wtorek, 18 listopada 2014

Molier, fotel, 4 krzesła, 6 rad pedagogicznych…

Tak bym streściła ostatnie dni. Tyle się dzieje, że człowiek nie nadąża z pisaniem, a listę tę mogłabym przecież pociągnąć jeszcze długo i długo…







Wróćmy do soboty… lało, Antek bawił się w najlepsze z kolegą, niezwykle urodziwym i wyjątkowo dobrze wychowanym chłopcem o imieniu Artur (kolegą z klasy), a ja ruszyłam w miasto. Kupiłam nieco ciastakrskiego prowiantu, ale o tym pisałam już na kulinarnym blogu, oraz sporo kosmetyków, olejków roślinnych do domu i dwa swetry! Tylko dla mnie! Jeden pomarańczowy, drug błękitny. Mój mąż stwerdził, że babciowy – ten pierwszy. Naburmuszyłam się nieco i wczoraj ubrałam mój śliczny pomarańcz do granatowych sztruksów, wiązanych butów typu Derbby, na szyji zawiązałam moją jedwabną apaszkę w kolorze blue i ruszyłam do pracy…







A w pracy… same komplementy, ha, ha i nikt o babci żadnej nic nie wspominał – miałam mój rewansz na poniedziałkowy wieczór.







W międzyczasie była jednak niedziela… lało… ale mieliśmy bilety kupione do teatru Pergola na sztukę Moliera. O 14h30 wyruszyliśmy więc z domu z Antosiem oczywiście, by obejrzeć to dzieło, które tak rozśmieszyło Ludwika XIV i jego świtę czyli “Chory z urojenia”!







Śmiechu było co niemiara. Spędziliśmy więc fantatstyczne popołudnie nie przejmując się zupełnie tym co za oknem.



No a w poniedziałek?



Aha, miałam mój wieczorny rewansz! Zanim jednak do niego doszło… 6 godzin lekcji, dojazd do pracy w strugach deszczu i w porannej nocy – odmawiałam zdrowaśki (przysłowiowe) bo na drodze nic nie było momentami widać. Pomyślałam sobie, że nie po to jeżdżę do pracy by życie swe narażać? Rzeczywistość jest jednak nieco inna.



W pracy 176, o przepraszam 174 bo dwóch nieobecnych było, uczniów… galimatias w głowie bo imiona mi się mylą tych szkolniaków na potęgę. W jednej z klas mam w jednej ławce : Jules i Julian, jak dwie krople wody, bracia… mylę ich systematycznie. Jedna pannica o imeniu Anaelle ma o to do mnie wyraźne pretensje, gdyż jej imię mylę z Abigaëlle, która siedzi w tym samym miejscu co Anaelle tyle, że godzinę wcześniej… uf…







W przerwie obiadowej dowiedziałam się, że w dwóch pierwszych tygodniach grudnia mam… 6 RAD PEDAGOGICZNYCH: 1, 4, 8, 9, 12 i 15 grudnia! O 18h30… do 20 h… będę więc siedzieć w tej świątyni wiedzy w te dni od 8 h rano do 20 h cięgiem… UWIELBIAM TO!!!



Czy ktoś coś mówił o nauczycielach z… POWOLANIA? Hm, w tym wypadku niestety, żadnego powołania, ani tyci, nie odczuwam. Dominuje u mnie instynkt macierzyński, o ile taki istnieje, i wnerw na tę organizację, która nie pozwoli mi widzieć przez 6 całych dni mojego własnego dziecka!!! Ot, co!



Ale to dopiero za 2 tygodnie… jeszcze zdążę się powkurzać…







Tymczasem, dziś odwiedziłam mój nowy, ulubiony sklep meblowy czyli Maisons du Monde i zakupiłam: 4 krzesła – mam dwa, dwa inne są zamówione, fotel – też zamówiony i dwie lampy oraz świcę pachnącą pierniczkami i cynamonem w puszce jak na kakao albo herbatę… już, już miałam włożyć do kosza kolejnych kilka talerzy i innych pierdółek, ale musiałam się powstrzymać. Finanse leżą i jeszcze będą leżeć dopóki z wszystkimi zakupami domowymi się nie wyrobimy czyli conajmniej do przyszłego lata… chlip, chlip, chlip…







Krzesła są solidne, nogi ciemne, dębowe ale obicia … pomarańczowe, w moim salonie gdzie jest czarne pianino, czarny mebel i czarne TV, wielka kanapa z dużąąą ilością poduszek beżowa wykończona białymi lamówkami, kredens drewniany i szklany;  i fjeszcze ioletowy dywan ( trochę jak fuksja) gruby, mięciutkki, jak się w niego zapada to stop nie widać… wełniany, uwielbiam go;  będą pomarańczowe krzesła… bardzo mi się podobają te kolorowe plamy w tym neutralnym tle… Fotel też tutaj będzie… skórzane siedzisko ale nogi i poręcze  z drzewa mangowego… trochę w stylu orientalno- biurowo-klubowym. Akurat to mi się zmieści. I lampy… kremowe, dwie takie same, plus ta sufitowa ładnie ze sobą współgrają.







Zostało do kupienia: biurko dla mnie, kanapa do mojego biura tzw: dla gości czyli rozkładana, dziś mi jedna wpadła w oko i nawet w cenie bo coś około 700 euros – co we Francji nazywa się … tanio… I lampa na biurko Antka i meble na taras i rośliny i barbecue i tysiące innych rzeczy…







A do zrobienia? Uf… lepiej nie pisać!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz