piątek, 17 kwietnia 2015

Czas na wakacje ! I dentystycznie…

Czas na wakacje ! I dentystycznie…
W końcu… po siedmio tygodniowym okresie wytężonej pracy szkolnej czas na przerwę. Ten ostatni okres był wyjątkowo ciężki i stresujący jeśli o mnie chodzi. Jak ten kapitan na okręcie musiałam stawić czoła różnym pedagogicznym i klasowym burzom. Skończyło się triumfalnie wczoraj. Dzisiaj miałam jeszcze moje dwie ostatnie lekcje. Od jutra laba… kierunek Hiszpania po słońce, ciepło i zabawę.


Pierwszy tydzień będzie całkowicie odpoczynkowy. Nic nie zamierzam robić. Tylko spać, korzystać, jeść, bawić się z synem, z mężem. Oni zresztą zamierzają podobnie.


Antoś też jest wykończony ostatnim okresem szkolnym. Zdobywanie samych 20/20 sporo wysiłku i koncentracji kosztuje. Teraz też będzie miał zasłużony odpoczynek.





W drugim tygodniu wakacji jedzie za to z chórem swoim na staż. Przyjemna odmiana.


Drugi tydzień dla mnie to… ciąg dalszy obijania się choć tylko częściowego. Muszę się zająć trochę tarasem czy roślinkami. Ale pracować nawet nie zamierzam! Pewnie ruszę się dopiero 1 a może 2 maja by coś niecoś przygotować na poniedziałek.





Przed nami więc, mam nadzieję, całkiem przyjemny czas. W końcu będę mieć go dla siebie, na zabawę, na tańczenie, na kawę na plaży i wieczorny drink w romantycznym miejscu, dla Antka by grać z nim w golfa i w padel, pluskać się w SPA, objadać lodami… dla męża by poczytać razem gazetę na łóżku plażowym, pojechać do dobrej restauracji na lunch i nigdzie się nie śpieszyć, zrobić miskę spaghetti i popić ją dobrą butelką wina…





Takie plany w mojej głowie.





Wczoraj byłam jeszcze z Antkiem na kontroli u naszej dentystki. Jadę do niej jak do przyjaciółki, na pogaduchy, dobry humor i po dobre wiadomości. I wczoraj ich nie zabrakło. U mnie wszystko w porządku! W końcu, po latach usilnego leczenia mam spokój, nic się nie psuje. U Antka lepiej niż w porządku. W lipcu skończy 10 lat i nic… ani jednej dziurki, ani jednej plamki! Ba! nawet ortodonty nie trzeba. Mój syn odziedziczył zęby po tacie. Idealne ma. Jak zaczęlam mu opowiadać jak to w jego wieku i jeszcze wcześniej jeździłam co tydzień do dentysty… a mieszkaliśmy wtedy w Koszalinie. Przychodnia znajdowała się dość daleko, na ulicy Władysława 4 czy jakoś tak. Co tydzień siedziałam na fotelu dentystycznym. I na nic się to zdało. Zęby psuły się i psuły, i bolały.





Wczoraj z moją dentystką, po raz kolejny, wróciliśmy do naszej ciągłej dyskusji o zębach… genetyka, złe odżywianie, braki odpowiednich składników odżywczych, higiena… akurat z tej strony nie poszczęściło mi się przy uzębieniu. Ale, jak się wczoraj dowiedziałam oprócz nas Polaków, Rosjan i “tych ze wschodu” jeszcze gorsze uzębienie mają Wietnamczycy, mieszkańcy Tajlandii czy Kambodży – u nich to się dopiero sypie… załamywała ręce wczoraj moja Isabelle.


Dobrze, że Antek pod tym względem jest bliżej francuskiej strony, olé!

czwartek, 16 kwietnia 2015

Piekny sukces!

Nie pisałam przez ostatnie dni bo sporo się działo a czasu nie było. Dziś rano uczyniłam kolejny, milowy krok w mojej nauczycielskiej karierze i … tak mi dobrze z tym. Mam spore i całkiem niezłe perspektywy na najbliższe lata. Dzisiejsza wizyta przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Jestem zmęczona ale też usatysfakcjonowana i zadowolona.



Zbieram teraz kwiaty i gratulacje. Od soboty będę odpoczywać kilka dni, jak co roku w Hiszpani, w naszym ośrodku.



W drugim tygodniu wakacji pewnie trochę popracuję ale teraz do końca roku szkolnego ma tzw : luz. Będzie się robić samo. Koniec stresu, starań i wyzwań, gdy o tę dziedzinę chodzi spocznę chwilę na laurach i nabiorę sił na dalszą drogę. I oczywiście poczekam też na większe pieniądze a te przyjdą już we wrześniu.



Mąż mi pęka z dumy, synek też… i dobrze.

czwartek, 9 kwietnia 2015

Sport na recepte!

Nie od wcoraj wiadomo, że sport to zdrowie !





No przynajmniej w jakiejś części…

Dziś rano dowiedziałam się jednak słuchając radia w drodze do pracy, że francuscy posłowie mają przegłosować nowy artykuł prawny zalecający i uprawomocniający lekarzy do przepisywania na recepcie… sportu!

Nie wiem czy tylko nad Sekwaną idzie się w tym kierunku tak daleko?



Jak wskazują prowadzone badania naukowe człowiek bez sportu wcześniej umiera, choruje i dużo częściej zmaga się też z otyłością. Udowodniono już kilkakrotnie przez ostatnie lata i w różnych krajach, że 3 h sportu w tygodniu to absolutne minimum by zapobiec nowotworom, a jak się je już rozwinie, to by zapobiec nawrotom choroby i przyśpieszyć proces zdrowienia.



Tak więc od jutra już każdy lekarz będzie mógł wypisać receptę na sport – jego ilość, jakość, natężenie i to szczególnie dla pacjentów z rakiem i przewlekłymi chorobami. Rak i długotrwałe choroby idą na tzw: pierwszy ogień. Pacjenci są za… lekarze są za i chyba większość społeczeństwa francuskiego jest za bo nawet jeśli dla osób szczególnie ubogich taka recepta pozwoli na refundację zajęć sportowych to ten koszt będzie na dłuższą metę znacznie niższy niż koszty chemi, radio i innego typu leczenia.



Dziś rano, w audycji radiowej dopytywano kobiety z rakiem piersi i mężczyzn z rakiem jelit jak zapatrują się na tę nowość i czy sport już coś zmieniłw ich życiu i w ich chorobie? Odpowiedzi były entuzjastyczne choć nikt nie krył z chorych potrzeby wykonania olbrzymiego wysiłku by pójść na salę sportową po chemi czy operacji. Na dłuższą metę jednak sport poprawia jakość  i długość życia tak jak dobrze dobrana dieta antyrakowa… a więc ?

sobota, 4 kwietnia 2015

Czas na Życzenia…

Czas na Życzenia…









Te najpiękniejsze, przynoszące nadzieję, radość i miłość składam Wam w tym szczególnym dniu ! Dziekuję za to, że jesteście, że czytacie, że się spotykamy i że pamiętamy…


 

Pięknych Świąt !

Wielkoczwartkowy koncert Antka

Wielkoczwartkowy koncert Antka







 


W Wielki Czwartek nie udało nam się wiąć udziału w ceremonii tridum z powodu antkowego koncertu w Konserwatorium w Bordeaux. I koncert był bardzo udany jak widać na zdjęciach… Sam wieczór koncertowy poprzedzony był 2-dniowymi warsztatami z kompozytorem Claude Georgel. Rodem ze Strasburga, autor wielu kompozycji na saksofony szkolił zespói stworzony przez uczniów antkowego nauczyciela czyli Fabien Chouraki!


Antek jest pośród najmłodszych graczy – 9 latków, którzy mają za sobą niecałe 2 lata nauki gry na tym instrumencie.


 


Najstarsi gracze w zespole mają po 14 lat nauki instrumentu więc różnice w poziomach są spore, ale niesmowitym doświadczeniem jest połączenie ich pasji instrumentu i muzyki i zgranie tego w tak znakomitą całość. Praca bezpośrednio z kompozytorem też była dla Antosia wyzwaniem i czymś szczególnym.


 


Ale nasz syn najbardziej był dumny z tego, że jego imię I nazwisko było wydrukowane w programach koncertu… wywiesił go sobie w pokoju na ścianie! I ta widowania… ponad 300 osób, to było coś.


A myśmy cieszyli się razem z nim!

sobota, 28 marca 2015

Po wizycie Marioli i z antkowego podwórka: 1-sza Komunia, mecze i koncerty.

W ubiegłym tygodniu odwiedziła nas moja stara przyjaciółka, jeszcze z okresu studiów w Rennes, kochana Mariola! Była w Bordeaux na kongresie medycznym i miałyśmy okazję się spotykać. Dużo wspomnień, myśli, nostalgi czasem wręcz wewnętrznego bólu wypływającego z tej świadomości, że i ją i mnie “los rzucił” tam gdzie oprócz męża i dzieci nie mamy rodziny, bliskich. Samotne dryfujące żaglówki. Może dlatego więź, która nas połączyła prawie 20 lat temu w Rennes i wciąż trwa jest taka żywa? Ona w Tunisie, ja w Bordeaux. Każda z nas w innej rzeczywistości. Takie dalekie i takie bliskie – to właśnie odczuwałam przez te ostatnie dni, tę niesmowitą bliskość. I tak mi było z tym dobrze, ciepło…



A dziś pozostały wspomnienia, zdjęcia, uśmiechy zawieszone gdzieś w przestrzeni mojego domu i serca, i… smutek.







Gdyby nie ciągła aktywność Antka to wpadłabym w melancholię, niestety się nie da!







Życie mojego syna płynie w tempie rakietowym. Mecze tenisowe i turnieje, koncerty saksofonowe i śpiewacze, gry teatralne, czytanie książek w przedszkolu, szkoła i jeszcze teraz 1 KOMUNIA, zapowiedziana na 31 maja.







Eyka pisała o komunii Okruszka. U nas też szykuje się komunia ale nie napawa mnie ona smutkiem raczej radością. Niestety i u mnie też nie będzie żadnej rodziny z Polski – zbyt daleko na 1 dniowe Święto… będą tylko teściowe, jego chrzestny z rodziną a chrzestna to albo przyjedze sama albo z kimś ze swojej rodziny choć tego jeszcze nie wiemy. Będzie więc to komunia w małym gronie od 9 do 13 osób maksymalnie.



Znalazłam jedną dość porządną restaurację na pokomunijny obiad. Czekam jeszcze na propozycję drugiego lokalu i będę musiała coś wybrać. Wybór niestety nie jest duży po większość restauracji jest w niedziele po prostu zamknięta.



Marzył mi się obiad w winnicach, pod Bordeaux ale niestety ci co przyjadą przyjadą pociągami i za miasto nie będzie jak dojechać. Robimy więc w centrum.



Teściowie zanocują u nas w domu, reszta gości w hotelach.



I tak to będzie wyglądać… Nia ma we Francji garniturków, alb czy innych “wymysłów”. Mój syn śpiewając w chórze pójdzie do komunii w swoim chóralnym stroju bo podczas tej mszy też będzie śpiewał.  Komunia we Francji jest po prostu… zwyczajna… bez zadęcia. Nie ma prób przed, nie ma zebrań, nie ma składek na kwiaty dla księdza i dla katechetek… jest spowiedź, uroczysta msza, posiłek w rodzinie i tyle. Nie ma też żadnego szału na prezenty. Dziadkowie i chrzestni składają się mu na rower. Więcej prezentów nie będzie i Antek tego nie oczekuje. Jest skupiony i modli się codziennie – I to wydaje się nam najważniejsze choć żałuję, że nie chodzi co niedziela na mszę bo zazwyczaj gra mecze tenisowe w niedziele rano a tylko wtedy u nas jest msza święta. Chodzi za to na msze w szkole, w piątki po obiedzie. Chociaż to.







W Wielki Czwartek zamiast mszy czeka nas koncert w konserwatorium – bo akurat taka jest data, szkoda… ale cóż we Francji bycie katolikiem staje się coraz bardziej skomplikowane. W niedzielę wielkanocną też Antek miał grać mecze tenisowe z ligii ale odmówiliśmy… Święta nie Święta większość osób nie zwraca tutaj na to najmniejszej uwagi.

sobota, 21 marca 2015

Cudze chwalicie swego nie znacie czyli jeszcze raz o « Idzie ».




 

Z wielkim zdziwienie i zaskoczeniem przeczytałam w 11-stym numerze TP wywiad z Pawłem Pawlikowski oraz dane dotyczące niedawno nagrodzonego Oscarem filmu « Ida ». Pierwsze zdziwienie to, to dotyczące frekwencji polskich widzów. Gdy we Francji, Niemczech czy Anglii niecałe 2 tygodnie po premierze film widziało już, w każdym z tych krajów, ponad pół miliona widzów, w kraju nad Wisłą po kilku miesiącach od premiery frekwencja przekroczyła z trudem 125 tysięcy widzów czyli ¼ wspomnianych państw. Dopiero, jak pisze polski dysrtybutor « Idy » po zagranicznych sukcesach widownia w Polsce się filmem zainteresowała i zachwyciła nawet – jakaś jej część.

 

Film jednak trafił do multipleksów dopiero po nominacjach do Oscara… Jednym słowem więc Polacy mając u siebie, pod nosem, na własnym terytorium i we własnym języku coś wyjątkowego… dostrzegli tego wartość jak obcy pokazali im palcem – He, to jest świetne!
Sami pozostawali ślepi, wątpiący i nawet skłóceni. Bo jak mówi Pawlikowski w wywiadzie pewna grupa osób ma do niego pretensje bo nie zrobił filmu “ jaki chcemy i jaki trzeba było zrobić”! sic!

 

Znana w świecie nasza słonność do pouczania i moralizowania wypłynęła tutaj na szerokie wody rodzimej ignorancji podpartej butelką piwka i jedynie słuszną wizją wspłóczesnego świata: kto i co powinien, kiedy i jak.

Jak twierdzi Pawlikowski “Na szczęście masa widzów – od Francji po Finlandię, od Korei po Kolumbię – przyjęia “Idę” w całej jej wieloznaczności i poetyce”.

Znowu obcy… szkoda…


“Trzeba być totalnie zaślepionym, żeby myśleć o tych postaciach jednoznacznie” – chodzi oczywiście o postacie z filmu.  Wanda i Ida to Polki… “Chciałem pokazać, jaka ta Polska, jakie to życie jest gęste, ciekawe, niepokojące, żywe i paradoksalne. I jak potrzebne jest nam w tym wszystkim poczucie absolutu”.  Polska przedstawiona na filmie to Polska z dzieciństwa Pawlikowskiego: czarno-biało-szara, krzywa, z błyszczącymi neonami… I tak ją fantastycznie pokazał!

Film otrzymał 68 głównych nagród w kraju i na świecie… nie docenili go tylko nad Wisłą i na festiwalu w Wenecji.

 

Choć i to może się zmienić…