Pracuje od wczoraj. Z trudem ale jednak. Do tego co w tytule powinnam jeszcze dodać BRAK SENSU, gdy o te moja prace chodzi bo jaki sens ma prowadzenie zebrania z rodzicami przez wychowawcę, który za 3 tygodnie opuści swoje miejsce pracy? Jaki sens dla tych rodziców i jaki dla mnie?
Jestem tymczasowym wychowawca dwóch klas. I jako ten wychowawca prowadzę różnego rodzaju rozmowy z uczniami, tak zwane wywiady by ich, w razie czego ( opcja - zostanę dłużej) poznać i moc pomoc jeśli zostanę dłużej niż kolejne 3 tygodnie.
I co się okazuje? Co wynika z tych prac, kartek informacyjnych, rozmów?
Otoz wynika, ze większość moich bretońskich uczniów to lenie i osoby uzależnione.
Uzależnione głównie od ekranów i to do tego stopnia, ze nie są w stanie się zmobilizować do pracy szkolnej czy jakiejkolwiek dotyczącej ich przyszłości bo siedzą godzinami przypięci do Tik Toka czy innego badziewia. To uzależnienie wpływa na ich naukę, przyszłe studia, stan zdrowia fizycznego i psychicznego ( niewielu uprawia sport!!! sic!!! 17-18 latków! sic!!!), relacje z rówieśnikami oraz ze starszym pokoleniem.
Po drugie, wynika tez, z tego co wyżej, ze 1 godzina pracy samodzielnej dziennie dla ucznia klasy maturalnej to się nazywa
"Przeciazenie praca"
No jak to czytam albo słyszę to mi się ciśnienie podnosi.
Mam do czynienia z LENIUCHAMI, po prostu i zwyczajnie. Nieroby są wśród nas i szczycą się tym, ze nic nie robią a jak już coś zrobią to oczekują medali i ocen 20 na 20.
Poziom z historii-geografii tam gdzie uczę aktualnie jest tak niski, ze dziś biegałam od pary do pary uczniów wyjaśniając zadanie, którego dobra znajomość powinna być osiągnięta w pierwszej klasie liceum... a oni nadal nie potrafią.
I pomyśleć, ze 98% z nich będzie miało zdana maturę. Bo matura to prezent od Republiki.
Oczywiście wkurza mnie ta sytuacja i moje dywagacje wokół niej.
Bo albo uczę i wymagam jak uważam godząc się na to, ze 2 czy 3 uczniów w klasie będzie miało średnia czyli te 10 na 20 a cala reszta po 4 bądź 5 punktów i niech się dyrekcja, uczniowie i ich rodzice wściekają ile chcą.
Albo idę z pradem, mam to gdzieś, na żadnym poziomie mi nie zależy i wstawiam wszystkim po 15 czy 16 na 20 usmiechajac się i wiedząc, ze system to przełknie bez problemu.
Jak narazie robię to drugie, dokładnie wiedząc, ze ci młodzi i leniwi spadną z wysoka za rok, za trzy lata za piec... Czy to etyczne?
Gdzie tkwi błąd?
W nas rodzicach, w nas doroslych, którzy ten system tworzymy i w nim działamy.