Od czasu
gdy mój mały Antek nauczył się czytać czyli od zeszłego roku bo wtedy opanował
tę sztukę biegle, nie możemy opędzić się od książek. Czyta on sam, czytamy mu
my. Biblioteczka z półką “książki z biblioteki” pęka w szfach, ale że ruch na
niej ogromny to jest i ta zaleta, że kurzu w tym miejscu wycierać nie muszę!
W szkole
dzieci mają też abonament na jedną książkę miesięcznie po tzw: przystępnej
cenie ze znakomitego francuskiego wydawnictwa Ecole des Loisirs.
“Księżycowy
Jan” został też przez nich wydany. Autorem tej starej dziecięcej historii po
napisanej w 1966 roku jest Tomi Ungerer, rodem z Alzacji, o której zawsze
mówił, “że ma ona to wspólnego z toaletą, że jest zawsze zajęta”!
Bo Ungerer
ma humor, dużo humour! Nawet w tak podeszłym wieku jak jego 81 lat. Jest
niezwykłym autorem i rysownikiem… nie wiem czy pamiętacie jego słynny plakat “Black
Power/White Power”? Afiche reklamowe, które rysował w Nowym Yorku przyniosły mu
sławę… szczególnie te z okresu wojny wietnamskiej skierowane przeciwko niej. Tomi
szedł zawsze pod prąd, nie bał się krytyki, nie bał się być sobą… zapłacił za
to wielokrotną emigracją i ciągłym zajmowaniem centralnego miejsca pośrodku
różnego rodzaju polemiki.
Takich
ludzi cenię…
Tak więc
książka Antosia bardzo przypadła i mi do gustu… jest poetycka, metaforyczna, z
wieloma przesłaniami.
Nie dość,
że przeczytaliśmy książkę to jeszcze poszliśmy na film do kina w zeszłą
niedzielę. Druga, francusko-niemiecka ( jak Alzacja sic!) ekranizacja “Księżycowego
Jana”, dla dzieci od 6 lat… Jan jak wielu z nas doświadcza na własnej skórze co
to znaczy być OBCYM czyli często poprzez niepojętą asymilację Wrogiem…
Na
szczęście nie wszysycy postrzegają go jak wroga… są to ci, którzy mają duszę
dziecka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz