Wejscie do opactwa Westminster.
Pierwszy dzień w Londynie. Ponad 10 godzin
zwiedzania i na nogach ! Tak byliśmy głodni poznania miasta, emocji i
miejsc! Rozpoczęliśmy bardzo wcześnie bo o 8 rano, liturgią anglikańska w
klasztorze Westminster
– co pozwala na bezpłatne wejście do tego obiektu.
Przywitało
nas błękitne niebo i ponad 24°C .
Zresztą przez całą podróż mieliśmy oprócz dwóch dni
piękna pogodę.
piękna pogodę.
Londyńczycy
śpieszyli do pracy, bo 15 sierpnia nie jest u nich świątecznym dniem. Eleganccy,
w garniturach i garsonkach choć panie w adidasach i z plecakami, do tych
garsonek ma się rozumieć. Jak w każdej wielkiej metropolii i tutaj bardzo dużo
sę chodzi więc adidasy są najwygodniejsze a inne szpilki czy balerinki nosi się
w plecaku.
County Hall i London Eye oraz jej wysokosc Tamiza
Nasz londyński hotel był położony naprzeciwko Big Ben’a czyli po drugiej stronie Tamizy w budynku County Hall, w którym zresztą znajduje się i londyńskie akwarium I siedziba miejskich władz. Tuż obok słynne londyńskie oko czyli wielka karuzela kusi turystów widokami ale już nie cenami bo jedna przejażdżka to prawie 30 funtów!
Po liturgii i obejrzeniu Westminster ruszamy szeroką aleją Whitehall w stronę 10 Downing Street . Wokół same rządowe i ministerialne budynki, które naturalnie otwierają się po lewej stronie na królewską aleję prowadzącą prosto do Buckingham Palace a na wprost kończą się Trafalgar Square . Antek był cały podniecony rzeźbą Nelsona i wytopionymi z francuskich dział armatnich lwami! Tak, o historio nasza tyś nam panią i przewodniczką niezależnie od kraju i miejsca przebywania.
Plac Trafalgar wieńczą Narodowe Galerie sztuki… bezpłatne. Ale nasz wybór dotyczył innej trasy.
Chcieliśmy zwiedzić Covent Garden a raczej przejść się po kilku uliczkach tej uroczej i ukwieconej dzielnicy. Poszliśmy więc w górę i krążąc nieco podziwialiśmy ukwiecone teatry, puby i sam plac artystów czyli Covent Garden . Miłą niespodzianką było zjedzenie tradycyjnego francuskiego makaronika od Ladurée na tymże placu.
Kierując nasze kroki w stronę Buckingham Palace, gdzie mieliśmy zamiar obejrzeć zmianę kólewskiej warty od 11h30… przeszliśmy przez China Town – królestwo kiczu. Picadilly Circus rozczarowało nas zdecydowanie zbyt małą w porównaniu do nowojorskiego Time Square ilością neonów.
Przed Buckingham tłumy. Nic nie widać. Wszędzie masa ludzi, nawet na pomniku królowej Wiktorii. Udało nam się nie wiem jakim cudem ustawić się w pierwszym rzędzie przez królewskim placem. Także widzieliśmy nadchodzące tudzież nadjeżdżjaące na koniach zmiany wart ale samej zmiany jako takiej nic a nic. Trwało to wszystko prawie godzinę i było niesamowicie nudneeeeee… Po pół godzinie zarządziłam odwrót naszej trzy osobowej armii. Nie było na co patrzeć.
Weszliśmy do parku Saint James i zakupiliśmy gorące kanapki oraz napoje. Wyłożyliśmy się na trawie i z dobrą godzinę pobiesiadowaliśmy i powylegiwaliśmy się spokojnie.
Na godzinę 14 mieliśmy zarezerwowane wejściówki do brytyjskiego parlamentu. Parlamenty to moja specjalność, zwiedzam je wszędzie gdzie się da. Ostatnio amerykański Captiol. Trzeba oczywiście rezerwacji dokonć wcześniej, przez internet co pozwala na zaoszczędzenie 5 funtów ( na nas 3), ale i tak kosztuje to słono bo 45 funtów.
To był jednak znaomity wybór! Unikalne miejsca, House of Lords, House of Commons, głosowanie, kaplice i prawie tysiącletnia historia brytyjskiej monarchii i demokracji. Tak… brytyjska demokracja ma 140 lat wyprzedzenia do francuskiej gdyż tutaj już od 1649 roku władza była dzielona pomiędzy monarchę i parlament. We Francji to najwspanialszy czas absolutyzmu. Kobiety brytyjskie otrzymują prawo głosu w 1918 roku, we Francji 1944! Niewolnictwo zostaje zniesione w imperium w 1807 roku, we Francji w 1848! Możemy się wiele od Anglików nauczyć. Dzisiaj podobnie kobiety muzułmańskie noszące chusty moga prowadzić program w TV czy obsługiwać klientów w bankach, we Francji sa upokarzanego plażach...
Zlote Ferrari mieszkancow Kuwejtu na lodnynskiej ulicy.
W siedzibie parlamentu spędzamy 2 godziny by wrócić później na chwilę do hotelu I od 17 ruszyć
znów tym razem Black Cab czyli czarną taksówką do dzielnicy Harrods’a czyli świątyni kiczu. Ulice obok tego słynnego domu towarowego są wypełnione mieszkańcami krajów Arabii. Wszędzie luksusowe butiki, samochody i panie przykryte od stop do głów ale w makijażach godnych paryskich wybiegów mody. W Harrods’ie również przy najdroższych stoiskach tylko tego typu klientela. Jeżdżą, kupują, ale nie zwiedzają bo w żadnym godnym odwiedzenia obiekcie tej populacji już nie ma albo trafią się dwa czy trzy rodzynki.
znów tym razem Black Cab czyli czarną taksówką do dzielnicy Harrods’a czyli świątyni kiczu. Ulice obok tego słynnego domu towarowego są wypełnione mieszkańcami krajów Arabii. Wszędzie luksusowe butiki, samochody i panie przykryte od stop do głów ale w makijażach godnych paryskich wybiegów mody. W Harrods’ie również przy najdroższych stoiskach tylko tego typu klientela. Jeżdżą, kupują, ale nie zwiedzają bo w żadnym godnym odwiedzenia obiekcie tej populacji już nie ma albo trafią się dwa czy trzy rodzynki.
Zaczęłam się nawet zastanawiać nad związkiem pomiędzy islamem a tego typu stylem życia I bycia??? Czy jakiś jest???
Około 21 dotarliśmy do hotelu, wykończeni. Kolację zjedliśmy w Cucina, restauracji na przeciwko, ale była okropna! Gorąca kąpiel i pielesze…
Złote Ferrari robią wrażenie :-)
OdpowiedzUsuńRacja Magda i nie tylko na nas! Przechodnie przystawali i fotografowali...
OdpowiedzUsuń