czwartek, 20 września 2012
Przeczytane "Kaktus na parapecie" M. Zarebska
Książkę nabyliśmy w Polsce, tego lata. Możliwe, że wywoła tutaj kolejną polemikę, ale uważam, że warto o niej napisać. Wydawało mi się, że jest adresowana raczej do starszych dzieci, może takich dziesięcioletnich. Od kilkunastu dni byłam jednak zaskoczona, mile zaskoczona tym, że Antosiowi bardzo się spodobała. Czytaliśmy fragmentami, po kawałku każdego popołudnia.
"Kaktus" to historia małego chłopca Mikołaja, który pewnego dnia zostaje przeniesiony do przeszłości, w polskie lata 1970. Ja miałam wrażenie, że ktoś opisał moje dzieciństwo. Strona po stronie czułam, że znam, wiem o czym mowa, z uśmiechem wracam do tego co było. Dla Antka było to wielkie odkrycie i zdziwienie. Wciąż dopytywał “mamo, tak? Tak naprawdę było jak byiaś mała?”. Tak, dokładnie tak, odpowiadałam dziesiątki razy. Jak Mikołaj musiałam być bardzo samodzielna, wytrwała, zmywać naczynia i robić wiele różnych rzeczy, do których mój syn w ogóle nie jest przyzwyczajony.
Nie mógł uwierzyć, że jak byiam mała nie było komputerów, komórek, McDonalda – to znaczy w Polsce nie było, zmywarki do naczyń, że nie mieliśmy samochodu a jeśli ktoś miał to był to mały bądź duży fiat czy syrenka, ewnetualnie trabant. Brak kolorowego telewizora wzbudził w nim salwę śmiechu a opis w książce jego zakupy po całonocnym staniu w kolejce, zapisach i przepychankach wprowadził w lekkie osłupienie.
Mnie osobiście z tekstu uderzyło kilka opisów. Po pierwsze ten dotyczący nazwy ulicy “Przyajźni Polsko-Radzieckiej” zamiast “Lawendowej”… pomyślałam sobie o tym jak szybko o tych nazwach zapomnieliśmy? Opis choroby Mikołaja i bolesnych zastrzyków na anginę przywołał niezbyt miłe wspomnienia… pielęgniarki z klatki obok i moich zastrzyków z pencyliny… brr. Powtarzająca się w książce kilkakrotnie kwestia braku ubrań: polowania na nie w sklepie, przepychanek, domowego szycia z resztek materiałów – widziałam wtedy moją mamę nad maszyną próbującą coś dla naszej trójki uszykować, ubiór dzieci do szkoły i na wyjazd na wykopki… Zarebska pisze: “Kurtka ( uszyta przez mamę) byla ciężka i mało wygodna, a materiał sztywny, krępujący ruchy”. Ileż takich ubrań nosiłam ja sama?
I kwestie polityczne… gdy Mikołaj rozmawia z kolegą, Krzysiem:
“― Nie rozumiesz. Tu jest jedna partia, PZPR, komuniści. Oni rządzą w Polsce od czasów wojny. Narucają ludziom, jak mają myśleć i jak się zachowywać.
― To się chyba jakoś nazywa… - szukałem w pamięci.
― Ten ustrój nazywa się komunims, a my musimy w nim żyć. Główna zasada – nie wychylaj się, nie zadawj pytań I mów tylko to, czego od ciebie oczekują.
― Ale… - próbowałem dyskutować.
― To nie są żarty, Mikołaj! Wierz mi, za twoje poglądy rodzice Mikołaja mogą trafić do więzienia a ty do domu dziecka….” Strona 103-104.
Powiało grozą. Z drugiej strony trochę zadziwia mnie świadomość polityczna takiego Krzysia, ale to jedyna negatywna krytyka jaką mogłabym autorce zarzucić.
Akademie, wykopki, lekcje, życie rodzinne… trudno nie wrócić do czasów swojego dzieciństwa.
Książkę gorąco polecam! Jest znakomicie napisana, wartko, dobrym stylem… dla mam I ich pociech.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz