Wczoraj w poludnie Antos pojechal ze swoim ojcem do Bretanii na krajowe rozgrywki badmintona, na ktore to zakwalifikowal sie po kwietniowej wygranej w rozgrywkach regionalnych. Dzisiaj juz niestety pierwszy mecz przegral. Nic to strasznego jednak. On wie i ja to wiem, ze w sporcie duzo wiecej sie przegrywa niz wygrywa. Jest przyzwyczajony do porazek i one go mobilizuja.
Trafil na duzo silniejszego przeciwnika, silniejszego fizycznie: ten sam wiek ale sporo wyzszy i mocniej zbudowany i bardziej, dluzej wytrenowany. Antek rozpoczal swoja przygode z badmintonem w tym roku szkolnym wiec... ma jeszcze czas.
Popoludniu gra kolejne mecze.
Pojechal tymczasem z pudelkami jedzenia, ktore mu przygotowalam. Specjalnie dostosowane do sportowych potrzeb - jedno widac na zdjeciu. Na moich tesciow, u ktorych moj maz i syn spia, nie moge w tej dziedzinie liczyc wiec wolalam zrobic sama.
A ja?
kustykam doslownie i w przenosni. Te leki zle na mnie dzialaj. Zle wygladam to raz, a dwa probowalam dzisiaj pocwiczyc rano i slabo mi sie robilo przed oczami. Wyszlam potem na dlugi, godzinny marsz w kierunku antkowej szkoly i... koleznka odwiozla mnie do domu, gdy wracalam... strasznie sie spocilam... odstawiam te leki bo one robia ze mnie wrak!
Musze sobie jakos inaczej poradzic.
Wczorajszy dzien spedzilam z Alina, jej corkami i troche z jej mama, ktora miala wczoraj operacje. Pomoglam na tyle na ile moglam.
Wieczorem pogadalam z rodzicami; poczytalam, spalam na prochach wiec to takie spanie... eh...
Zastanawiam sie co zrobic ze swoim zyciem by bylo lepsze, pozytywniejsze, w kazdym razie nie takie jakie jest teraz.
Wiele osob musze z niego wyrzucic, z zycia znaczy sie. Musze zrobic porzadki, wyczyscic, wywietrzyc, odzyskac rownowage, wolnosc, chec, radosc bo za kare przeciez tutaj nie jestem.
Pierwsza decyzja - wyjezdzam latem na caly miesiac SAMA w ALPY... bo musze odpoczac, myslec, pisac, miec czas. Moj syn bedzie musial zostac z tata i podzielic ten czas miedzy wyjazdy. 2 tygodnie ma juz w Kanadzie wiec polowa, tydzien u chrzestnego i tydzien u dziadkow nad oceanem. Akurat miesiac. A potem... sie zobaczy...
Za chwile jedziemy z Alina do nowego polskiego sklepu... ciekawe jaki jest? Co kupie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz