W piatek Antos pojechał na szkolna wycieczkę, jednodniowa, do Perigueux. Mieli
tam zorganizowane pedagogiczne zajęcia na terenie starożytnej willi z okresu
rzymsko-celtyckiego. Było podobno super. Ale moj syn jako tylko jedno z dwójki
dzieci w klasie miał ze sobą kilka groszy. Co tydzień dajemy mu około 2 euro
kieszonkowego. Antek nie wydaje i ma tych pieniążków sporo w swoich dwóch
portfelach. W czwartek wieczorem zadecydował, ze dzisiaj weźmie ze sobą 7
euro.
O 17.30 wysiadł z autobusu z radosna mina ściskając w dłoni mała czerwona
paczuszkę. W niej była moneta, stylizowana na stara, dla nas... Jedyne dziecko
z klasy, które zrobiło prezent rodzicom... Ale tez inne dzieci nie miały ze sobą
pieniędzy. Co jak mi wytłumaczył moj maz jest we Francji zupełnie normalne.
Dzieci jeżdżą bez pieniędzy. Dopiero w gimnazjum coś tam maja w kieszeniach. Ja
z koleji pamietam moja pierwsza wycieczkę w 1 klasie podstawówki do Kołobrzegu
z pieniazkami... Na głupoty w tamtych czasach jakieś plastikowe pamiątki czy
loda...
w każdym razie ucieszylismy sie bardzo z monety. Po kilku godzinach jednak
sie okazało... Ze moneta kosztowała 2 euro. Antos kupił jeszcze 2 inne monety
dla swoich najbliższych kolegów bo ... Jak twierdzi chciał im sprawić
przyjemność. Pięknie z jego strony tylko... No wlasnie gdzie jest roznica
pomiędzy hojnoscią a oddaniem ponad połowy budżetu innym? Nie chce przez to
powiedzieć, ze wszystko należy liczyć i wyliczać ale nie chce tez by Antosia
dobroć wykorzystywano bo jak sie okazało wieczorem wielu prosiło go by im kupił
to czy tamto, ale nie miał juz pieniędzy. A jak sam przyznał bardzo chciał
książkę za 3,50 tyle, ze mu zabrakło i kupił pamiątki kolegom zamiast swojej
książki.
Eh, matczyne rozterki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz