Pierwsza ksiazka mojego dzisiaj juz ulubionego pisarza Sylvain Tesson! Dwa glosy, cztery rece, dwa rowery i jedna ziemia. Tak to w skrócie wyglada. Sylvain i Alexandre jako 22 i 24 letni młodzieńcy wyruszają z Parzya w podroz dookoła swiata na rowerach. Jest październik 1994 roku.
Niektore terytoria po ktorych sie poruszają sa dzisiaj nieprzejezdne z powodu konfliktów i wojen.
Niesamowita przygoda i niesamowita odwaga by Mierzyc sie z Maurytania i piaskami pustyni, z Tybetem, z chińską prowincja, tajlandzka prostytucja czy irańskim reżimem religijno-politycznym.
Czytałam z zapartym tchem az do prawie ostatnich stron... do wjazdu na teren Węgier i tych zdan...
" Europe, to droga z gladkim asfaltem, czystym bez ogromnych dziur, to pola, ktore pachną wsią a nie cuchną ciepłym, zatęchłym moczem niedożywionego bydła: to miasta przez ktore jedziemy bez zadyszki, bez umierania. To aleja drzew i mroźny poranek, dzwonnica w jakims miasteczku. To zrujnowany mur, ktory odgradza mokry las, to miejsce gdzie ludzie jednego wieczoru przyjmuje was tak jakbyście nigdy stad nie wyjeżdżali i ktorzy podaja wam do stole cieple kolacje... Nie musimy juz walczyć by jechac do przodu przeciw wiatrom, upałom, drodze, głodowi, goraczkom, brakom i niezrozumieniu... Odnajdujemy w koncu... posiłek bez zmartwienia o to czy bedziemy miec szanse zjesc kolejny i czy poprzedni nie zakończy sie dyzenteria..."
Pomyslalam sobie jakie mamy szczęście, ze urodziliśmy sie i myjemy w Europie... Doceniam to pomimo i mimo... Czy obecna sytuacja pozwoli nam na dalsze zycie jeszcze w tej Europie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz