W ubiegly wtorek mialam okazje goscic na mojej lekcji Historii-geografii nauczycielke historii i filozofii, ktora przybyla do nas prosto z Pise, z Toskanii. Kobieta starsza ode mnie, o pieknym imieniu Lorenza, przebywala w moim liceum na wymianie.
Poniewaz jest to poczatek roku szkolnego i nie znam jeszcze dobrze moich uczniow ani tez nie zaczelam jeszcze programu z przedmiotu, gdyz kazdy poczatek roku poswiecam na metodologie, testy, poznawanie uczniow... nie miala ona okazji uczestnic w lekcji historii.
Poprosilam ja jednak by opowiedziala najpierw uczniom o swoim, wloskim liceum... i przy okazji sama bardzo duzo sie dowiedzialam!
Jednoznacznie stwierdzam, ze wloscy nauczyciele w liceach maja duzo lepsze warunki pracy od francuskich. Klasy sa nieliczne 25 uczniow to jest maksimum, gdy my tymczasem mamy klasy po 35 uczniow minimu a bywa, ze i 38! Pensje maja podobne do naszych czyli niezbyt wysokie ucza jednak przed "wybrana" publika. Wlosi maja minimum selekcji, gdy o dostep do ogolniaka chodzi. U nas natomiast mamy uczniow z 5 na 20 z francuskiego, z matematyki itd... ktorzy z woli rodzicow ida do ogolniakow po czym po kilku tygodniach jest DRAMAT bo okazuje sie, ze nie nadaza, nie ten poziom itd...
Lorenza okazala sie przesympatyczna... i tak nasza znajomosc kontynuowalysmy w srode. Wczoraj wrocila juz do swojego kraju. We Wloszech, jak w wiekszosci panstw swiata, historia i geografia sa osobnymi przedmiotami, nauczanymi przez roznych nauczycieli. Tylko Francja, taki rodzynek... mamy wszystko razem: historie, geografie i WOS. Jeden przedmiot, jeden nauczyciel.
Ps/ dzis moje pierwsze zebranie z rodzicami w roli belfra... wieczor w szkole.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz