We wtorek 28 lutego wyruszyliśmy popołudniową porą na nasze
codzienne zwiedzanie. Na początek pojechaliśmy do miejsca, które tubylcy
nazywają La Villa czyli miasto, bo było to miasto stoliczne. Celowo oddalone od
brzegów oceanicznych by uchronić ludność przed atakami piratów a te zdarzały się
do XX wieku.
Teguise jest uważana za najpiękniejsze miasto na wyspie
szczególnie w niedzielny poranek gdy wzdłuż targowych straganów do kościoła
suną rzesze wiernych. To miasto to trochę jak teatralna scena. Spacerując po
jego uliczkach odnosi się wrażenie, że spacerujemy po dekoracjach filmowych. Domy
są niskie, zgodnie z zasadą Manrique ale idealnie wybielone z kolorowymi
drzwiami i okiennicami.
Centrum to oczywiście kościół poświęcony świętemu Michałowi
z XV wieczną rzeźbą Matki Bożej z Guadelupe. Na przeciwko kościoła jedyny pałac
w mieście Palacio de Spinola, w którym można obejrzeć setki egzemplarzy
kanaryjskiej gitary – Timple.
Na domach wielkie drewniane krzyże przybite do murów rzekomo
po to by uniknąć sikania na nie nieprzyjaznych i niezbyt rozgarniętych
turystów.
W centrum miasta Palacio del Marquès czyli bodega, w której
można zjeść i napić się wina co też uczyniliśmy !
Z każdej uliczki w mieście widać ruiny zamku Świętej
Barbabry z XVII wieku, w którym dziś znajduje się muzeum piratów.
Po okolicy krąży jeszcze kilka legend jak ta o Omarze
Szarifie, który w restauracji w miasteczku Nazaret dosłownie 5 km stąd przegrał ledwo co
zakupiony dom… w karty go przegrał i po tej przegranej nigdy już na Lanzarote
nie powrócił.
Z Tanguise ruszyliśmy dalej na północ wyspy do punktu
widokowego zaaranżowanego przez Manrique czyli Mirador del Rio. To niezwykłe
miejsce pozwala na dokładne oględziny sąsiedniej wyspy Graciosa ! To
maleńka wulkaniczna wysepka zamieszkana przez około 160 osób… o powierzchni 27 km 2. Z Mirador widać ją
całą wraz ze wznoszącym się na niej 266 metrowym wulkanem. Można tutaj wynajać
wiejski dom czyli casa rurale… i pożyć sobie prawie jak Robinson Cruzoe ! Mirador
to skały wpadające niemalże pod kątem prostym do oceanu. Manrique urządził
tutaj restaurację owalną… jak wszędzie w kolorach wulkanicznej czerni i bieli…
Wiało, ale było pięknie !
Zakonczyliśmy naszą wtorkową wędrówkę w grotach La Cueva de
los Verdes… te groty do jakby początek tych poprzednich czyli Los Jameos del
Aqua bo wulkan Corona wybuchł nieopodal. Nigdy jeszcze nie byłam w takim
miejscu… 10 km
podziemnych korytarzy – do zwiedzania tylko 1 km ! Gorąca lawa wyżłobiła
je w istniejącej już skale. Korytarze są albo bardzo wąskie albo nagle zamieniają
się w sale podziemne szerokości kilkudziesięciu metrów. Jednak ciekawostką była
kolejna sala filharmoniczna… kilkadziesiąt metrów pod ziemią ! oraz to co
widać na zdjęciu… jezioro… iluzja jest perfekcyjna… Wszyscy, cała grupa (
zwiedza się te groty z przewodnikiem) była przekonana, że jest obok nas
przepaść… tak idealnie odbijały się skały « sufitu »… a to było
jezioro… Strachu było co niemara a później i śmiechu.
Perfekcyjna iluzja...
Calkiem wieczorna wizyta na biologicznej farmie aloesu - produkt narodowy na wyspach.... tutaj zakupilam cala mase kosmetykow eko!
Piękny dzień….
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz