na wieczorną procesję. Pośród nich Francuzka, z regionu paryskiego. Zaczepia nas miłym:

“ – Wszelki duch Pana Boga chwali, toż tutaj prawie nie ma Francuzów”!

Śmiejemy się razem. Rozmawiamy godzinę… ona przyjechała tutaj na rowerze, mało po drodze nie umarła, ale dotarła. Kupiła świece w tym jedną w naszej intencji…

Znacie to uczucie? Gdy kogoś nie znacie, spotykacie po raz pierwszy, ale wydaję się, że znacie się od lat bo takie ciepło bije od tej osoby… My właśnie to odczuliśmy…

Do dzisiaj mam wrażenie jakbym samego Chrystusa spotkała w tej kobiecie…


Mozaika w starym kosciele, odwiedzanym zreszta przez Jana Pawla II kilkakrotnie.

Krypta - pierwszy grob Ojca Pio.

Pokoj Ojca Pio.

Esplanada pomiedzy stara a nowa czescia sanktuarium.


Niezmienione cialo Ojca Pio


poniedziałek, 25 września 2017

Południowa Italia : 10. Matera czyli miasto Chrystusa w Italii.







 

Kinowe Jeruzalem albo Betlejem oto czym jest Matera dla odwiedzającego go turysty. To tutaj Mel Gibson nakręcił “Pasję” w 2003 a Time Warner “Narodzenie” w 2006. Wysuszone doliny, biała zabudowa, stado baranów i pola pokryte kamieniem. Tym wszystkim jest Matera i jej okolice.

Tłumy turystów z całego świata ściągają tutaj przy przyjrzeć się z bliska troglodyckim Sassi czyli kamieniom, inaczej mówiąc dzielnicy biedoty opisanej w tak niezwykły sposób przez Carlo Levi w latach 1930.

Sassi to dwie dzielnice, wyżłobione skałach i przcietęte potokiem Gravina. Domy tutaj piętrzą się jedne na drugich a kościoły pokazują w swym cieniu piękno średniowiecznych jeszcze fresków, których nie można fotografować.

 

To tutaj w latach 1950 mieszkało ponad 18 tysięcy osób, mieszkało w skrajnej biedzie, przypominającej Leviemu Trzeci świat. Od tej pory dzielnice Sassi zostały zrekonstruowane, zelektryfikowane, Trudno jednak tutaj znaleźć swoją drogę. Poruszamy się intuicyjnie zawracając często bo w czasach prehistorycznych gdy te domu powstały nikogo nie interesowały proste ulice chicagowskiej szkoły architektury.

Ta wizyta jednak to doświadczenie duchowe wielkiej wagi… 140 kościołów w skałach, domy, ulice, cała historia człowieczeństwa się tutaj zatrzymała. Widoczne są wpływy bizantyjskie i normandzkie… nie słychać samochodów czasem gdzieś szczeknie pies, zakwili dziecko…











niedziela, 24 września 2017

12-ste urodziny Antka z kolegami ! Francuska codzienność: część 104.







 


No to pobalowaliśmy wczoraj. Całe popołudnie na antkowych urodzinach z kolegami i pół nocy na 50-tych urodzinach Didier.


 


Antek jednak jak zawsze jest, był i będzie najważniejszy.


 


Najpierw ciasta… piekłam od piątkowego wieczoru. Ogromny tort czyli mój klasyczny “Różowy poemat” bo od drugich Antka urodzin piękę zawsze ten sam, tylko dekoracja się zmienia. Upiekłam też 36 babeczek czekoladowych czy Cup cake czy jak tam kto je zwał.


Ponieważ uroczystość organizowaliśmy w klubie tenisowym Antosia to Viriginie i Carine zajęły się napojami i cukierkami.


 


Antek zaprosił 15 kolegów ale jeden nie mógł przybyć ze względów rodzinnych było więc 14 chłopców w wieku od 10 do 13 lat. Większość z antkowej szkoły, ale też z chóru, jeden ze starej szkoły i z naszej starej dzielnicy też. Przywitaliśmy każdego serdecznie i się zaczęło…


 


2 korty tenisowe były wynajęte więc grali non stop; zainstalowaliśmy stół do ping ponga i zajęliśmy też teren do gry w bule czyli Pétanque. Chłopcy wymieniali się, grali, organizowali turnieje i tak przez 2 godziny aż w końcu zgłodnieli.


Około 17 zrobiliśmy więc urodzinowy podwieczorek.


 


Ale pozachwycaliśmy się najpierw dorbym wychowaniem naszych gości. Ustawili się bowiem w kolejce do mycia rąk przed przyjściem do stolu – nikogo nie trzeba było poganiać.


Po czym kolega Antka Bertrand zaintonował… modlitwę przed jedzeniem! Co to znaczy religijne wychowanie. Szybko jednak od modlitwy przeszli do Marsylianki bo Louis rzucił, że państwu też się coś należy… Śmiechu było co niemara. Siedzieli sobie, śpiewali, rozmawiali, jedli… po czym ruszyli na murawę – na futbol.


 


O 18 godzinie rodzice zaczęli się zjeżdzać. Każdy z chłopców nas wycałował: Merci Madame, Merci Monsieur… pełna klasa.


 


Antek wniebowzięty i jeszcze obsypany prezentami: 10 książek nowych, 2 zestawy Lego, czapka z Rolland Garros, kąpielówki nowe na żagle, rękawice bramkarza do futbolu i dwie piłki do futbolu… rozpieścili go!


 


Po powrocie do domku ogarnęliśmy się wszyscy. Antek został sam a my pojechaliśmy do Anne i Didier… impreza na 30 osób, litry wina, szampana, ostrygi, foie gras, barbecue… mnóstwo znajomych i szczęśliwy Didier obcałowujący całe nasze przyjacielskie towarzystwo. Gitarzysta przygrywał nam… do 2 nad ranem…  a i tak wyszliśmy wcześniej niż pozostali goście. Dziś trudno się pozbierać ale damy radę!











piątek, 22 września 2017

Poludniowa Italia: 10. Alberobello czyli Terra dei Trulli i Martina Franca






Kosciol Trulli



Ziemia Trulli czyli region w Apuli, którego architektura jest wyjątkowa i nigdzie indziej nie praktykowana. Ale zanim doraliśmy do Alberobello to obudziliśmy się w naszym cudownym pokoju w Le Bianche w Noci czyli czyli u Silvano. On wraz ze swoją żoną i synem założył agroturystykę Le Bianche. Tego poranka śniadanie jedliśmy na tarasie jego okazałej willi wśród palm i drzew oliwnych. Wszystko było domowej produkcji : ciasta, Crostaty, rogaliki, chleb… Cappucino…

 

Podczas śniadania  poznaliśmy pewną rodzinę z Mediolanu, która przebywała tutaj już prawie tydzień a cały pobyt zarezerwowali sobie na 2 tygodnie. Bardzo sympatyczni ludzie, z dwoma córkami dyskutowali z nami każdego poranka i wieczora. Dziewczyny wymieniały zdania po francusku z Antkiem, bo uczyły się francuskiego w szkole a wieczorami grali razem w badmintona przed domem.

 

W ten pierwszy poranek w Le Bianche, gdy już udawaliśmy się do samochodu by wyruszyć na nasze dzienne zwiedzanie, Sylviano przybiegł trzymając w ręku dwa rogaliki z kremem czekoladowy, zawinięte w serwetkę. I z wielkim uśmiechem wręczył je Antkowi – na przekąskę jak sam powiedział. Poczuliśmy jak w ciepłym domu. I tak było już do końca naszego pobytu tam. Sylviano zakochał się w Antku i co chwila coś mu podsuwał a wieczorami wynosił michy świeżych fig… dla Antosia !

 

Alberobello przywiatło nas tłumem turystów i mega drogimi parkingami. Zwiedziliśmy jednak je całe szwędając się po uliczkach, sklepikach, tarasach. Można być tylko tym miejscem oczarowanym. Jednakże ta ziemia Trulli to nie tylko Alberobello ale też wiele innych miejscowości czy nawet wsi wypełnionych tymi zabudowaniami.

 

Obiad zjedliśmy tego dnia w wiejskiej pizzeria, w której wszystko nas zachwycało! Wystrój, muzyka – una emozione!, jedzenie, właściciele, inni goście i nawet spacerujące koty.

 

Popołudnie spędziliśmy na plaży – tym razem cudownej, w Monopoli, wśród skał.

 

Wieczorem, na kolację udaliśmy się do Martina Franca. Kolejna perełka baroku. Z Palazzo Ducale Aragonów tym razem….




Te malowane symbole na dachach maja kazdy - inne znaczenie.






















Kapliczki w dachach.




W naszej super pizzeri!








Martina Franca wieczorowa pora.