Piszę ten post przeżywając jednocześnie powrót Florence
Cassez do Francji, po 7 latach spędzonych w meksykańskich więzieniach. Skazana
na 60 lat więzienia młoda dziewczyna została wczoraj uznana za ofiarę
meksykańskiego systemu sądowego i jego wewnętrznych wojen klanicznych. Trudno
opanować emocje widząc jej mamę, ojca, braci… Za chwilę będzie witana z
honorami Republiki. I Sarkozy
i Hollande bowiem byli bardzo zaangażowani w proces jej uwolnienia. Skutecznie jak
widać choć tyle lat upłynęło.
Czy Cassez
jest/ była winna? Tego do końca nie wie nikt, no może jej adwokat, który
twierdzi, że jest niewinna. Tą tezę potwierdzają w mediach politycy, bliscy,
komitety wsparcia.
Jakimś
dziwnym zbiegiem okoliczności wczoraj skończyłam czytać “Pamiętnik zakładników”
Christian Chesnot i Georges Malbrunot. Ci francuscy dziennikarze byli zakładnikami
Islamskiej Armii Iraku przez kilka miesięcy 2004 roku, a dokladniej od sierpnia do grudnia. Ich
pamiętnik jest wstrząsającym zapisem tego co oznacza być zakładnikiem, żyć jak
zakładnik, według dobrej badz zlej woli
terrorystów. Jak wiele elementów wpływa na los zakładnika, jak zagmatwane
układy i rozmowy pośredników, wielkich mocarstw, ministrów, grup
terrorystycznych, przywódców duchowych mogą w ciągu kilku minut zadecydować o
śmierci bądź o życiu. Jak latawiec na wietrze zakładnik by przeżyć adoptuje się
do nowych warunków, czujny wsłuchuje w to co mówią bandyci, jak psycholog
obserwuje ich twarze, jeśli je oczywiscie widzi. Dlaczego włoski dziennikarz Enzo Baldoni
ma podcięte gardło a Francuzi żyją, są uwolnieni, w tym samym czasie, w tym samym kraju? Z pewnością wiele na ten
temat już napisano. Jak i o Florence
Aubenas… dziennikarce z "Liberation" czy o Ingrid Betancourt… “La rage au coeur”,
Wściekłość w sercu… jak i inne jej książki w tym ta najbardziej wzruszająca –
Listy do jej dzieci i jej dzieci do niej… w których pisała, że jest ich fanką,
fanką numer 1, dawała im “rady” na przyszłość, na życie bez niej… gdyż straciła
wiarę w swoje uwolnienie.
Zakładników
wciąż przybywa… ale tak w głębi każdy z nas jest w jakimś stopniu zakładnikiem.
Zakładnikiem miejsca, w którym żyje, warunków w jakich się wychował, struktur
psychicznych, którymi naznaczona jest jego osobowość. Nikt z nas tak do końca
nie jest wolny… czuję to bardzo mocno wewnątrz siebie. Jestem więźniem moich
dziecięcych ran, braków i nadmiarów. Jestem więźniem mojej rodziny, w jakimś
stopniu, gdyż mój czas codzienny organizuję tak by jej służyć, jestem więźniem
moich obaw, strachów i nadziei…
A
chciałabym, bardzo, być jak najbardziej wolna!
Mrzonka?
Masz rację, każdy z nas jest w jakims sensie zakładnikiem. Najgorsze, że często sami budujemy wieżę i się pozwalamy w niej zamknąć. Po latach uświadamiamy sobie, że żyliśmy w więzieniu. I często trudno jest się z tego więzienia, czy wieży na Szklanej Górze uwolnić.
OdpowiedzUsuńPodzielam Ruda... najpiekniej by bylo gdybysmy to my mogli w jak najwiekszym stopniu zadecydowac czy zgadzam sie na to zamkniecie i na jak dlugo czy nie? zazwyczaj jednak nie zdajemy sobie z niego sprawy...
OdpowiedzUsuń