Tosmy sie napalili, nakrecili jak te szwajcarskie budziki i juz od tygodnia mowilismy w domu o tym filmie. Wczoraj wieczorem nawet kolacje zesmy o 18h30 jedli by na 19h30 do kina zdazyc... zupelnie jak na Francuzow nie przystalo.
I???
I wyszlismy rozczarowani jak rzadko!
Wszystko mialo byc wielkie, chwalebne, piekne a okazalo sie zlepkiem kilku epizodow rewolucyjnych. Aktorzy, w tym 8-miu glownych bohaterow, spisali sie na medal moze poza rola samego krola, Ludwika XVI, ale to kawalkowanie historii bez zadnej mysli czy idei wiazacej mnie osobiscie bardzo do filmu znechecilo i Antka zreszta tez. Powstal fresk. Postacie Marat czy Robespierra zostaly zrehabilitowane, ale Pierre Schoeller zatrzymal akcje na egzekucji krola wiec okres wielkiego terroru zostal w filmie pominiety.
Kazdy z bohaterow na swoj sposob uczestniczy w rewolucji. Z wielkim rozmachem pokazano pisanie pierwszej Konstytucji, ktora nie byla dzielem specjalistow a wielkim kolektywnym wysilkiem, podobnie z tworzeniem Convention czy z krolewskim procesem - niezbyt wiernym historycznej prawdzie.
Realizator postawil na emocje i rzeczywiscie film wywoluje ich sporo. Problem w tym, ze ja jako historyk znajacy wiele filmow i tekstow o rewolucji w tego typu obrazie sie nie odnajduje bo wiele rzeczy mnie w nim uwiera. Nie moge zidentyfikowac sie z zadna emocja, z zadna postacia, idea. Nasycenie przemoca jest w tym filmie rownie wielkie jak w innych obrazach o rewolucji i wlasciwie w moim rozumieniu tego okresu to odczucie dominuje. A chcialbym by przerodzilo sie w cos pozytywniejszego, by ta krew i ta przemoc nie wyplywa wciaz na pierwszy plan. Ten film mi w tym nie pomogl. Wrecz przeciwnie.
A scena, w ktorej Ludwik XVI spotyka we snie swych poprzednikow byla takim uderzeniem groteski, ze ... pozostal mi po niej tylko niesmak.
Hm... film ma pozytywne jak i negatywne strony jak dla mnie te ostatnia przewazaja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz