środa, 5 lutego 2014

Z cyklu przeczytane, obejrzane – Maltretowane dzieci

Z cyklu przeczytane, obejrzane – Maltretowane dzieci
Powinnam jeszcze dodać przeżyte, doświadczone, ale tytuł byłby za długi. Tak się jakoś zbiegło w ostatnich dniach, że w miniony week-end przeczytałam książkę Kamel’a Hajaji « Paris inch’Allah ». Wczoraj oglądałam wieczorem w TV, reportaż o skazywaniu na karę dożywotniego więzienia dzieci w USA… a całkiem niedawno sięgnęiam też po pozycję, którą od dawna mam w domu « Toksyczni rodzice » Susan Forward. Ta  książka służy mi ostatnio w pracy, gdzie stykam się z młodzieżą, która w sporej swej części pochodzi z tzw : toksycznych rodzin, gdzie przemoc jest na porządku dziennym czy to fizyczna czy psychiczna.

Wracając jednak do tego co przeczytane… « Paris inch’Allah » to druga książka Hajaji opublikowana w 2013 roku. Opowiada ona historię 10-letniego chłopca, Mohameda, który mieszka ze swoją matką w jednej z najbiedniejszych dzielnic Tunisu. Ojciec chłopca nie żyje a matka sypia z przygodnymi panami by móc kupić nieco jedzenia. Bije swojego syna regularnie, zmusza go do uczestniczenia w jej seksualnych orgiach, a gdy zachodzi w ciążę wyrzuca go z domu dając mu na drogę reklamówkę z dwoma koszulkami… Chłopak tuła się mieście, przez jakiś czas pracuje z pucybutem, ale gdy ten próbuje go zgwałcić ucieka. Jest bity i szykanowany. Trafia w końcu do francuskiego pisarza, u którego spędzi 6 lat na sprzątaniu, praniu, gotowaniu. Jednak, gdy córka pisarza uwodzi młodzieńca ten wyrzuca go na bruk, bez niczego.

To opis życia bez nadziei, bez lepszego jutra, bez miłości czy choćby cienia ludzkiej dobroci. Mohamed jednak siłą swojego charakteru i szczęśliwym zbiegiem okoliczności, zostanie majordomem w Paryżu, ożeni się, ułoży sobie życie na tyle na ile jego kondycja społeczna i ekonomiczna mu pozwoli.

To książka deprymująca, jak dla mnie, gdyż świadcząca, po raz kolejny, o determiniźmie, któremu jesteśmy wszyscy w jakiś sposób poddani… a wspoleczenswtie francuskim jest on wyjatkowo silny i bezlitosny.



Wolność wydaje się być złudą? Utopią?



Taki też był wczorajszy reportaż na 5 kanale francuskiej TV i debata, która mu towarzyszyła. Historia kilku amerykańskich chłopców w wieku od lat 12 do 17… skazanych na dożywocie. Najmłodszy z nich Cristian Fernandez  zostaje oskarżony o zabójstwo swojego 2 letniego brata w Jacksonville, na Florydzie. Zostaje od razu uwięziony w 2010 ropku  i tylko decyzja Trybunału konstytucyjnego z 2012 o zakazie skazywania młodocianych na dożywocie pozwala mu na uniknięcie tej kary.

Problem w tym, że dochodzenie jest niestarannie prowadzone. Jak się okazało już po procesie dziecko kryło swoją matkę, która to jest najprawodopodbniej autorem zabójstwa. Niestety nikt nie chciał już wyciągać tego faktu na światło dzienne.

Nikt też nie brał pod uwagę faktu, że Cristian jest synem kobiety, która urodziła go w wieku 12 lat, oddała do rodziny zastępczej, gdzie był gwałcony, następnie przerzucany z jednej rodziny do drugiej…

Może to straszne co napiszę, ale gdy oglądałam ten reportaż zastanawiałam się czy nie lepiej by było gdyby Cristian nigdy się nie urodził? Bo jego życie jak do tej pory jest tylko pasmem cierpienia… teraz czekają go jeszcze 25 lat za kratkami, najprawdopodbniej za nic, gdzie znów będzie maltretowany i gwałcony.  Jaki będzie jak wyjdzie? Czy przeżyje? Czy to ma jakikolwiek SENS?

Dzieci skazanych na dożywocie w USA jest 2600… na dzień dzisiejszy… tysiące są skazane na 20-25 lat więzienia… często w więzieniach dla dorosłych…



Francuscy prawnicy w debacie po emisji dokumentu byli zszokowani. Bo jak można tak traktować dzieci w XXI wieku i to w demokracji, która poucza innych? Widać można. Do 2005 roku w USA dzieci były również w korytarzach śmierci i dokonywano na nich egzekucji… Można by omyśleć, że jest to możliwe w Somali albo w jakimś kraju Talibów… otóż nie, w USA…



To oczywiście drastyczne przypadki, a ileż maltretowanych dzieci wokół nas, w nas?

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz