Wielka Sobota, początek wieczoru… Wielkanoc 2017. Siedzę w
moim biurze i piszę ten post myśląc o dwóch ostatnich dniach.
Wielki Piątek – jak dla mnie jeden z najważniejszych dni w
roku, musiałam spędzić w pracy od godziny 8 do godziny 17, ale z przerwą na
obiad. A że jedna lekcja mi wypadła to i przerwę miałam trzy godzinną i
upiekłam w tym czasie mazurki.
Po Wielkoczwartkowej Litrugii, w której uczestniczyłam z
wielką radością wraz z moim synem, wzruszonym i przejętym szczególnie
przeniesieniem monstracji do ciemnicy, przygotowałam sobie już w domu dwa różne
mazurkowe ciasta, była prawie 22 godzina, ale dałam radę. Tak więc w dwie
godziny piątkowe zdołałam pokroić, przygotować i upiec resztę. I tak powstały,
jak co roku, mazurki czekoladowy i bakaliowy.
Byłam jednak dość sfrustrowana koniecznością siedzenia w
liceum i niemożnością przygotowania Świąt a przed wszytkim zajrzenia na drogę
krzyżowa, która przeszła w centrum Bordeaux od 12 do 14… by zakończyć się w
katedrze. Ja musiałam prowadzić lekcje i je poprowadziłam bawiąc się nieco moim
socjologicznym badaniem, którego pierwszy zarys wrzuciłam na Facebook’a.
Podsumowanie wieczorne było takie, że na 148 uczniów tylko 2
wiedziało jakie Święta obchodzą chrześcijanie i żydzi w ten week-end ! Kultura
ogólna czyli z francuska « culture générale » a chodzi o taką zwykłą
wiedzę, szeroko pojętą… jest przerażająca. Pytanie o różnice w chrześcijańskiej
i żydowskiej wielkanocny czyli Święcie Paschy, o znaczenie słowa Pascha i o symbolikę
czekoladowych jajek, dzwonów i rybek, których kilogramy ci sami uczniowie będą zjadać…
spotkało się z wielkim zdziwieniem. Nikt nie wiedział… nic… Wnioski wyciągnęłam
dość przerażające.
Dzieląc się z nimi z kolegami historykami w naszej kapciorze
spotkałam się z pewnym zrozumieniem koleżanki ale i z ostrą ironią i z krytyką
kolegi po fachu, który zarzucił mnie śmiejąc się « moje polskie korzenie
i moją polskość ». I wyparowałam, zupełnie nie wielkopiątkowo pytając go ostro
by w takim razie zaproponował mi « jakąś francuską tradycję Świąteczną bo
te 3-ciej czy 4 Republiki mnie nie odpowiadają a wspomnienia rewolucyjne mało świątecznie
dla mnie wyglądają ». Speszył się i chyba nacisnęlam mu na odcisk, ale
niestety każdy atak na moją polskość powoduje u mnie ostre i niektrolowane
rekacje bo ataki te śmierdzą politowaniem i takim poczuciem francuskiej wyższości
cywilizacyjnej, na którą mam od lat silną alergię. Kiedyś nie reagowałam teraz
śpieszę z komentarzem.
Ostatnia
lekcja od 16 do 17 h była okropna. Uczniowie, przed dwoma tygodniami wakacji,
stwierdzili, że są na wakacjach od teraz więc hałas był niemiłosierny i dwóch
śmiałków zwaliło na podłogę już uszkodzoną ławkę jak konsultowałam ćwiczenie
gegoraficzne z inną grupą uczniów. Wściekłam się po raz drugi. Zrobiłam natychmiastową
kartkówkę, do końca lekcji i absolutną ciszę, wlepiłam kilka zer i tyle. Nie
lubię uciekać do takich środków, nie jest to pedagogicznie poprawne, ale moje
zdrowie jest jednak ważniejsze niż rozróby 32 chłopaków i 4 dziewczyn. 5 minut
przed końcem lekcji wygosiłam im mowę bardzo moralizatorską i po wakacjach
zakręcę kurki z moją dobrotliwością. Jak ktoś mnie nie szanuje to i na moje specjalne
traktowanie nie zasługuje.
Do domu
dotarłam koło 18 bo stałam trochę w korkach. Wypiłam herbatę i ruszyłam na
liturgię Pasji do pobliskiego kościoła. Antek nie szedł bo miał Drogę Krzyżową w
szkole. Nabożeństwo było przepiękne. Na końcu wszycy wierni utworzyli wokół
Krzyża wielki krąg, trzymając się za ręce i każdy mógł zabrać głos, wygłosić
jakąś modlitwę. Ja również się włączyłam. Specjalny moment.
Wieczorem
oglądaliśmy Drogę Krzyżową z koloseum… byliśmy pod wrażeniem tekstów i postawy
jej uczestników. To był moment rodzinnej modlitwy choć na początku gadałam
jeszcze chwilę z moim bratem.
Dziś od
rana, od godziny 8 punktualnie byłam w kuchni… Aż do godziny 12, bez przerwy. W
tym czasie zrobiłam sernik według przepsiu Felder’a ( na moim blogu
kulinarnym), babkę, która rzuciła nas na kolana! Coś cudownego… babka muślinowa
Cwierczakiewiczowej, 20 żółtek na 220
g mąki. Cudo, rozpływające się w ustach. Przepis wrzucę
za chwilę na mój kulinarny blog www.est-ouest-est-ouest.blogspot.com
Zrobiłam
też sałatkę mojej mamy, jajka faszerowane, szparagi zielone, malowanie jajek…
Pogadałam w międzyczasie z Elizą… po czym zaległam w kąpieli… spocona, zmachana
bo oczywiście wszystko robię sama, tylko jajka syn ze mną malował.
Mąż za to
zrobił obiadek i ogarnął kuchnię.
I w końcu
zasłużony odpoczynek… herbata, mazurek bakaliowy, telefon do mamy i taty, i do
Claudi bo jutro u nich świętujemy cały dzień.
I tak życzę Wam pięknych
Świąt!!! Niech Zmartwychwstały Chrystus wam błogosławi każdego dnia!
ps: Antek mnie rozczulil... ja tutaj sobie pisze a on wykapal sie, ubral w szlafrok i przygotowal na jutro... biala koszule, marynarke bezowa , te od komunii, granatowe spodnie z pomaranczowym paskiem i czarne mokasyny... kochany syn!
ps: Antek mnie rozczulil... ja tutaj sobie pisze a on wykapal sie, ubral w szlafrok i przygotowal na jutro... biala koszule, marynarke bezowa , te od komunii, granatowe spodnie z pomaranczowym paskiem i czarne mokasyny... kochany syn!
Wiesz, nasi polscy uczniowie też mają problem z symboliką świąt. Wiele tradycji zanika, a wiedza staje się powierzchowna. Odczuwam ogromne rozczarowanie swoją pracą, właśnie przez tę postawę uczniów, ale też części koleżanek i to rozczarowanie stoi za moimi decyzjami dotyczącymi przyszłości.
OdpowiedzUsuńTyle żali. Mam nadzieję, że wszystkie Twoje domowe starania przełożyły się na świąteczną atmosferę. Odpoczywaj!
Aniu.... Zabrzmiało jak zapowiedź jakis solidnych zmian w twoim zyciu? I ciekawy jest twoj komentarz bo jak patrzę na Polskę z daleka przez pryzmat moich polskich lektur czy polskiego radia mam wrazenie, ze u nas to wszyscy i wiedza i te Swieta tak pieknie obchodzą... A wyglada na to, ze sie myle - tak odczytuje to co napisałas... U nas Swieta minęły pieknie. Wczorajszy dzien na długo zostanie w naszej pamięci bo był taki cudny religijnie, przyjacielsko wiosenny... Pozdrawiam serdecznie.
Usuń