niedziela, 7 sierpnia 2016

17 rocznica naszego kościelnego ślubu !

slub 1









Przypada dokładnie dzisiaj, 7 sierpnia… ale było to w 1999 roku. Ślub cywilny zawarliśmy we Francji 18 lipca 1998 roku. A ślub koscielny w Polsce, w Poznaniu, u Karmelitów bosych. Wesele natomiast miało miejsce w pałacu w Kobylnikach pod Szamotułami i trwało dwa dni.


 


Bardzo miło wspominam te dni, wręcz z zachwytem. Bo dzień naszego ślubu kościelnego jest dla nas do dzisiaj jednym z nawjażniejszych dni ( dochodzi dzień narodzin Antka).


Odbyło się z przygodami…


 


Jakieś 3-2 godziny przed ślubem dowiedzieliśmy się, że Mszy Świętej nie będzie bo mój mąż ma tylko chrzest Iiparafia Świętego Wojciecha, znajdująca się naprzeciwko Karmelitów a będąca administracyjnym zarządzącą sakramentów odmówiła nam mszy… Poinformowali nas o tym na chwileczkę przed samą uroczystością. Ja się zupełnie tym faktem nie przejęłam ale moi rodzice byli wściekli i później dochodzili sprawiedliwości w kurii biskupiej.


 


My bylśmy tak przejęci ślubem, że dla nas było pięknie tak czy tak. Ksiądz karmelita, który udzielił nam ślubu odprawił liturgię zawierającą wszystkie części mszy oprócz podniesienia.


Były czytania po francusku i po polsku. Nasza przysięga po polsku, której Stéphane się wyuczył.


 


Na wesele udaliśmy się do pałacu w Kobylnikach – przepięknego miejsca… Powitanie chlebem i solą oraz francuskim szampanem, który wieżliśmy w samochodach z Bretanii… kolacja, torty, nocne ognisko z grilem, noc na piętrze pałacu w pokojach hotelowych dla wszystkich gości i dalej śniadanie, spacery po parku pałacowym. Pięknie było…


Kilka razy wróciliśmy do pałacu , na obiad w restauracji czy na kawę i na miłe wspomnienia…


 


Pomimo kiepskiej jakości zdjęć bo to zdjęcia starych zdjęć (tutaj) zachwycam się naszą młodością i świeżością i pięknem naszego dnia.


Suknię szyłam z surowego jedwabiu we Francji, na miarę… była z trenem, prosta, zbyt prosta jak na niektóre polskie gusty, które wolałby widziec mnie w falbanach… których szczerze nie znoszę…


Fryzure spartaczyli w poznańskim zakładzie fryzjerskim, który dziś nie istnieje… lepiej bym wygladała chyba w mych naturalnych włosach wtedy, ale było minęło… nie najgorzej…


Makijaż robiłam sama.


Kolory naszego ślubu to biały i żółty i tak była ozdobiona jadalnia pałacowa, takie też mieliśmy drażetki dla gości.


W Sali – pijalni na zielono, były alkohole i napoje, a w sali czerwonej tańce. 


Prezenty dostaliśmy wspaniałe bo zrobiliśmy listę prezentów i każdy z gości z niej wybierał, tym sposobem do dziś szczyce się polską kolekcją kryształów, srebrnymi polskimi sztućcami, świecznikami, kaszubskim obrusem…


 


Dzisiaj po 17 latach mogę napisać, że bywam bardzo szczęśliwa w moim związku. Częściaj bywam szczęśliwa niż nieszczęśliwa choć spięcia i kłopoty nas nie ominęły.


 


Wieczorem, przy zachodzie słońca, będziemy razem świętować naszą rocznicę na plaży… ze stopami w Atlantyku i kieliszkami różowego szampana, który już się chłodzi…









slub 2





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz