poniedziałek, 7 października 2019

Pochodze z nauczycielskiej rodziny... mysli poranne

Jeszcze przed praca... nauczycielska zreszta!

Moj dziadek byl nauczycielem i o jego pracy pisalam w powiesci "Odchodzic", moj tata byl i jest i nauczycielem i wykladowca uniwersyteckim. Moj wujek, maz siostry mojeje mamy,  byl nauczycielem. Jedna z siostr mojej mamy byla cale zycie nauczycielka i jej corka tez byla przez kilka lat nauczycielka.. Moja chrzestna byla tez przez wiele lat nauczycielka... moje kuzynostwo w Kanadzie - wielu tam nauczycieli.

Takze z kazdej strony, w rodzinie mam sporo nauczycieli wokol siebie i moge napisac, ze wyroslam w nauczycielkich klimatach, rozmowach, w tym stylu zycia dosc specyficznym choc nie latwym.

Jednakze nie przypominam sobie, a moze sobie zle przypominam?; by ktokolwiek z tej rodziny znajdowal sie w mojej dzisiejszej sytuacji:

Postawiony twarza w twarz z taka iloscia przemocy i agresji i wlasciwie bezbronny???

Owszem slyszalo sie czasem okreslenia typu "tępe bydło" i w Polsce, z ust czlonkow rodziny ale to byla rzadkosc, czescie trafilao sie "tepaki, tepole, niedouczeni". Nie slyszalam natomiast by byli bezbronni, doprowadzeni do granicy wytrzymalosci by nie wiedzieli co zrobic? jak zrobic? jak postepowac?

Moj dziadek, nauczyciel ponad 50 lat... mial wspaniale relacje ze swoimi licealistami.
Mojemu ojcu nikt nie podskoczy... nawet mamusie i tatusiowie, ktorych moj tata jako belfer, nie znosi... ale tata ma taka posture, taki glos i taki charakter... ze ja z tymi moimi 164 centymetry i 58 kilogramow plus sopran... moge sie schowac...


Tak wiec kolejny gulag dzisiaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz