czwartek, 15 stycznia 2015

Książka… nijaka

Książka… nijaka









 


Miałam zamiar już jakiś czas temu o niej napisać, gdyż przeczytałam ją jeszcze w ubiegłym roku, zaraz po książce pani Danuty Wałęsy. Obie pożyczyła mi Eliza, Polka, z którą pracuję w gimnazjum i którą bardzo lubię. Ale jakoś tak się nie składało z planem rad pedagogicznych, Świąt i wyjazdów. Wracam do niej dzisiaj bo spogladając na pana Donalda Tuska, maszerującego w niedzielne popołudnie ulicami zatłoczonego Paryża, nagle zapytałam sama siebie o jego żonę. Gdzie wtedy była ? Czy też w Paryżu ? a może w ich gdańskim mieszkaniu ? I tak po nitce do kłębka wróciłam do tej książki.


Otworzyłam ją po raz kolejny, spojrzałam na zaznaczone kolorowymi przyklejankami strony, które podczas czytania wydawałby mi się być znaczące. Przejrzałam całość jeszcze raz i… no właśnie zrozumiałam dlaczego jeszcze o tej książce nic nie napisałam. Bo za bardzo nie mam co napisać. Książka pani Małgorzaty Tusk jest dla mnie nijaka. Brakuje jej wyrazu, charakteru, tej jakiejś siły, przesłania… brakuje jej KREGOSLUPA. Tak bym to ujęła.


 


Szczególnie blado wypadła ona po lekturze książki pani Wałesy, ale i dzisiaj, gdy jestem w trakcie czytania « Gottland » Szczygła wypada jeszcze bladziej. Nie będę jednak rzucać w jej autorkę « kamieniami » krytki bo sama wiem jak ciężko pisze się książkę a już tym bardziej swoją pierwszą książkę. A może to dopiero początek, trochę szary i nijaki ale zapowiadający coś więcej ?


 


Autorka opowiada dość chronologicznie swoje życie od dzieciństwa, poprzez studencką miłość i taki też ślub a po współczesny okres piastowania coraz to wyższych funkcji państwowych przez swojego męża. Niby wciąż jest “normalnie”, niby nic się nie zmieniło – jak wynika z tekstu ale trudno w to uwierzyć… Nie każdy jest Premierem tudzież mam takiego “gościa” w domu. W książce jest sporo archiwalnych zdjęć i jej język jest przyjemny, bardziej dopracowany niż w autobiografii pani Wałęsy, ale nie mam tutaj żadnej myśli przewodniej, jakiś silniejszych, bardziej znaczących momentów. Życie na jednym poziomie, jednej płaszczyźnie. Historia oddanej kobiety, o której nic prawie nie wiemy: Kim tak naprawdę jest? Czego pragnie? Do czego dąży? Jak się zmaga czy prześlizguje z tym I po tym co dzień jej przynosi? Może taka właśnie jest jej autorka, gdzieś z tyłu? Bez większych ambicji i pragnień?


Nie wiem, ale takie wrażenie po przeczytaniu jej biografii odnoszę.


 


Jednakże budzi mój podziw i mój zachwyt historia jej miłości z “Donkiem”. Jej opis stanowi jak dla mnie najepszą część książki. I motto zamieszczone na okładce też wydaje mi się niezwykle trafne: “Kim byłabym bez Donka? Pewnie po prostu kimś innym. Kim on byłby beze mnie?”… Tak, ci, którzy są blisko, wokół nas, zmieniają naszą egzystencję w różnym stopniu, wpływają na nią, naznaczają…


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz