Miałam zamiar już jakiś czas temu o niej napisać, gdyż
przeczytałam ją jeszcze w ubiegłym roku, zaraz po książce pani Danuty Wałęsy. Obie
pożyczyła mi Eliza, Polka, z którą pracuję w gimnazjum i którą bardzo lubię. Ale
jakoś tak się nie składało z planem rad pedagogicznych, Świąt i wyjazdów. Wracam do niej
dzisiaj bo spogladając na pana Donalda Tuska, maszerującego w niedzielne
popołudnie ulicami zatłoczonego Paryża, nagle zapytałam sama siebie o jego
żonę. Gdzie wtedy była ? Czy też w Paryżu ? a może w ich gdańskim
mieszkaniu ? I tak po nitce do kłębka wróciłam do tej książki.
Otworzyłam ją po raz kolejny, spojrzałam na zaznaczone
kolorowymi przyklejankami strony, które podczas czytania wydawałby mi się być
znaczące. Przejrzałam całość jeszcze raz i… no właśnie zrozumiałam dlaczego
jeszcze o tej książce nic nie napisałam. Bo za bardzo nie mam co napisać.
Książka pani Małgorzaty Tusk jest dla mnie nijaka. Brakuje jej wyrazu,
charakteru, tej jakiejś siły, przesłania… brakuje jej KREGOSLUPA. Tak bym to
ujęła.
Szczególnie blado wypadła ona po lekturze książki pani
Wałesy, ale i dzisiaj, gdy jestem w trakcie czytania « Gottland »
Szczygła wypada jeszcze bladziej. Nie będę jednak rzucać w jej autorkę « kamieniami »
krytki bo sama wiem jak ciężko pisze się książkę a już tym bardziej swoją
pierwszą książkę. A może to
dopiero początek, trochę szary i nijaki ale zapowiadający coś więcej ?
Autorka
opowiada dość chronologicznie swoje życie od dzieciństwa, poprzez studencką
miłość i taki też ślub a po współczesny okres piastowania coraz to wyższych
funkcji państwowych przez swojego męża. Niby wciąż jest “normalnie”, niby nic
się nie zmieniło – jak wynika z tekstu ale trudno w to uwierzyć… Nie każdy jest
Premierem tudzież mam takiego “gościa” w domu. W książce jest sporo
archiwalnych zdjęć i jej język jest przyjemny, bardziej dopracowany niż w
autobiografii pani Wałęsy, ale nie mam tutaj żadnej myśli przewodniej, jakiś
silniejszych, bardziej znaczących momentów. Życie na jednym poziomie, jednej
płaszczyźnie. Historia oddanej kobiety, o której nic prawie nie wiemy: Kim tak
naprawdę jest? Czego pragnie? Do czego dąży? Jak się zmaga czy prześlizguje z
tym I po tym co dzień jej przynosi? Może taka właśnie jest jej autorka, gdzieś
z tyłu? Bez większych ambicji i pragnień?
Nie wiem,
ale takie wrażenie po przeczytaniu jej biografii odnoszę.
Jednakże
budzi mój podziw i mój zachwyt historia jej miłości z “Donkiem”. Jej opis
stanowi jak dla mnie najepszą część książki. I motto zamieszczone na okładce
też wydaje mi się niezwykle trafne: “Kim byłabym bez Donka? Pewnie po prostu
kimś innym. Kim on byłby beze mnie?”… Tak, ci, którzy są blisko, wokół nas,
zmieniają naszą egzystencję w różnym stopniu, wpływają na nią, naznaczają…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz