Bardzo rzadko zdarza się by polski film był na ekranach francuskich kin ! I
jeszcze rzadziej zdarza się by pozostawał na nich przez kilka tygodni. Od dawna
chciałam go zobaczyć, ale ilość pracy i kłopoty organizacyjne sprawiły, że
zobaczyłam go dopiero dzisiaj.
Wybrałyśmy się razem z moją przyjaciółką Anne do kina Utopia. Pomimo wczesnej
godziny – projekcja o 13h50 - sala pękała w szwach. Dostały nam się ostatnie
miejsca w pierwszym rzędzie na rozkładanych fotelach.
Ale warto było… i chyba jeszcze więcej.
Ten film wywołał we mnie szok. Szok estetyczny, emocjonalny. Potrzeba mi było
wielu minut by podnieść się z fotela po projekcji.
To film zrealizowany przez Polaka z emigracji, spojrzenie na naszą rodzimą
historię niezwykłe, nowe. Podróż tytułowej bohaterki – Idy do korzeni, poprzez
zniszczoną materialne, emocjonalnie i moralnie Polskę lat 1960 jest
jednocześnie podróżą egzystencjalną: od tego co się rodzi, poprzez to czym się
żyje aż do końca – do śmierci. To podróż niezwykle wysublimowana – sposobem
filmowania i przede wszystkim grą aktorek. Niesamowite Agaty… Kuleszy i
Trzebuchowskiej. To film gorzki, jakby specjalne odarty z łatwych emocji i
szybkich planów filmowych, który jak rzadki klejnot minuta po minucie ukazuje
swoje ukryte piękno.
Według mnie film ten można odczytać na wielu płaszczyznach. Ta pierwsza czy
pierwszego stopnia – podstawowa, dająca się zobaczyć to po prostu historia Idy,
jej konfrontacji z żydowskim pochodzeniem, śmiercią rodziców a wyborem życia
zakonnego.
Ta druga to niezwykle delikatnie ujęta historia polskiego spojrzenia na Żydów
i powiązania go z naszym, rodzimym i jakże specyficznym katolicyzmem.
Ta trzecia to historia powojennej Polski z jej podziałami społecznymi i
zbrodniami – postać ciotki Wandy i wiele drugoplanowych scen uwypuklają ten
wątek.
Ta czwarta to życie w Polsce lat 1960 – drogi, miasteczka, miasta, domy,
obskurne hotele i knajpy, sposoby życia i bycia.
A ta piąta i jak dla mnie najważniejsza to sprawa pamięci osobistej i
kolektywnej, to pytania egzystencjalna o dobro i o zło, o koniec ludzkiego życia
i o to co je wypełnia.
Przyznam się, że podczas filmu płakałam i to wielokrotnie…
Po prostu niesamowity obraz…
nie widziałam. Ale będę musiała poszukać. A sama póki co nadrabiam zaległości blogowe. Miłego weekendu :)
OdpowiedzUsuńwitam b,ciekawy blog, czy trudno bylo Tobie dostac prace nauczycielki w szkole
OdpowiedzUsuńwitam zauwazylam ze odpowiedzialas na moj wczesniejsze pytanie, wiec niepotrzebnie sie powtarzam
OdpowiedzUsuńKarolina jà niestety wciaz nie mam czasu na glèbsze Czytaniu blogow. Uff...
OdpowiedzUsuńPodczytuje Twojego bloga od pewnego czasu, troche ze względów sentymantalnych - 10 lat temu bylam na Erasmusie właśnie w Bordeaux, a do kina Utopia chodziłam często, własnie na przedpołudniowe seanse... mieli zawsze ambitniejszy repertuar, i widac tak zostało. Pozdrawiam serecznie,
OdpowiedzUsuńMagda