Czyli z wnukiem kogoś bardzo, bardzo znanego… nie mogę wyjść
z zaskoczenia. Dzisiaj rano dowiedziałam się, że osoba, z którą się przyjaźnię,
od prawie dwuch lat, jest dzieckiem kogoś znanego. A, że przyjaźń naszą zawarliśmy
poprzez dzieci, bo najpierw zaprzyjaźniły się dzieci to…
No właśnie
niby nic, nic to dla mnie nie zmienia. Widujemy się zazwyczaj raz w tygodniu,
razem jemy i pijemy, czasem razem pracujemy. Ich syn nocuje w moim domu bo jest
przyjacielem Antka… Pisałam o tych ludziach wielokrotnie i zdjęcia ich syna są
na moim blogu i fejsie. Oni nigdy nic nie mówili, że są… z takiej czy takiej
rodziny, gdy ich kiedyś o to zapytałam skupili się na tej “niesławnej rodzinie”
a o drugiej połówce po prostu w konwersacji zapomnieliśmy.
Tymczasem
dziś rano dostalam telefon z biura ochrony państwa, bardzo miły zresztą,
uprzedzający mnie o konieczności obecności pewnych osób w otoczeniu antkowego
przyjaciela a tym samym Antka na pewnych manifestacjach publicznych.
Tak więc
zdębiałam… wkurzyłam się na… że nic mi do tej pory nie powiedzieli, ba nie
pisnęli nawet słówkiem… po czym pomyślałam, że rozumiem dlaczego…
Pierwsza z
tych manifestacji z ochroną już w piątkowy wieczór.
Zadzowniłam
do męża zaraz po tym telefonie bo na początku trudno mi było w coś takiego
uwierzyć. Kawał jakiś? Idiota czy co?
Ale mąż mój posprawdzał pewne fakty… I jest to
prawda.
Przy obiedzie dzisiejszym, w obecności
Antoniego milczeliśmy. No bo co powiedzieć Antkowi? Czy w ogóle mu coś mówić? Czy
ten przyjaciel sam mu powie? Czy dzwonić do nich i sprawę “wyjaśniać”? Naświetlić?
Czy oni sobie życzą tego by Antek ten fakt znał???
Jak się sam zorientuje to co powiedzieć?
Sama nie wiem. Pierwszy raz znalazłam się,
znaleźliśmy się w takiej sytuacji… w ogóle to mi się nawet głupio zrobiło bo
wiele razy byli u mnie w domu a mój dom taki skromniutki… wiele razy my byliśmy
u nich. Teraz jestśemy zaproszeni do ich letniej rezydencji pod Pirenejami, więc
jedziemy… w lutym… Kurde… niby nic a jednak problem!
I myślę sobie jeszcze też, że skoro ci
przyjaciele zataili ten fakt to może nie chcą też by jeśli ktoś już tę prawdę
zna rozpowiadał ją dalej a wiadomo jak to z sekretami u dzieci jest…
No nic… dzwonię do nich, niech się wypowiedzą…
Myslę, że dlatego zataili ten fakt, bo sa po prostu normalnymi, skromnymi ludźmi, choć bardzo wysoko postawionymi. Tez się z czymś takim spotkałam. A że nadszedł taki moment, że sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa - no cóż, musieli Wam o tym powiedzieć. Myślę, że gdyby nie musieli to jak najdłużej chcieliby pozostać w pewnym sensie anonimowi, tacy ludzie, o ile sa normalni i na poziomie nie lubia wrzawy wokół siebie, mają jej dosyć na każdym kroku i cenia sobie "normalną " przyjaźń z "normalnymi" ludźmi. Sama widzisz, niby nic ta wiadomość o ich pozycji nie zmieniła - a jednak zmienia dużo...
OdpowiedzUsuńDla mnie, w mojej relacji z nimi postaram sie by nic sie nie zmieniło. Taka gotowość usłyszałam tez z ich strony wczoraj przez telefon. Antek jak sie domyśli czy dowie sam zdecyduje. Moja mama mi dziś powiedziała przez telefon, ze pewnie maja to we krwi...
UsuńOch Agnieszko, a ja myślę, że nie ma się wpływu na to, jakich ma się dziadków. Widocznie dla Twoich znajomych nie ma to aż takiego znaczenia i starają się żyć normalnie, nie podkreślając swoich korzeni. Skoro więc oni nie robią wielkiej sprawy wokół tego, może Wy też powinniście przejść nad tym do porządku dziennego?
OdpowiedzUsuńZnaczenie ma ale nie chcą o tym informować zbyt szeroko. Stad moje wczorajsze zaskoczenie.
Usuń