Środa 1 marca… to był wyjątkowy dzień, gdyż spędziliśmy go w
krainie wulkanów a ściślej w parku Timanfaya i w górach Ognia, w drodze
powrotnej zahaczając o dolinę Geria, gdzie produkuje się wina, znakomite wina !
Wyjechaliśmy bardzo wcześnie z hotelu by uniknąć
kilkugodzinnej (bywa) kolejki wjazdowej do parku. Otwierją park o 9 h rano tak
też na godzinę 9 tam byliśmy i parking zapełnił się zanim nie wsiedliśmy do
autobusu. Bo po parku chodzić
samemu nie można. To teren chroniony i pokazuje się go turystom wożąc ich w
żółtych autobusach. Zdjęcia można robić w jego sercu tylko przez autokarową
szybę – stąd te cienie! Stworzony w 1974 roku park obejmuje 5000 hektarów
powierzchni, po ostatnich wybuchach z lat 1730-1736. To kraina przedziwna, z
jednej strony napawająca strachem bo życia tutaj tak mało… zieloności, wody… z
drugiej kompletnie fascynująca i porażająca swoim niezwykłym, niespotykanym
pięknem. Bo ja osobiście odebrałam ten krajobraz jako piękny!
Dojeżdżając
tutaj śpiewałam jednak w samochodzie “Je suis seule au monde” czyli “Jestem
sama na świecie”… bo to właśnie odczuwałam. To świat ciszy, śmierci, w którym
ani flora ani fauna nie odzyskały jeszcze, po ponad dwóch wiekach, swych praw.
Góry Ognia…
z ich przedziwnymi kształtami, formami zastygłej lawy i wulkanicznego prochu. Na 10 centymetrach pod ziemią temperatura sięga
wciąż 150°C
a kilkadziesiąt centymetrów głębiej dochodzi do 500°C . Co wykorzystują
sprzedawcy turystycznych atrakcji robiąc przed restauracją parkową El Diablo
pokazy samozapalających się ździbeł traw czy syczącej pary wodnej. Sama
restauracja wykorzystuje to ciepełko piekąc warzywa i mięsa i serwując je na
talerzach jako wyjątkowe rarytasy… a są to po prostu dobre, zwykłe produkty,
upieczone na wulkanicznym źródle ciepła.
Wyjeżdżając
z parku podziwialiśmy już kilkukilometrową kolejkę samochodów… Kierując się w
stronę Yaiza zatrzymaliśmy się na parkingu oferującym turystom przejażdżkę na
dromaderze. Antek bardzo jej zapragnął. Ja ze względu na wyznawane wartości i zasady
odmówiłam udziału w tej eksploatacji zwierząt. Antoni jednak ucieszył się
bardzo i się ze swoim tatą po wulkanicznej skarpie na dromaderze poprzechadzał.
Wracając z
tej wyprawy do naszego hotelu przejechaliśmy przez całą dolinę Geria. Uprawia
się tutaj, na czarnym wulkanicznym prochu winorośle! Ale uprawia się w spsoób
niespotykany nigdzie indziej na świecie – w dołkach, otoczonych murem. Ta
uprawa pozwala na ochronę roślin przed codziennym tutaj wiatrem i na
oszczędzanie wody bo tej jest na wyspie Lanzarote wyjątkowo mało. Pejzaże tych
pól zaklasyfikowane przez UNESCO wzbudziły nasz zachwyt. Wiele “zamków”, tutaj
noszę one nazwę Bodega, produkuje własne wina. Najbardziej znanym i obleganym
choć niestety jakościowo gorszym jest Bodega El Grifo. Przed nią zatrzymują się
autokary z turystami.Zatrzymaliśmy się i my i dość szybko uciekliśmy bo to taka
typowo turystyczna masówka.
Za to
cudownie było zatrzymać się w Rubicon – na przeciwko tej pierwszej, gdzie prawie
nie było ludzi za to wina znakomite, odznaczone prestiżowymi nagrodami i w Los
Bermejos, do którego trzeba zboczyć nieco z głównej drogi, którego biała
Malvasia z 2007 roku jest bo prostu ambrozją!!!! Nie do kupienia w
supermarketach lokalnych, trzeba jechać na uprawę!
Pokosztowaliśmy,
posmakowaliśmy, kupiliśmy kilka butelek… kilka wypiliśmy do kolacji w hotelu
naszym z badziewskim “all inclusive” przynosząc sobie butelkę do stolika… aż
się inni turyści rozochocili… I następnego wieczoru kilka już poszło naszym
śladem, he, he… kilka butelek tez przywieźliśmy do domu!
A dzień
zakończyliśmy na różnych zawodach sportowych, w których Antek brał udział i zgarniał
nagrody i dyplomy.
Bodega w jęz.hiszpańskim to nie zamek a winiarnia, piwnica - skład win... Małgorzata
OdpowiedzUsuńAle tutaj tez produkuja wina... wiec po francusku to château czyli zamek... stad moja interpretacja.
UsuńMoim zdaniem dziś najbardziej ważna w motoryzacji jest ekonomiczność danego samochodu. Producenci prześcigają się w nowinkach technologicznych często zapominająć o redukcji spalania auta, a potem celowo fałszują wyniki spalania. Przykładem dość głośnym był w ostatnich latach Volkswagen. Pozdrawiam serdecznie :-)
OdpowiedzUsuńNie rozumiem tego komentarza? Jaki zwiazek z wpisem blogowym?
Usuń