Moj przyszly maturzysta...
W ubiegły
wtorek, po raz pierwszy w mojej karierze nauczycielskiej we Francji siedziałam
w komisji egzaminej na ustnych maturach z języka rosyjskiego. Było to dość dziwne doświadczenie.
Na 2
miesiące przed egzaminem dostałam oficjalne pismo tzw: convocation czyli
wezwanie na egzamin jako członek jury. Gdy się takie pismo dostaje to niestety
nie można nie przyjść, nie można odmówić. To jak ROZKAZ. Eh te francuskie
układy…
Ale napiszę,
że ja się szczerze ucieszyłam. Kolejne doświadczenie.
Stawiłam
się więc jak przykazano o 7h30 rano w liceum Camille Julian w centrum miasta Bordeaux . Zaparkowałam i poszłam
do centralnego budynku, który przypomina zameczek, tam mieści się siedziba
dyrekcji liceum. Od samego początku miło zaskoczona była zachowaniem przechodzących
po dziedzińcu uczniów, których nie znałam, ale którzy witali mnie wszyscy jak
jeden mąż “bonjour”.
O,
pomyślałam sobie, jak dobrze wychowani! I od razu porównałam ich zachowanie z
zachowaniem moich aktualnych gimnazjalistów, którzy potrafią cię popchnąć na
terenie szkoły bo akurat biegną o innych incydentach nie wspomnę. Nie ma w moim
gimnazjum “dzień dobry”.
W budynku
dyrkecji wręczono mi za to dość pezpardonowo teczkę z dokumentami: tematy,
dokumenty do wypełnienia, listy… podano mi numer sali i nazwę budynku, gdzie
miał odbyć się egzamin. Na moje pytania co do procedury, członków jury itd… jak
mi wyraźnie dano do zrozumienia, nie znano odpowiedzi.
Tak wydaje
się to absurdalne, ale nikt mnie nie poinformował jak dokładnie ma ten egzamin
się odbyć.
Poszłam
więc do sali licząc na to, że ktoś w moim jury będzie bardziej doświadczony ode
mnie…
W sali
pusto. Normalna sala klasowa, żadnego zagospodarowania na potrzeby matury. Zaczęłam
więc sama ustawiać stoły i krzesła. Po czym
spostrzegłam, że przecież uczniowie mają 20 minut na przygotowanie się, ale
gdzie mają się przygotowywać skoro przydzielono mi jedną klasę???
Zadzwoniłam
do dyrektorki obiektu, która nie była zbyt sympatyczna, dając mi wyraźnie do
zrozumienia, że jej przeszkadzam. Było już za 5 ósma i nikogo wokół mnie.
Dyrektorka
oświadczyła mi, że uczniowie przygotowują się w tej samej Sali, w której inni
uczniowie w tym samym czasie zdają więc mówią… bo tak we Francji jest i koniec.
Aha, odparłam zdesperowana… Co z
członkami jury… Oświadczyła mi, że to nie jej problem, że ona nie jest
kuratorium i nie ona decyduje ilu jest członków jury więc może jestem sama,
tylko o tym nie wiem?
Podziękowałam
za “pomoc” i odłożyłam słuchawkę.
Pojawił się
pierwszy uczeń… I ku mojem wielkiemu zdziwieniu był to SYN mojej koleżanki
Nathali, Paul! Jasny gwint przebiegło mi przez głowę… Paul zbladł z lekka.
Pośpieszyłam z uspokajającym słowem, mówiąc mu by się nie martwił, że pójdzie
dobrze. Kilka sekund po nim dotarli inni uczniowie – 8-mu zdających mature z
historii-geografii po rosyjsku czyli z klasy europejskiej. Nadal jednak byłam
jedynym członkiem jury.
Było już 10
minut po ósmej a my wciąż niczego nie zaczeliśmy bo… bo czekałam na co dalej. Zadecydowałam
jednak, że koniec czekania, poprosiłam pierwszą uczennicę o wylosowanie tematu
i zaprosiłam ją do 20-sto minutowego przygotowania się. W tym momencie wleciała
do Sali zdyszana kobieta, której nie znałam a która okazała się być drugim
członkiem jury, nauczycielką rosyjskiego. Trochę mi ulżyło.
Ustaliśmyśmy
harmonogram poranka, kto o której godzinie wchodzi, kiedy wypełniamy protokoły.
Egzamin
szedł, normalnym trybem. Poziom uczniów poza dwoma wyjątkami niski, niski… co
drugi rzeczownik i czasownik źle odmienione… “Kali mówić po rosyjsku”. Tematy
były dość trudne i dokumenty mało wspomagające wypowiedzi uczniów ale nie ja to
przygotowywałam tylko paryska wierchuszka. Atmosfera
była dobra i daliśmy zdać wszystkim oprócz jednej uczennicy, której poziom był
katastrofalny.
Skończyłyśmy
egzaminować o 12h25. I…. Od 7h30 do 12h25… NIKT NIE PRZYSZEDL, NIKT NIE
ZAPROPONOWAL NAWET SZKLANKI WODY – to mnie zaszokowało najbardziej. Tyle godzin
mówienia, pytania o suchym pysku i zero zainteresowania ze strony dyrekcji
szkoły.
Byłam
zniesmaczona albo wręcz wściekła… moja koleżanka z jury również. Widać we
Francji tak to się odbywa… mordka w kubeł i do pracy… bo wynagordzenia za to
nie ma oczywiście. Wchodzi w zakres obowiązków. I punktów za to też nie ma by
jakąś lepszą i stałą pracę dostać… a za ból pleców są! A to Francja właśnie!
Gwozdziem
był telefon od mojej koleżanki Nathali, mamy Paul’a… która w dość dziwny sposób
przypomniała mi, że kiedyś we Francji byłam NIANKA a teraz na maturach
egzaminuję!!! Wow! Nie wiem czy brać to za komplement czy za głupią uwagę???
No to rzeczywiście lipa :/ w Polsce jak już jesteś na maturach to po pierwsze jest to twoja jedyna robota na ten dzień, po drugie jeśli spędzasz przez to więcej czasu w pracy niż gdybyś miała lekcje to ci dodatkowo płacą, po trzecie szkoła zawsze przygotowuje poczęstunek dla nauczycieli, chociażby zwykłe kanapki. Nie wspominając o wodzie, kawie czy herbacie. A o i wszyscy egzaminujący dobrze wiedzą jak wygląda egzamin :)
OdpowiedzUsuńZ tego Co pamietam To I na poczatku lat 1990 tak To wygladalo. We Francji jak widac jest inaczej i gorzej...
UsuńTaki trochę czeski film z tym egzaminem. A czy takie wezwania są jednorazowe, czy możesz spodziewać się następnych ?
OdpowiedzUsuńNarazie nic niej dostalam wiec mysle, ze na ten Rok Koniec. Wysylaja zawsze duzo wczesniej wezwanie.
UsuńUwagę mamy Paula przyjmij jako komplement ;)
OdpowiedzUsuńAgnieszko powiem Ci, że jestem w szoku i jeszcze szczękę z podłogi zbieram. W PL nauczyciele, którzy "tylko pilnują" nawet przy "głupim" próbnym egzaminie szóstoklasisty przechodzą stosowne jednodniowe szkolenie, a tu taki zonk na maturze. W PL dużą wagę przykłada się do dokumentacji, by wszystko w dobre rubryki powpisywać, bo jest to jednak ważne, a w FR widzę wolna amerykanka. Ciekawi mnie tylko jedna rzeczy - czy TY znasz rosyjski na tyle byś mogła egzaminować?
OdpowiedzUsuń