Sama zmagam się z tym pytaniem dość często. W większości mych rozważań Bóg jest obecny, myślę, że JEST, po prostu JEST by kilka chwil później pracując na przykład z uczniami nad jakimś konfliktem światowym zadawać sobie wciąż od nowa : Gdzie JEST ? Nie widział ? nie było Go ? Jak może/mógł do tego dopuścić ?
Kilka dni temu było podobnie. Zadzwoniłam moja francuska przyjaciółka, Karine, z bardzo smutną wiadomością, w rodzinie jej męża, odszedł na raka chłopczyk, malutki chłopczyk, miał zaledwie 32 miesiące, niecałe 3 latka, pełen życia chłopczyk… Dlaczego? Czy Bóg tak chciał? Czy to sobie zaplanował? Czy może Go nie ma? Ot, przypadek, padło na biedne dziecko, choroba, nieszczęście i zmarł… Taki bezsens przypadku, losu, który uderza, ślepego i nieczułego.
I tak wczoraj wieczorem czytając esej “Qu’ai-je donc fait” czyli “Co takiego zrobiłem”, Jean’a d’Ormesson, jedengo z francuskich pisarzy, filozofujących, którego bardzo cenię… członka Akademi Francuskiej, intelektualistę wysokich lotów, trafiłam na takie oto słowa, które przytaczam, gdyż do mnie… przemawiają:
“ Nie wiem czy Bóg istnieje. Słynne dowody na Jego istnieje nie wydają mi się determinujące. Wysiłki innych, wskazujące na to, że nie istnieje wydają mi się kompletnie absurdalne. Jest sporo uzurpacji ale też śmiałości w potwierdzaniu tezy, że Istnieje. Uważać jednak, że nie istnieje, to wierzyć w rzeczy, w które uwierzyć nie można – jak na przykład w fakt, ze Czas powstał sam, że gwiazdy umieściły się na niebie same, że proces ewolucji sam się wymyślił… - potwierdzania wiary w to, to potwierdzanie ślepoty (…)
Wszystko co można zrobić z Bogiem to nie Go znać czy poznać, nie zgromadzić dowody na to, że Jest i na to że Go nie ma. To nawet nie mówić o Nim. Ale tylko mieć nadzieję, że Jest.
Śmierć straci cały swój urok jeśli Boga nie ma. Ale, jeśli jest, będzie tylko delicją! W wieczności oczywiście, ale też w tym życiu, które pomimo wszystkich zmartwień i nieszczęść stanie się znośne, nawet lekkie, delikatne, pełne czułości i oczekiwania.
Trzeba dać Bogu szansę…
Tak, wątpię, oczywiście, że wątpię. Wątpię w to, że istnieje, ale jeszcze bardziej wątpię w to, że nie istnieje. ( …)
Bardzo się mylę oczekując od Boga czegoś ewidetnego. Ewidentność nie jest Jego mocną stroną. Tą stroną jest niestałość świata i niepewność. Znakiem – poprzez brak, wieczności, jest – czas. A cechą Bogą jest jego nieobecność. Nikt Go nie widział i nie może Go zobaczyć. Można co najwyżej Go nazwać. Ucieka On Mojżeszowi. Brakuje Go w imię Ojca, Syna i Ducha Świętego. On jest piorunem, dymem, krzewem płonącym, ogniem, czarną dziurą. Bóg jest Bogiem schowanym.
Ostateczny dowód na Jego istnienie byłby katastrofą…katastrofą dla tych co nie wierzą ale szczególnie dla tych co wierzą…
Bóg jest SZUKANIEM, zdobywaniem, napięciem, nadzieją. … Można Go znaleźć tylko wtedy, gdy się Go szuka. Jest tutaj ponieważ Go nie ma. Czas jest zasłoną wieczności a On za nią właśnie się ukrywa”… strona 338-342
Zadumałam się nad pięknem tych słów, dlatego się nimi dzisiaj dzielę.
I komuś je tutaj, dedykuję…
:) Tak... Bóg jest... tak po prostu...
OdpowiedzUsuńDziękuję, Agnieszko, za ten wpis...
OdpowiedzUsuńDziekuje!
OdpowiedzUsuń