Nie lubie klubow sportowych. Bylam zapisana 2 razy do nich i zawsze gdzies kolo marca je porzucalam... Nie lubie tego smrodu tam, tej atmosferki napietych miesni, szecio-pakow i innych bicepso-tricepsow.
W Bordeaux chodzilam przez kilka lat na aqugym, na basen obok starego domu i to akurat bardzo lubilam. Potem nastaly chude lata wiec na sport nie wydawalm nic bo cwiczylam za darmo w domu z niejaka pania Chodakowska, z Lucile Woodward czy Valérie Orsoni. Bieganie w parku tez bylo za darmo. Ostatnio cwicze joge bezplatnie rowniez.
Ale w zwiazku z niedawnym zapaleniems ciegna Achillesa moja lekarka naklaniala mnie ostatnio do powrotu do wody - by nie obciazac zbytno stawow i sciegien i do kontynuacji jogi.
Za brama mojego domu, doslownie 15 metrow dalej jest brama klubu sportowego Aqualigne. Poszlam tam wczoraj. Zwiedzilam klub, pogadalam z trenerka tam pracujaca i dostalam taka oferte:
49,9 euros/miesiac, abonament na rok... to jest minus bo nie ma krotszych... i w tym
7 dni na 7... dostep do klubu, wszystkie zajecia gimnastyczne na sucho w tym Pilates tez! i wszystkie zajecia w wodzie w tym aquabike i mnostwo innych do tego sauna i hamam bez ograniczen.
Ja mysle, ze to nie jest wyjatkowo drogo... w innym klubie bylo 15 euros za 1 seans aquabike...
Moj maz uwaza, ze to bardzo drogo i ze powinnam dalej kontynuowac sport bezplatnie jak do tej pory... tyle, ze nie dociera do niego, ze biegac narazie nie moge.
Tak wiec dzis wieczorem mam probna lekcje bezplatna aquagym minceur... i zobacze. ja chce, syn moj mnie namawia bym sie zapisala. Maz mnie odwodzi...