środa, 28 sierpnia 2019

Czy 49,9 euros/miesiac za sport to duzo? Francuska codziennosc: czesc 305


Nie lubie klubow sportowych. Bylam zapisana 2 razy do nich i zawsze gdzies kolo marca je porzucalam... Nie lubie tego smrodu tam, tej atmosferki napietych miesni, szecio-pakow i innych bicepso-tricepsow. 
W Bordeaux chodzilam przez kilka lat na aqugym, na basen obok starego domu i to akurat bardzo lubilam. Potem nastaly chude lata wiec na sport nie wydawalm nic bo cwiczylam za darmo w domu z niejaka pania Chodakowska, z Lucile Woodward czy Valérie Orsoni. Bieganie w parku tez bylo za darmo. Ostatnio cwicze joge bezplatnie rowniez. 

Ale w zwiazku z niedawnym zapaleniems ciegna Achillesa moja lekarka naklaniala mnie ostatnio do powrotu do wody - by nie obciazac zbytno stawow i sciegien i do kontynuacji jogi. 

Za brama mojego domu, doslownie 15 metrow dalej jest brama klubu sportowego Aqualigne. Poszlam tam wczoraj. Zwiedzilam klub, pogadalam z trenerka tam pracujaca i dostalam taka oferte:

49,9 euros/miesiac, abonament na rok... to jest minus bo nie ma krotszych... i w tym
7 dni na 7... dostep do klubu, wszystkie zajecia gimnastyczne na sucho w tym Pilates tez! i wszystkie zajecia w wodzie w tym aquabike i mnostwo innych do tego sauna i hamam bez ograniczen. 

Ja mysle, ze to nie jest wyjatkowo drogo... w innym klubie bylo 15 euros za 1 seans aquabike... 
Moj maz uwaza, ze to bardzo drogo i ze powinnam dalej kontynuowac sport bezplatnie jak do tej pory... tyle, ze nie dociera do niego, ze biegac narazie nie moge.  

Tak wiec dzis wieczorem mam probna lekcje bezplatna aquagym minceur... i zobacze. ja chce, syn moj mnie namawia bym sie zapisala. Maz mnie odwodzi... 

czwartek, 22 sierpnia 2019

Prostota. Rozwoj osobisty: czesc 7

Prostota i ty Agnieszko to jak polnoc i poludnie, wschod i zachod. Wszystko musi byc u ciebie przemyslane, przeanalizowane, zintelektualizowane, zaplanowane najlepiej w najdrobniejszych detalach i cale miesiace naprzod inaczej niepokoj ogarnia caly byt.


Jak to wszystko uproscic? I czy to jest trudne?


Mysle, ze to bardzo trudne. Nasz mental robi wszystko by byt skomplikowac... bo mysli, porownuje, wymysla rozne wersje okolicznosci, ktore nigdy sie nie zdarza, wciaz zaluje tego co bylo, wypomina stare bledy pomimo faktu, ze przeszlosc jest przeszloscia i przyszloscia NIGDY nie bedzie!


Prostota to zycie ze soba, takim jakim sie jest ale to niekoniecznie akceptacja siebie... tylko bycie z tym dobrym spojrzeniem na siebie, na to cos nieperfekcyjnego, zagmatwanego i przypominanie mu w chwili medytacji Badz tylko tu i teraz, nie oceniaj, nie porownuj, nie zaluj, nie chciej wszystkiego bez ladu i skladu. Tylko badz.


To cholernie, cholernie trudne! Udaje sie tylko momentami, gdy o mnie chodzi...

Strach. Rozwoj osobisty: czesc 6

Pamietacie historie Swietego Franciszka z Asyzu i jego "zmagania" z wilkiem z Gubbio? Ten strach, lek, ktory zniewolil tyle osob...


Ty Agnieszko masz probem ze strachem a raczej z niepokojem! Ba dzisiejsza psychiatria  zakwalifikowala ten niepokoj do spisu jednostek chorobowych, ktore sie leczy. Leczy sie je roznymi metodami odchodzac jednoczesnie od chemicznych lekow. Stad moze dzisiaj tak wielka popularnosc wszelkich form medytacji bo one uspokaja nieco parasympatyczny system i pozwlaja na blizsze przyjrzenie sie niepokojowi a nie zagluszanie go lekami. Ta ostatnia droga to droga do NIKAD. Oczywiscie, ze jest duzo prostsza i skuteczna szybciej niz powolne wychodzenie z mgly niepokoju samemu, ale na dluzsza mete sie nie sprawdza. Dawki lekow sa coraz wieksze,uzaleznienie chemiczne rosnie a niepokoj jak byl tak jest. Nic sie z nim nie dzieje bo tkwi i przeraza dniem i noca.


Czym jest taki niepokoj... strachem o wszystko i to takim czasami absurdalnym, ze mozna bajki pisac!
Ja ostatnio balam sie, ze zaglowka Antak sie przewroci, ze syn mi utonie albo, ze bedzie szedl po pomoscie i zamysli sie i wpadnie do wody a tam kamienie wielkie, wiec rabnie ta glowa, straci przytomnosc i nie wyplynie! W samolocie tez mam zawsze taki kryzyc niepokoju, ze czuje, ze umieram... To strach o wszystko i o nic, wymyslanie sobie, produkowanie najrozniejszych scenariuszy, ktore maca spokoj, nigdy sie nie sprawdza, ale mozg wasz je produkuje...


Pojawia sie pytanie dlaczego, u niekotrych produkuje a u innych nie???


Coz tutaj znowu psychiatria i neurologia ma wiele do powiedzenia... niestety czesto jest to zwiazane z zaburzeniami z dziecinstwa, z brakiem bezpieczenstwa w zyciu plodowym jeszcze i niemowlecym. Do tego typu wspomnien emocjonalnych samemu sie nie dojdzie... jedyna droga jest czesto hipnoza i opowiadania rodzicow i bliskich jak to w naszej wczesnej egzystencji bylo.


Ja wiem, ze lezalam w szpitalu jako niemowle calkiem sama przez kilka tygodni... rodzice mogli mnie tylko przez szybe ogladac. takie byly zasady leczenia w szpitalach PRL... hipnoza uswiadomila mi ten lek, te traume, z ktora musze koegzystowac do konca mych dni.


Jedynym lekarstwem jest tutaj medytacja... puszczenie tych wagonow niepokoju z wielkim halasem.. popatrzenie sobie jak jada, odjezdzaja i znikaja, jak na film. Nie identyfikuje sie z nimi choc mentalnie mozna uznac, ze sa czescia mnie bo to moje strachy. Pozwalam im odjechac albo odfrunac jak ptakom...


Co pozostaje?


Pozostaje niebieskie, jasne niebo, olbrzymie, szerokie, bez konca... w nim odnajduje spokoj, z niego znikaja niepokoje a ja pozostaje w tej jasnosci i w tej niebieskosci - zreszta niebieski to moj ulubiony kolor!


Kluczem jest wiec OTWARCIE sie na cos wiekszego, piekniejszego a nie skupienie sie na niepokoju czy strachu, nie racjonalna analiza, ba nawet nie mowienie o tych strachach jak opowiadanie swoich koszmarow czy obaw... a wrecz przeciwnie... szerokie jasne spojrzenie na blekit!

Chce i pragne! Rozwoj osobisty: czesc 5

Ilez to ja sytuacji, rozwiazan i rzeczy chce ba wiecej niz chce pragne! Mam tak juz od dziecka... niestety. Pragnelam kiedys byc "Pania" z okladki Burdy; chcialam miec czerwone adidasy zamszowe, pozniej pragnelam dzinsow, mieszkania nad morzem, willi komunistycznej czytaj klocka z plaskim dachem, niemieckiej kuchni z "przesliczna" kanapa naroznikowa obudowana drewienkiem; pragnelam by rodzice mieli wiecej pieniedzy i spokoju, potem by mieli samochod... i tak moglabym napisac tutaj cala litanie!


Ba do dzisiaj pragne i chce tylko... jakos mniej a moze inaczej?


Spinoza w swojej "Etyce" rozroznia dwa rodzaje pragnien: adekwatne i nie adekwatne. Te pierwsze wychodza, pochodza od nas, wyplywaja z naszego wnetrza a nie sa importowoane z zewnatrz. Czesto istnieje roznica miedzy tym czego chce naprawde a tym za czym codziennie, nieustannie biegne i podazam.
Spoleczenstwo, w ktorym zyjemy popycha nas wciaz do tego biegu, do tego wiecej i zazwyczaj dzieje sie to bezrefleksyjnie. Gdy statystyczny Polak widzi przez kilka godzin reklamy PIWA ( patrz ostatni numer Tygodnika Powszechnego) to chce piwa... i spozycia tego trunku z roku na rok w narodzie polskim rosnie. Czy rzeczywiscie to piwo jest kluczem do szczescia Polaka?


Obawiam sie, ze wielu z nas pytania sobie nie zadaje!
Statystyczny Francuz ma za to reklamy... hm juz tak dawno TV nie ogladalam, ze nie wiem... ale pamietam z okresu Bozego Narodzenia, ze szly non stop reklamy czekoladek i perfum... I tez obawiam sie, ze najedzony czekoladkami wyperfumowany Francuz szczescia nie zazna, ale produkty owe pragnie i zakupi.


Warto wiec Agnieszko, gdy w glowie twej jakas chetka czy pragnienie sie pojawia :
1. Zachowac spokoj
2. Popatrzec na to pragnienie jakby z boku albo clakiem na przeciwko ale umiescic je mentalnie na bialym ekranie i przyjrzec mu sie: czy rzeczywisicie tego pragne? Czy to jest to co jest mi potrzebne? Czy odczuwam brak, pewnego rodzaju cierpienie spowodowane tym brakiem czy moze jednak nie?


Nie chodzi oczywiscie o zaden fatalizm z cyklu: niczego nie pragne, niczego nie chce, jest jak jest... ale by to pragnienie stalo sie instrumentem mojej osobistej WOLNOSCI. Pragne troche wiecej wolnosci, troche wiecej dobroci a moze inteligencji i poruszana tym pragnieniem ida moja droga, moja droga nie droga pani Zosi, pani z Burdy czy mediow i tworcow reklam albo katalogow Ikea... MOJA!



środa, 21 sierpnia 2019

Porownanie. Rozwoj osobisty: czesc 4

Nie jestem taka kobieta jak inne kobiety. Nie jestem taka mama jak inne mamy. Nie jestem taka nauczycielka jak inne nauczycielki. Nie jestem taka "pisarka" jak inne pisarki. Nie jestem taka corka czy siostra jak inne corki czy siostry.


I co z tego?
Czy powinnam, musze byc jak inni/e by byc szczesliwa? by byc zadowolona, dobra wobec siebie i innych?


Ktos mnie obrzuca blotem i inwektywami bo cos napisalam czy powiedzialam i sie nie spodobalo? Nie komentuje. Ktos mowi o mnie "zla matka", zla wnuczka czy zla corka? Nie komentuje. Ktos mwoi, ze mnie nienawidzi?


Pozwalam zlosci, niepokojowi, smutkowi przyjsc, rozwinac skrzydla we mnie, dotknac mnie do glebi. Pozwalam im byc, nie komentujac.
Nie mowie wtedy sobie "Hej Agnieszka powinnas byc INNA, nie mozesz byc taka jaka jest bo sama widzisz, ze to sie nie podoba. Nie mozesz pisac, myslec i zyc tak jak to robisz bo ewidentnie komus sie to nie pdoba i ba sola po oczach sypie!"


Czy brakuje wam skrzydel?
Tak skrzydel by polatac sobie jak wrobelki?
Kazdy z was odpowie nie, nie brakuje mi skrzydel... to slynne doswiadczenie Spinozy... Ale zacznie mi ich brakowac, gdy porownam sie do kogos kto ma skrzydla! Wtedy uznam, ze nie jestem perfekcyjna i bede potrzebowala skrzydel bardzo, ale to bardzo by byc szczesliwa i spelniona.


Co jest lekarstwem?


Brak porownan! Czy moge zostawic rzeczywistosc, pelne bycie bez porownan, bez idealow?


Bowiem osadzanie rzeczywistosci to jak zajmowanie miejsca Boga, ale to miejsce jest juz zajete!

Bezwarunkowa MILOSC. Rozwoj osobisty: czesc 3

Ale sliczne i pyszne ciastko z cala masa kremu, owocow, czekolady, karmelu... no wszystko w nim jest! Co wiecej im wieksze ilosci go spozywasz tym wiecej go przyrasta! Nie, nie w twoich biodrach czy udach ale ciastka! Bo milosc bezwarunkowa, absolutna, totalna to taki ideal, uciakajcy na linii horyzontu, kompletnie pozbawiona interesu, kompletnie niewcielona.


Tak Agnieszko NIC nie mozesz zrobic co sprawi, ze przestane Cie kochac! Nic... zabijac, krasc, zdradzac, pomawiac... NIC...


Jak to sobie wyobrazic? Ja nie potrafie!


Do kogo i kto moze byc zdolny by cos takiego odczuwac? powiedziec? ba urzeczywistnic?


Pierwsze co mi przychodzi do glowy to nasze dzieci, moj syn.


Hej Antek mozesz spalic dom, zacpac sie na smierc ale mama zawsze bedzie cie kochac! Choc oczywiscie energicznie odradzam ci czynienie pierwszego badz drugiego synu!


Drugie o czym mysle to ja... Czy kocham siebie, swoje zycie, swoje cialo miloscia bezwarunkowa?


Uj... pojawiloby sie kilka problemow... a niby dlaczego? skad?
Czy moje cialo, w ktorym mieszkam od lat nie zasluguje na te bezwarunkowa milosc z mojej strony, nawet jak zrobi mi sie cysta na gardle i peknie i smierdzi wtedy tak, ze mozna tylko uciekac jak najdalej??? Nawet wtedy gdy boli lewa noga albo zatoki siacza te wydzieline i bola jak wybuchajac na twarzy bomba?


Tak... kocham te moja witryne! Nawet chora i smierdzaca! Bo to moj worek, cenny na zewnatrz i wewnatrz. Co z tego, ze z cellulitem? Wiesz jakie skarby skrywa?


Tak bardzo kocham ten moj byt, ze chce by byl radosny i szczesliwy, chce by byl wolny. I dlatego nie ma tutaj miejsca na absolutna tolerancje ale na progres, na ewolucje pozytywna. Nie zamykam sie w tym co bylo, nie czekam na to co bedzie... kocham tu i teraz!


Patrze na to wszystko z perspektywy bene volens. Jak zrobic cos teraz, co mam zamiar zrobic ale zrobic to dobrze, tu i teraz? Nie nastepnym razem, nie za miesiac, nie jak schudne, nie jak wyzdrowieje, nie jak mi maz da wreszcie spokoj a tesciowie stana sie milymi ludzmi, nie jak zarobie iles tam tysiecy, ale TU i TERAZ?


Radosc i cierpienie graja jednoczesnie i do tej samej bramki? Coz, tak jest czesto. Nie zamykam sie w zadnym z nich, nie zamykam sie w zadnej postawie tylko pytam i to czesto "Czy robie dobrze, czy dobrze postepuje? Przede wszystkim wobec siebie, swojego ciala i ducha? Dalej wobec innych czyli bene volens... nie by sie komukolwiek przypodobac ale by byc w tym co dobre, wedlug mnie.

O odpuszczaniu... Rozwoj osobisty: czesc 1

Odpusc sobie, zostaw, zaniechaj... jakie to teraz na czasie! Jakie modne!
Czasami wydawaloby sie, ze to panaceum na cale zlo tego swiata: na nadmiar stresu, na nadmiar obowiazkow, na toksyczne osoby wokol nas...


Trzeba zaakceptowac to co jest i sobie odpuscic. Po francusku to modny termin "lâcher-prise".


Ta popularna mysl to dzis pharmakon czyli z greckiego lekarstwo, sposob na pozbycie sie problemu/ow.


Tylko jak ten pharmakon dozowac?


Bo czy lis moze przestac byc lisem a mysz mysza? Czy Agnieszka moze przestac byc Agnieszka? Zrobic cos co Agnieszka byc przestanie?


Odpowiedz jest ewidentna - nie moze!


 Ale ta Agnieszka moze... gdy siedzi siedziec, gdy stoi stac, gdy jest wesola byc w pelni wesola, gdy jest smutna byc w pelni smutna i NIE WAHAC sie w tym!


Duzo we mnie cierpienia i smutku ale tez duzo radosci. Gdy trwa to za dlugo... gdy ciagnie sie jak przyslowiowe flaki latami albo miesiacami... ten sam smutek, czy to samo cierpienie to znaczy, ze nie przezylam go do konca, tak do ostatniej granicy... ze zakopalam to niewygodne uczucie i te emocje pod pierzynka zajec codziennosci, przykrylam czyms by bylo im cieplej i zeby mnie mniej bolalo...
Rezultat jest zupelnie odwrotny od zamierzonego... bo wychodzi od czasu do czasu, bo sie ciagnie, bo sie nie konczy tylko powraca!


Ciekawe dlaczego?


A dlatego, ze ... to akceptuje! Tak akceptuje na pziomie "ja" albo... odrzucam tez na poziomie "ja"... i w sposob zupelnie naturalny to "ja" czyli nasz mental zapisuje te informacje, je przechowuje i je zatrzymuje tak jakby zatrzymywal obraz. Nastepuje cos w rodzaju fiksacji na tych emocjach, wydarzeniach, obrazach. Nadajemy im nazwy, datujemy, okreslamy warunki i okolicznosci i mentalnie pozycjonujemy sie, zazwyczaj w dwoch kategoriac: akceptacja albo odrzcuenie slynne ODPUSC sobie!


I cierpimy i ciagniemy latami wciaz to samo, te same negatywne odczucia i emocje do osob i zdarzen, ktorych czasem juz nawet nie ma! Nie istnieja! À le w nas nadal sa, nadal siedza jak te kwoki na grzedzie i dziobia od czasu do czasu.


Ilez zmarnowanej energii, ilez straconego czasu, ilez negatywnych emocji w nas i wokol nas.


Rozwiazanie?


Brak akceptacji i brak ospuszczania... brak skupiania sie na... celowania... wycwiczenie w sobie tej postawy... Nie zatrzymywanie sie nigdy na tym co jest, na danej sytuacji, emocji ale ciagle podazanie do przodu.


Dzis Agnieszka jest smutna ale idzie dalej, robi swoje, zyje dalej nie zatrzymuje sie na tym smutku, nie szuka akceptacji tego smutku ani tez nie mowi sobie "alez to glupota, odpusc sobie!" Agnieszka nie zatrzymuje sie na czymkolwiek co byloby jej... pozornie jej... Ona jest poza tym, ona jest czyms duzo wiekszym i piekniejszym.



wtorek, 13 sierpnia 2019

Sciegno Achillesa... czyli zdrowie!


Czyli bylam u mojej lekarki rodzinnej kochanej z masa pytan... bilans po wrzodzie, ta nowa dieta itd... ale od kilku dni, pod koniec pobytu w Maroku juz sie zaczelo... gdy wstawalam rano z lozka to szlam do toalety kustykajac na prawej nodze bo lewa bolala. Bol szedl od piety w gore miesnia na lyddze. Postanowilam raczej sprawe zignorowac bo po kilku minutach noga i tak dzialal sprawnie, ale dzis wspomnialam o tym mojej doktor. 

Obejrzala dokladnie, zrobila mi kilka jakis testow typu wstan tak a tak, zegnij tutaj... i zadzwonila do kliniki obok czy maja miejsce na USG - klinika na przeciwko mojego domu jest. Mieli bo to okres ogorkowy we Francji, pusto na ulicach, wakacje a czesc lekarzy pracuje. 

Zrobili mi w kilka minut i potwierdzili diagnoze mojej doktor. Jest to tzw bursite czyli stan zapalny jakiegos plynu co miedzy sciegnem Achillesa a skora piety sie znajduje - ja nie lekarz to dokladnie nie wyjasnie... 
A wzielo sie to z przemeczenia nog po prostu jak u sportowcow podobno... i ze starosci pewnie tez! ha, ha... duzo chodzenia czy biegania i moze taki stan zapalny sie pojawic. A w Maroku chodzilam dziesiatkami kilometrow dziennie. 

To teraz mam: masc przeciwzapalna 3 razy dziennie przez 8 dni, kataplazmy z zielonej glinki 1 raz dziennie i okladanie lodem tez raz dziennie. Chodzic moge nadal tyle, ze mniej badz plywac. Joge tez moge! o to najwazniejsze. Jogging narazie przez 8 dni niestety nie. 

I tyle ... aha i buty 2-3 cm obcas ma byc, nie baleriny plaskie... 

A juz sie balam, ze to moze ostrogi pietowe jak u mamy, nawet z mama dzis przez telefon o tym rozmawialam. Okazuje sie, ze nie. Ostrogi to zmiany kostne. Bol jest ogromny i nie da sie go rozchodzic. To moje to nadwyrezone sciegno po prostu i nic wiecej. Przejdzie. 

Moj man za to na to... ze Boze, ze Jezus itd... mowi co z toba bedzie jak ty 65 lat bedziesz miala a nie 45, za chwile 46... ale cicho... Ten jak zwykle panikuje po nic...

No to GDZIE TERAZ?


Karnet po prawej zapisany! To ten kupiony w domu Goethego we Frankfurcie w pazdzierniku! Karnet po lewej, kupiony w Marrakechu czeka na swoja kolej... kolejna podroz...

Pytanie tylko GDZIE? i Kiedy? 

W planach najblizszych pozostaja:
- ZIEMIA SWIETA czyli Izrael wraz z Jordania
- Japonia
- Tajlandia
- Kraje baltyckie: Litwa, Lotwa, Estonia


W Europie bylismy juz prawie wszedzie... w Ameryce polnocnej tz. W Azji tylko w Dubaiu i w Wietnamie. Ameryka poludniowa pozostaje nieznana... I Afryka poza dwoma miejscami rowniez... wiec jest duzoooo nam zostalo do zobaczenia i checi tez duzooo zostalo...

Tymczasem dzis wieczorem albo jutro pojedziemy znow do Bretanii, do Pornichet i do Rennes na jakies 10 dni. Rozpoczynamy szukanie meiszkania w Rennes... owtwieramy nowy rozdzial w naszym zyciu i ciesyzmy sie!

poniedziałek, 12 sierpnia 2019

MAROKO: NEGATYWNIE. Czesc 13 i ostatnia

Bez najmniejszej watpliwosci Maroko to kraj do odwiedzenia! Jest w nim tak wiele do zobaczenia, do podziwiania... Mozna sie zachwycic, mozna odpoczac, mozna odkryc...

Jak jednak kazdy inny kraj na swiecie i Maroko ma swoje negatywne strony...

1. ANALFABETYZM - ponad 53% populacji nie potrafi ani czytac ani pisac! Tylko 13% populacji ma poziom = matura. Wielu kierowcow taksowek okazala sie analfabetami nie potrafiacymi niczego przeczytac ani rozpoznac na mapie... Bylo mi osobiscie niezywkle przykro, gdy nieswiadoma widzialam ich zmieszanie i zaklopotanie...

2. PRACA KOBIET - tylko 13% kobiet jest aktywnych zawodowo... to wiele mowi o spoleczenstwie, jego rozwoju i mentalnosci jego mieszkancow.

3. PRACA DZIECI - wiele dzieci pracuje albo "dorabia"... rodzicie wysylaja ich na zebry badz na sprzedaz paczek chusteczek higienicznych na krzyzowkach miast badz na sprzedaz uplecionych z galazek palmowych wielbladow wokol obiektow turystycznych... to latwe pieniadze... satysfakcjonujace rodzicow tych dzieci.

W tym temacie, odbylam dyskusje z przewodnikami jednego Ksaru... w Atlasie, ktorzy naswietlili mi ten problem... proszac o absolutne nie dawanie pieniedzy dzieciom ani o nie kupowanie czegokolwiek od dzieci! Wedlug nich rozwiazaniem doraznym bylo danie tym dzieciom jedzenia, szczotek do zebow, pasty czy notesika, olowka, dlugopisu... tak tez robilismy.

4. PSEUDO PRZEWODNICY i HANDLARZE - jesli masz europejski wyglad to znaczy, dla wielu tam w Maroku, ze jestes BOGATY/A na czole zamiast zmarszczek ma wyrysowane Euro albo Dolary... za wskazanie drogi, za kilka zamienionych slow wyciagaja reke po... pieniadze, sa nachalni, potrafia za toba isc 300 metrow... grzeczne odmawianie zazwyczaj nie dziala, tym bardziej ze strony kobiety... Mezczyzna musi stanac i stanowczo ale uwaga nie agresywnie!!! - moze dojsc do bojki albo moga ci przebic opony w samochodzie!!! podziekowac...

Ten stan rzeczy czesto utrudnia nawiazanie normalnych ludzkich kontaktow z lokalna populacja... ciezko wyczuc kiedy ta relacja jest pieniezna a kiedy moze byc zwyczajna, ludzka, przyjacielska... To bardzo mi ciazylo, nam ciazylo... Jednakze kilka zupelnie przyjacielskich, bezinteresownych relacji udalo nam sie nawiazac... i te ciesza!

5. STAN DROG - szczegolnie w gorach... napisy tylko po arabsku, kamienie i piach, roboty na dziesiatkach kilometrow... eh... w miescie NIKT nie zapina PASOW, na rondach NIKT nie przestrzega pierszenstwa... trzeba miec oczy dookola glowy albo jechac z kierowca...

6. TO NIE DEMOKRACJA - dla jednych nie bedzie to mialo znaczenia, dla mnie ma... portrety krola na kazdym kiosku i sklepie, flagi wszedzie... hm... to widac, to czuc... o monarchii sie zreszta nie rozmawia, to temat tabu... Marokanczycy go nie porusza... i nietaktem jest sie dopytywac...

7. CZYSTOSC A RACZEJ JEJ BRAK - jest strasznie brudnoooo... wszedzie poza zagrodami dla bogatych czyli 5* hotele, palace... nawet 4* hotele - jedlismy raz w takim ociekaja brudem... mozna sie przyzwyczaic albo i nie. Wode pijemy tylko mineralna, zadnych sokow na ulicy i w barach, zadnych swiezych owocow bez skorki w podobnych miejscach, salatek tym bardziej, o lodach zapomnijcie... te mozna sobie zamowic w jakims palacu ewentualnie. Pic duzo herbaty mietowej, goracej, jesc tylko gotowane dania... i brac probiotyki tydzien przed wyjazdem, podczas wjazdu i kilka dni po powrocie.  Nasza lekarka zalecila nam po powrocie 24h z bananami... tak tez zrobilismy. NIKT CHORY NIE BYL!

MAROKO: groby Saâdiens i meczet El_mansour czyli Kasbah. Czesc 12



Meczet El-Mansour to drugi najstarszy w miescie, wybudowany w XII wieku przez Yacoub el -Mansour obiekt sakralny. W XVI wieku zostal on spalony i odbudowany. Dochodzimy tutaj przez brame Bab Aguenaou - widoczna na dwoch pierwszych zdjeciach. Ta brama ma zla slawe, gdyz umieszczano na niej sciete glowy przeciwnikow sultanow i wizirow!

Groby Saâdiens znajduja sie tuz obok meczetu. Spoczywaja tutaj czlonkowie dysnatii Saâdiens z XVI wieku i miedzy innymi Ahmed El-Mansour o ktorym juz byla mowa, a ktory nazywany jest "Zlotym". Po jego smierci, dynastia Allaouitow rzadzaca do dzisiaj Marokiem, zdecydowala sie na zamurowanie grobowcow i wybudowanie wokol olbrzymich murow. Jedyne wejscie jakie istnialo to te przez meczet El-Mansour... ono pozwolilo na przypadkowe odkrycie grobowcow i ich sal w 1917 roku. 

Mauzolemu sklada sie z 3 sal, wokol nich ogrod rozany - co symbolizuje w islamie raj. Pelno tutaj rzezb, sztukateri, marmurowych kolumn z Carary, zelliges, drzewa cedrowego... Najpiekniejszy jest grob matki "Zlotego" czyli Lalla Messouda znajdujacy sie w trzeciej sali i otoczony grobami dzieci. 



















Mury wokol mauzoleum wzniesione przaz Allaouitow. 


Grob Lalla Massaouda.



MAROKO - PALACE Marrakechu. Czesc 11


Jest ich w miescie sporo, w czesci mieszcza sie dzis luksusowe hotele 5* z dodatkiem "Palace". Niestety nie bylo nas stac by w jednym takim zamieszkac... najtansza noc 600 euros w La Mamounia! Ale chodzilismy je zwiedzac, spijac tam herbate mietowa i zjadajac marokanskie ciastka. 

Pierwszy palac, widoczny na 25 zdjeciach ponizej to Bahia. Nie hotel a palac do zwiedzania. Co prawda najstarszym jest El Badia ale nic w niej sie nie zachowalo z XVI wieku wiec nie wchodzilismy tam tylko obejrzelismy z zewnatrz. Ten palac La Bahia zachowal caly wystroj z XIX wieku wraz z ogrodami. La Bahia znaczy tyle co PIEKNA. Palac nalezal do wizira Ba Ahmed'a. Jego zwiedzanie pozwala na zrozumienie struktury arabskich palacow: apartamentow mezczyzn i zon w tym tej pierwszej, polozenie ogrodow, riadow dla gosci i innych pawilonow. Zdobiony sztukateriami, drewnem, malowidlami, moziakami oraz plytkami zwanymi zelliges czyli cos w rodzaju "kafelkow" tyle, ze tutaj to prawdziwa sztuka a nie kafelki lazienkowe!


















































Kolejnym palacem jest slynna La Mamounia - wybrany najlepszym hotelem na swiecie w 2018 roku obiekt otwarty w 1929 roku byl wlasnocia kalifa Mamoun, z Fès. Dwoch francuskich architektow przebudowalo pozostalosci z XVII wieku by stworzyc ten palac. W okresie miedzywojennym bywali tutaj: Edith Piaf, Joséphien Baker, Colette, Paul Valéry, Marguerite Yourcenar czy Winston Churchill, ktory posiadal tutaj swoja suite. 








Ostatnim palacem i chyba najbardziej luksusowym, ktory odwiedzilismy byl Royal Monsour ze swoimi riadami do wynajecia o powierzchni 700 m2... Trudno opisac ten luksus...