W ubiegłym tygodniu odwiedziła nas moja stara przyjaciółka, jeszcze z okresu
studiów w Rennes, kochana Mariola! Była w Bordeaux na kongresie medycznym i
miałyśmy okazję się spotykać. Dużo wspomnień, myśli, nostalgi czasem wręcz
wewnętrznego bólu wypływającego z tej świadomości, że i ją i mnie “los rzucił”
tam gdzie oprócz męża i dzieci nie mamy rodziny, bliskich. Samotne dryfujące
żaglówki. Może dlatego więź, która nas połączyła prawie 20 lat temu w Rennes i
wciąż trwa jest taka żywa? Ona w Tunisie, ja w Bordeaux. Każda z nas w innej
rzeczywistości. Takie dalekie i takie bliskie – to właśnie odczuwałam przez te
ostatnie dni, tę niesmowitą bliskość. I tak mi było z tym dobrze, ciepło…
A dziś pozostały wspomnienia, zdjęcia, uśmiechy zawieszone gdzieś w
przestrzeni mojego domu i serca, i… smutek.
Gdyby nie ciągła aktywność Antka to wpadłabym w melancholię, niestety się nie
da!
Życie mojego syna płynie w tempie rakietowym. Mecze tenisowe i turnieje,
koncerty saksofonowe i śpiewacze, gry teatralne, czytanie książek w przedszkolu,
szkoła i jeszcze teraz 1 KOMUNIA, zapowiedziana na 31 maja.
Eyka pisała o komunii Okruszka. U nas też szykuje się komunia ale nie napawa
mnie ona smutkiem raczej radością. Niestety i u mnie też nie będzie żadnej
rodziny z Polski – zbyt daleko na 1 dniowe Święto… będą tylko teściowe, jego
chrzestny z rodziną a chrzestna to albo przyjedze sama albo z kimś ze swojej
rodziny choć tego jeszcze nie wiemy. Będzie więc to komunia w małym gronie od 9
do 13 osób maksymalnie.
Znalazłam jedną dość porządną restaurację na pokomunijny obiad. Czekam
jeszcze na propozycję drugiego lokalu i będę musiała coś wybrać. Wybór niestety
nie jest duży po większość restauracji jest w niedziele po prostu zamknięta.
Marzył mi się obiad w winnicach, pod Bordeaux ale niestety ci co przyjadą
przyjadą pociągami i za miasto nie będzie jak dojechać. Robimy więc w
centrum.
Teściowie zanocują u nas w domu, reszta gości w hotelach.
I tak to będzie wyglądać… Nia ma we Francji garniturków, alb czy innych
“wymysłów”. Mój syn śpiewając w chórze pójdzie do komunii w swoim chóralnym
stroju bo podczas tej mszy też będzie śpiewał. Komunia we Francji jest po
prostu… zwyczajna… bez zadęcia. Nie ma prób przed, nie ma zebrań, nie ma składek
na kwiaty dla księdza i dla katechetek… jest spowiedź, uroczysta msza, posiłek w
rodzinie i tyle. Nie ma też żadnego szału na prezenty. Dziadkowie i chrzestni
składają się mu na rower. Więcej prezentów nie będzie i Antek tego nie oczekuje.
Jest skupiony i modli się codziennie – I to wydaje się nam najważniejsze choć
żałuję, że nie chodzi co niedziela na mszę bo zazwyczaj gra mecze tenisowe w
niedziele rano a tylko wtedy u nas jest msza święta. Chodzi za to na msze w
szkole, w piątki po obiedzie. Chociaż to.
W Wielki Czwartek zamiast mszy czeka nas koncert w konserwatorium – bo akurat
taka jest data, szkoda… ale cóż we Francji bycie katolikiem staje się coraz
bardziej skomplikowane. W niedzielę wielkanocną też Antek miał grać mecze
tenisowe z ligii ale odmówiliśmy… Święta nie Święta większość osób nie zwraca
tutaj na to najmniejszej uwagi.
Nie zgodze sie, ze bycie katolikiem we Francji, czy w jakims innym kraju staje sie skomplikowane. To jest kwestia wyboru. Jak jestem katoliczka, to mowie sobie: niedziela jest dniem swietym, dniem dla Pana Boga. na tym polega nasza wolnosc: mozna wybierac. i jak dla kogos kort tenisowy jest wyzej niz msza sw, to jego wybor, a nie komplikacja. my tez uprawiamy sporty, pracujemy, dzieci graja na instrumentach, ale akurat dla nas przykazania ''pamietaj abys dzien swiety swiecil'' i ''nie bedziesz mial bogow cudzych przede mna'' sa najwazniejsze. swiat sie wokol nas zmienia, a przykazania nie i nasza wolna wola nadal pozostaje wolna, jesli sami jej nie zniewolimy...
OdpowiedzUsuńProsze podpisac swoj komentarz tak, bym mogla na niego odpowiedziec.
OdpowiedzUsuńtzn jak? odpowiedz, prosze?;)
OdpowiedzUsuńAnonimowy.