Wszystko już zostało powiedziane i napisane o Saint Tropez. Turystyczne
jet-set, miasto pisarzy i malarzy, później aktorów… a dla mnie to urocze,
przeurocze miasteczko ze starymi uliczkami i portem z jednym bemolem… kawa
kosztuje tutja 4 euro za filiżankę, dokładnie tyle ile w Szwajcarii ! A metr kwadratowy powierzchni mieszkalnej
szybuje - od 10 000 do 90 000 euro!
Saint Tropez to miejsce mityczne i to nie tylko za sprawą
Brigitte Bardot i żandarma, ale też za sprawą Guy de Maupassant, który tutaj
już w 1887 roku przycumował swój jacht Le Bel Ami. Później przybyli tutaj
malarze Matisse czy Paul Signac… Cala okolica bije pięknem niezwykłego
światła i to niezależnie od pogody. Poznali się na tym miejscu już starożytni
Grecy, potem Rzymianie a teraz bogacze z całej planety ściagąją tutaj by się…
pokazać ! Nie brakuje też zwykłych turystów, takich jak my, którzy za portowy
parking zapłacą 6 euro za 2 godziny, po czym wypiją kawę w Sénéquier bo to
kawiarnia prezydentów i aktorów z wiodkiem na jachty bardziej zamożnej części
światowej populacji.
Port i uliczki wokół niego to stara partytura miasteczka, aż do placu
Lices, na którym co wtorek i co sobotę odbywa się targ pełen ryb, oliwy,
oliwek i innych lokalnych produktów. Przy tym placu jest tez cukiernia… choć ma w
okolicy kilka « oddziałów » zwana « La tarte tropézienne »
i sprzedająca słynną tartę !
Niesmowite
w jej historii jest to, że założył ją POLAK ! Aleksander Micka, ciastkarz urodzony w
Polsce, przybył tutaj zaraz po II wojnie światowej i wspomnienie słodkiej bułki
jego babci zrodziło tę oto tartę: slodka bułke posypana grubym cukrem i przełożona kremem
ciastkarskim! W wersji mini – na jeden kęs, kosztuje to to 1,6 euro a za całą wielką
porcję, ukrojoną z dużej tarty zapłacicie 3,5 euro… rachunek jest prosty! Spożywanie
go na placu Lices, na którym tyle sław grało w Pétanque jest kolejną przyjemnością,
pomiędzy rzędami platanów.
Droga ze
starego Saint Tropez na jedyną plażę publiczną Canebiers ( czyli bezpłatną)
wiedzie wzdłuż wybrzeża. Miasto z jego charakterystyczną żółto-pomarańczową
wieżą kościoła Notre Dame zostaje za naszymi plecami, ale wystarczy się obrócić
by zobaczyć to…
Przed nami
morski cmentarz. Wyjątkowe miejsce w Saint Tropez. Zmarli, w tym kilka sław
(Roger Vadim, który filmował Brigitte Bardot; Eddie Barcaly, który tyle sław
międzynarodowych wylansował i ma grób pokryty płytami winylowymi czy Pierre
Bachelet…) spoglądają sobie radośnie na zatokę Saint Tropez ciesząc się
słonecznymi i ciepłymi dniami nawet w życiu pozagrobowym.
Plaża jest
kilkaset metrów dalej.
Stąd
ruszamy dalej, na plaże Salins, do dzielnic bogaczy, do których nie ma wstępu –
można kilka willi popodziwiać z daleka. W końcu dojeżdżamy do miasteczka Ramatuelle, 10 km na południe od Saint
Tropez. Ten średniowieczny ślimak nieco przeraża stromością swych ulic. Po 200 metrach ostro sapiemy ale idziemy, pod górę,
zawsze pod górę. Restauracja prowansalska kusi nas swoim kompletnie fantazyjnym
wnętrzem i stolikami na chodniku z widokiem na okoliczne winnice i wzgórza. Rozmowa z naszymi sąsiadami zawiązuje się
bardzo szybko, są wśród nich i Francuzi i Holendrzy i Niemcy.
Wszyscy są
zachwyceni proponowaną tutaj kuchnią. Owszem jest drożej niż w Bordeaux ale taniej niż 20 metrów wyżej,
gdzie talerz Carbonara kosztuje 23 euro… Lazurowe wybrzeże jest bardzo, bardzo
drogie… W naszej restauracji: domowy makaron z sosem Pistou kosztuje 14 euro i jest
znakomity. Po raz pierwszy widzę kawę
poobiednią podaną w dzbanuszku – spora ilość, do tego 4 ciastka z anyżem i cena
zwykłej kawy. Spędziliśmy tutaj ponad godzinę rozkoszując się tradycyjną
kuchnią regionalną w sympatycznym towarzystwie.
Po
Ramatuelle kierunek Gassin, kolejne miasteczko, odznaczone tytułem “ Jedno z
najpiękniejszych miasteczek Francji”. Wokół winnice win Côtes de Provence.
Widok na zatokę Saint Tropez zapiera dech w piersiach i praktycznie każda
kamienna uliczka tym widokiem lazurowym się kończy. Kościół z XVI wieku,
zabytkowe kamienne domy, ogród botaniczny na stokach i kilka restauracji
wszystko w zapachu jaśminu, którego tutaj jest tak wiele. Zawrót głowy!
Jutro
ruszamy do Nicei – spotkanie rodzinne plus wizyta na cmentarzu i trochę
zwiedzania. W niedzielę podobnie. Za kilka dni ma być deszcz… programy mogą
wiec ulec zmianie.
Pozostaje tylko westchnąć... ależ pięknie...
OdpowiedzUsuńPieknie bylo!
UsuńPrzepięknie! Zapomniałam wcześniej napisać - podoba mi się pomysł z wynajęciem samochodu, myślę że w takim kierunku powinniśmy zmierzać. Właściwie po co komu samochód na stałe?
OdpowiedzUsuńZastanawia mnie ten cmentarz, ciekawe czy go fale nie podmywają?
Nie nadazam odpowiadac! Tez wydaje mi sie, ze zamiast posiadac lepiej by bylo korzystac wtedy gdy potrzeba I tylko wtedy... Co do fal nie Mam pojecia alé pewnie od spodu musi im tam byc mokro!
Usuń