Zeby nie byl, ze wciaz narzekam i sie skarze to pisze tez posty wtedy, gdy jest dobrze, pieknie, pozytywnie, gdy jest lepiej!
Kilka dni temu wylalam swoje zale na meza mojego a raczej na jego zachowanie, dzisiaj spiesze doniesc, ze nastapila pozytywna zmiana. I ta zmiana nie tylko mnie zaskoczyla - jak widac po 20 stu latach malzenstwa mozna jeszcze zostac zaskoczocznym ale tez ucieszyla. Zaczelo sie w czwartek.
Bylam w pracy caly bozy dzien i gdy wrocilam kolo 16:30 okazalo sie, ze cos sie ruszylo... zaczal dzialac, wysylac, szukac, w domu ruch bo powynosil, porozwieszal, poskladal, ugotowal. Wieczorem bylam na zebraniu w szkole Antka - bo chcialam ja, on tez mogl pojechac ale wolno tylko jednemu rodzicowi byc bo miejsca w klasie za malo by do kazdego dziecka dwojka rodzicow przychodzila. Wrocilam z zebrania... kolacja na stole podana, goraca, dziecko w pizamie, wykapane, wyuczone.
W piatek mialam po pracy jechac po zakupy ale slysze, ze nie trzeba on pojedzie i wszystko zalatwi, samochod moj wymyje, sprawdzi opony. Zakupy dostarczone, poukladane... no szok normalnie.
Czy cos zrobilam?
Nic prawie nic... nie gadalam, nie polecalam, nie strofowalam po prostu zylam sobie swoim zyciem i samo przyszlo.
Mama nadzieje, ze na dlugo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz